Kamil Kiereś: „Poczułem, że doszedłem do ściany”

19.04.2022

Na początku kwietnia Kamil Kiereś rozstał się Górnikiem Łęczna. Szkoleniowiec złożył na ręce zarządu rezygnację z funkcji pierwszego trenera. W rozmowie z Przeglądem Sportowym 47-letni szkoleniowiec wyjaśnia powody swojej decyzji. 

7 kwietnia Marcin Prasoł przejął obowiązki pierwszego trenera Górnika Łęczna, zastępując na tym stanowisku Kamila Kieresia, który zdecydował się zrezygnować z prowadzenia klubu z Lubelszczyzny. – Jeśli przegrywa się kilka meczów z rzędu, trzeba reagować. Można odsunąć kogoś od zespołu, ale uznałem, że kadra jest za wąska na takie ruchy. Zdecydowałem, że największą szansą dla Górnika będzie nowy impuls, nowy szkoleniowiec. Skoro uznałem, że mimo dużych chęci i zaangażowania, coś nam wspólnie uciekło i nie podążamy tą samą drogą co w poprzednich latach czy miesiącach, to czas odejść – tłumaczy swoją decyzję Kiereś.

„Doszedłem do ściany”

Były trener Górnika Łęczna wyjaśnia, że dotarł z drużyną do miejsca, w którym nie widział już możliwości kontynuowania tej współpracy. – Nie chodzi o sprawy pozasportowe, jakieś konflikty. Jasno trzeba powiedzieć. Drużyna mecz z Pogonią oddała jakby walkowerem. Zauważyłem, że choć od siebie daję wszystko, gdzieś to się już nie zgrywa i poczułem, że doszedłem do ściany – dodaje.

47-letni szkoleniowiec dywagował również na temat tego, co nie wyszło i czy łęcznianie byli przygotowani na awans do PKO BP Ekstraklasy. – Spójrzmy na Radomiaka czy Raków, które też do ekstraklasy awansowały z II ligi, ale potrzebowały dwóch sezonów na zbudowanie zespołów w I lidze. Nasze awanse nie były oczywiste, ostatniego dokonaliśmy z kadrą, która nie do końca gwarantowała, że sobie poradzi. Wszystko działo się bardzo szybko. Wcześniej co okno transferowe dochodziło tylko dwóch, trzech zawodników. Przed sezonem ekstraklasy potrzebne było kilkanaście ruchów kadrowych, staraliśmy się wzmocnić zespół i trzeba było to robić dalej, już zimą – zakończył Kamil Kiereś.