Stłuczka na ostatniej prostej. Arsenal znów bez Ligi Mistrzów?

19.05.2022

Jeszcze do niedawna wszystko było w rękach Arsenalu. „Kanonierzy” byli na dobrej drodze do tego, by po sześciu latach przerwy ponownie zagrać w Lidze Mistrzów. Dwa ostatnie starcia wstrząsnęły jednak czerwoną częścią północnego Londynu. Podopieczni Mikela Artety najpierw polegli w derbowym starciu z Tottenhamem, a kilka dni później ponieśli brzemienną w skutkach porażkę z Newcastle. Wszystko wskazuje na to, że plany powrotu do Champions League trzeba odłożyć na kolejny rok. Wśród kibiców Arsenalu nastroje iście minorowe i trudno się temu dziwić. W klubie z The Emirates nie wszystko wygląda jednak tak źle jak się obecnie wydaje. 

Po raz drugi w przeciągu sześciu lat Arsenal w pełni na własne życzenie zaprzepaścił szansę na zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów. Obecny sezon to zresztą dla fanów „Kanonierów” spora huśtawka nastrojów. W pierwszych spotkaniach kampanii 2021/22 wydawało się, że Arsenal nie ma żadnych piłkarskich argumentów, by marzyć o czołowej czwórce. Drużyna z północnego Londynu uległa na otwarcie sezonu beniaminkowi z Brentford, a następnie dostała srogą lekcję futbolu od Manchesteru City. Do tego doszła jeszcze domowa porażka z Chelsea i Arsenal wylądował na dnie tabeli Premier League.

Huśtawka nastrojów

W tamtym okresie trudno było sądzić, że „Kanonierzy” zdołają powalczyć nawet o czołową szóstkę i grę w Lidze Europy, Mikel Arteta był już praktycznie na wylocie z klubu, a w wątpliwość poddawano również trafność drogi jaką w poprzednich miesiącach obrał klub z The Emirates. We wrześniu krajobraz nieco się zmienił. Arsenal wygrał dwa spotkania w Noriwch i Burnley, a następnie przyszło derbowe zwycięstwo nad Tottenhamem. Kolejną porażkę swoich ulubieńców kibice „Kanonierów” musieli oglądać dopiero 20 listopada, gdy piłkarzom Mikela Artety najmniejszych szans nie dał Liverpool. Ta porażka nieco podłamała nastroje w drużynie i kolejne trzy spotkania przyniosły kolejne dwie porażki.

Później Arsenal znowu wkroczył jednak na zwycięską ścieżkę i zaliczył cztery kolejny zwycięstwa, tracąc w tych spotkaniach tylko jednego gola. Nowego roku piłkarze Artety nie rozpoczęli jednak najlepiej, bowiem od dość pechowej porażki z Manchesterem City. Ona również nie przeszła bez konsekwencji, gdyż „Kanonierzy” nie potrafili wygrać żadnego z czterech kolejnych spotkań we wszystkich rozgrywkach. W lidze zaledwie zremisowali z Burnley. Szczęśliwe zwycięstwo w meczu z Wovles ponownie obudziło jednak ducha walki w drużynie Arsenalu i tak oto „Kanonierzy” zanotowali kolejną imponującą serię pięciu kolejnych zwycięstw. Sielankę ponownie przerwał Liverpool, który nie dał londyńczykom szans na The Emirates. Wyglądało na to, że możemy się spodziewać kolejnego kryzysu.

Tak też się stało. Tym razem Arsenal zdołał wygrać jeszcze jedno spotkanie z Aston Villą, a następnie zaliczył trzy kolejne porażki z Crystal Palace, Brighton i Southampton. Pierwsza czwórka znów stanęła pod znakiem zapytania, zwłaszcza, że w kolejnym spotkaniu piłkarze Mikela Artety mieli mierzyć się na Stamford Bridge z Chelsea. Arcyciekawe derby Londynu zakończyły się jednak zwycięstwem „Kanonierów” i dały początek kolejnej zwycięskiej serii. Tym razem Arsenal pokonał Manchester United, West Ham i Leeds. Energii ekipie z The Emirates zabrakło już jednak w meczu z Tottenhamem, w którym ponieśli sromotną klęskę z „Kogutami”. O awansie Arsenalu do Ligi Mistrzów zadecydować miały więc kolejne dwa starcia i trudno było silić się na optymizm, biorąc pod uwagę, że w przypadku „Kanonierów” porażki zwykle chodzą parami, o ile nie trójkami lub czwórkami. I rzeczywiście po przegranej z „Kogutami” przyszła kolejna klęska, tym razem z Newcastle, która najprawdopodobniej przekreśliła szanse Arsenalu na awans do Ligi Mistrzów. Czy kibice oznacza to, że kibice z The Emirates powinni traktować sezon 2021/22 jako porażkę? Niekoniecznie.

Stabilizacja kluczem do sukcesu

Najważniejszą przesłanką do tego, by z optymizmem patrzeć w przyszłość jest średnia wieku ekipy z Londynu. Arsenal miał w obecnej kampanii zdecydowanie najmłodszą drużynę spośród wszystkich zespołów grających w Premier League. W pierwszej jedenastce „Kanonierów” najczęściej na boisko wybiegało przynajmniej ośmiu zawodników, którzy nie przekroczyli jeszcze 23 roku życia. Patrząc na rezultaty osiągane przez Arsenal w tym sezonie i w ubiegłych latach można stwierdzić, że w gruncie rzeczy młodzi piłkarze „Kanonierów” nie zawiedli. W pewnych momentach brakowało im ogrania i doświadczenia, mieli kilka pojedynczych zastojów formy i trudno się im było pozbierać po druzgoczących porażkach. Wszystko to zrzucić można jednak na karb młodości i niedoświadczenia.

Drużyna Mikela Artety jest cały czas w trakcie przebudowy. Oferując Hiszpanowi nowy kontrakt władze klubu zasygnalizowały, że ufają Artecie i nadal pokładają spore nadzieje w jego projekcie. Wydaje się, że swoją finalną formą przybrać może on już w przyszłym sezonie. Zimą Arsenal pozbył się bowiem kilku zawodników, a którymi Artecie było po prostu nie po drodze, i których w klubie z The Emirates na pewno nie czekała świetlana przyszłość. Doprowadziło to do sytuacji, że przez pół roku „Kanonierzy” musieli mierzyć się z problemem dość wąskiej ławki. Z drugiej jednak strony sprawiło to, że dużo więcej minut otrzymali młodzi piłkarze, w których hiszpański menadżer pokłada tak ogromne nadzieje.

Letnie okienko będzie doskonałą okazją do uzupełnienia braków i sprowadzenie na Emirates napastnika, który będzie w stanie zagwarantować drużynie przynajmniej 15 goli w sezonie. To czy „Kanonierom” uda się zakontraktować rasowego strzelca będzie podstawą do tego, by przewidywać na co Arsenal stać w przyszłym sezonie. We wznoszonej w północnym Londynie budowli fundamenty zdają się już powoli wysychać, a pierwsze elementy konstrukcji wznoszą się już ponad poziomem gruntu. Zadaniem Mikela Artety na przyszły sezon będzie ustabilizowanie tej, wciąż kruchej, konstrukcji, tak by lekkie podmuchy wiatru nie były w stanie jej zdestabilizować.