Podsumowanie sezonu Bundesligi. „Bayernowi zabrakło realnych rywali w walce o mistrzostwo”

25.05.2022

Czym w sezonie 2021/22 zaskoczyła niemiecka Bundesliga? Kogo możemy uznać na największe rozczarowanie, a kogo za rewelację sezonu? Jaki był poziom sportowy rozgrywek? Czy Schalke i Werder poradzą sobie w elicie po swoim awansie? Obszernych odpowiedzi na te kwestie udzielił nam ekspert od niemieckiej piłki, Krzysztof Bardel z portalu fussballgott.pl. Zapraszamy do lektury!

Bartłomiej Płonka, Futbol News: Zacznijmy od mistrzów Niemiec. Chyba nie ma niespodzianki w tym, że Bayern kolejny raz zgarnął tytuł mistrzowski.

Krzysztof Bardel, FussballGott.pl: Rzecz jasna nie. Już przed sezonem Bayern – z nieco odświeżoną kadrą – był typowany jako jasny faworyt. Co prawda pozostawał mały znak zapytania w postaci tego, jak poradzi sobie Nagelsmann w debiutanckim sezonie w nowym klubie, ale spełnił swój obowiązek i zdobył mistrzostwo. Obawy te nie były bezzasadne, bo w porównania do Bayernu Flicka ten z minionego sezonu wypadł gorzej. Tak czy siak brak było realnych rywali dla Bayernu. Zarówno Lipsk, jak i Borussia, a więc potencjalni pretendenci do tytułu, nie trafili z trenerskimi zmianami latem i dość szybko – szczególnie ci pierwsi – odpadli z walki o tytuł. Bayern od pewnego momentu miał autostradę do tytułu i w lepszym lub gorszym stylu dojechał na pierwszym miejscu do mety.

Jak ocenić sezon w wykonaniu Borussii Dortmund? Klub ostatnio poinformował o tym, że posadę stracił Marco Rose, a zastąpi go Edin Terzić.

Sezon „bez premium” – zdecydowanie poniżej oczekiwań. Nie udało się ugrać nic poza wicemistrzostwem, o które – podobnie jak Bayernowi o mistrzostwo – nie było szczególnie trudno. Borussia fatalnie poradziła sobie oprócz tego w Pucharze Niemiec (niewytłumaczalne odpadnięcie w 1/8 z drugoligowym St. Pauli) oraz w rozgrywkach europejskich: najpierw nie wyszła ze stosunkowo prostej grupy w Lidze Mistrzów, a następnie odpadła z Rangersami w Lidze Europy. Fakt, Szkoci dotarli później do finału, ale nie zmienia to faktu, że Borussia w swojej optymalnej formie powinna i takie drużyny pokonywać bez większych trudności – przecież aspirują do Ligi Mistrzów. Sezon zdecydowanie nie dał kibicom wielu powodów do radości, Marco Rose w żadnym stopniu nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Dysponował naprawdę solidną kadrą, w dużej mierze dobraną pod preferowany przez niego styl gry. Niekoniecznie na tyle mocną, by walczyć jak równy z równym z Bayernem, lecz zdecydowanie dającą możliwości na coś więcej niż „tylko” wicemistrzostwo.

Samo zwolnienie Rosego zostało odebrane w środowisku ze sporym zdziwieniem, wszak wszyscy spodziewali się, że mimo wszystko dostanie więcej czasu. Z drugiej jednak strony biorąc pod uwagę jak spektakularny upadek z poziomu oczekiwań i możliwości na poziom rzeczywistości zaliczył, można powiedzieć, że BVB go po prostu zweryfikowała i potrzebne są zmiany. Czy właśnie na niedoświadczonego i romantyzowanego przez fanów Borussii Terzicia? Ja nie jestem przekonany. Czas pokaże, lecz oddawanie jeszcze lepiej odpicowanej kadry komuś z tak wąskim doświadczeniem w byciu pierwszym trenerem jest ryzykowne.

Dlaczego Bayer Leverkusen znów rozbudził apetyty kibiców na samym początku rozgrywek, a potem nieco spuścił z tonu? Trzecie miejsce to wynik na miarę możliwości Leverkusen?

Odpowiadając nieco przewrotnie na to pytanie – bo to Bayer Leverkusen lub jak lubią mówić złośliwi, co „Neverkusen”. Wystarczy spojrzeć na ich wyniki za Bosza – istna sinusoida. Od świetnej formy i taśmowych zwycięstw, po zniżki formy, po których zsuwali się w tabeli. Tak to już wygląda w tym Bayerze. To był pierwszy, bardzo obiecujący zresztą, sezon trenera Seoane i nikt nie oczekiwał niczego więcej niż walka o kwalifikację do Ligi Mistrzów – a że przy okazji udało się w fajnym stylu wskoczyć na podium, to tylko dodatkowy plus. W Leverkusen wreszcie pojawiła się pewna stabilizacja formy, co dobrze zwiastuje na przyszłość.

Sumarycznie jednak należy uznać, że rozegrali dobry sezon na miarę swojego potencjału. Nie zaliczyli wielu wpadek w lidze i dobrze wykorzystali problemy reszty stawki – szczególnie Lipska.

Podobnie jednak jak BVB zasłużyli na krytykę za puchar (porażka ze słabiutkim, drugoligowym Karlsruher jeszcze w 2. rundzie). W Europie trafili natomiast na mocną Atalantę, na tle której zaprezentowali się naprawdę solidnie. Przy większej dozie szczęścia oraz skuteczności mogliby powalczyć dalej, co zresztą pokazał Lipsk Tedesco.

Na koniec – co także ważne – udało im się w swoim stylu wypromować kolejnych zawodników. Patrik Schick zaliczył znakomity sezon, został 2gim najlepszym strzelcem sezonu za Lewandowskim i zdaniem wielu, również moim, zagrał lepsze zawody nawet od Haalanda. Kolejnym ofensywnym zawodnikiem, który zaliczył przełomowy sezon jest Moussa Diaby – skrzydłowy strzelił w klasyfikacji kanadyjskiej zdobył aż 25 punktów i został cichym bohaterem tego sezonu Bundesligi. Nie można zapomnieć także o Florianie Wirtzie, czyli fantastycznym 19-latku, który szybko wskoczył w buty Havertza po transferze do Chelsea i ma realne perspektywy, by zrobić w Leverkusen jeszcze większe zamieszanie niż Kai. Dla niego sezon jednak skończył się w marcu przez zerwanie więzadła w kolanie. Mam głęboką nadzieję, że nie wpłynie to na jego harmonijny rozwój, bo mamy do czynienia z zawodnikiem, który w przyszłości może być ikoną.

Co do defensywy – ze świetnej strony pokazywał się także do marca (również kontuzja) Jeremie Frimpong, a więc prawy obrońca z rocznika 2000. Co prawda nie od początku swojej przygody w Niemczech przekonywał, ale w tym sezonie pod Seoane raził sobie znakomicie. Na koniec trzeba też wspomnieć dwóch stoperów, którzy dla wielu mogli pozostać niezauważeni, a za moment Bayer może zarobić na nich lekko 50 milionów euro. Piero Hincapie (20-letni Ekwadorczyk) oraz Odilon Kossounou (21-letni Iworyjczyk). Obaj pojawili się w Leverkusen latem i pokazali się ze znakomitej strony. Dziś, szczególnie za tego pierwszego, którego do Niemiec ściągnięto za ledwie 6 milionów euro z Argentyny, może dać zarobić „Aptekarzom” nawet 30 milinów.

Podsumowując – Bayer zaliczył, z perspektywy swoich celów, świetny sezon. Wypromował szereg piłkarzy, na których może zarobić, zajął w dobrym stylu trzecie miejsce w lidze i ustabilizował formę. Czy daje to perspektywę na walkę o mistrzostwo za rok?

Z pierwszym trofeum w postaci DFB Pokal sezon skończył Lipsk. Nie sądzisz jednak, że na Red Bull Arenie mogą czuć niedosyt głównie w związku ze słabym startem i odpadnięciem w półfinale Ligi Europy?

Gdyby w grudniu ktoś powiedział kibicom Lipska, że na koniec sezonu będą czuć niedosyt z powodu wygranej w Pucharze oraz zakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów, to braliby taki „niedosyt” w ciemno.

Lipsk po stracie Nagelsmanna istotnie znalazł się w niekomfortowym położeniu, lecz jednocześnie wydawało się, że uda się znaleźć dobrego zastępcę. Jesse Marsch, a więc trenerski wychowanek Red Bulla w przeszłości był asystentem w Lipsku (za Rangnickiem), trenował New York Red Bulls, a więc amerykański klub austriackiego koncernu, a następnie z sukcesami prowadził RB Salzburg. Naturalnym krokiem były przenosiny do Lipska. Znał filozofię, wielu zawodników, a także struktury klubu. Jednak okazało się to być spektakularną pomyłką. Władze klubu musiały wyrzucić go już w grudniu, ponieważ w 20 meczach wygrał ledwie 7 razy (przy 9 porażkach). Zaprzepaścił Ligę Mistrzów i zostawił drużynę na 11. (!) miejscu w tabeli. Jedyne czego nie udało mu się zepsuć to DFB Pokal, w którym jednak mierzył się jedynie z 2go ligowym Sandhausen oraz SV Babelsberg 03 (4. Liga, wymęczona wygrana 1:0).

Przed Tedesco było zatem bardzo ciężkie zadanie. Były trener Schalke jednak przejmując w grudniu zespół poukładał go na tyle, że na niedługo przed końcem sezonu Lipsk liczył się w walce o TOP 4 Bundesligi i miał szanse na dwa trofea. Czy dla zespołu, który niemalże w połowie sezonu był na 11. miejscu w tabeli jest to rozczarowanie?

Koniec końców udało mu się zrealizować dwa z tych trzech celów. Może pod koniec w nie najlepszym stylu – brakło trochę pary, Marsch fatalnie przygotował drużynę od strony fizycznej, lecz mimo to udało się podnieść pierwsze ważne trofeum w historii klubu i wejść do Ligi Mistrzów. Patrząc zatem przez pryzmat całego sezonu, Lipsk nie może czuć niedosytu.

Który zespół wskazałbyś jako największa rewelacja sezonu?

Trudno jest mi wskazać jeden zespół, ale moim zdaniem na czub wybijają się FC Koeln oraz Freiburg. I o ile ci drudzy już od jakiegoś czasu pokazywali, że w zespole zwykle walczącym o utrzymanie zagościła stabilizacja i pojawiła się odpowiednia jakość, tak przed „Koziołki” to spore zaskoczenie. Przed rozpoczęciem sezonu wydawało się, że będą zmuszeni do walki o utrzymanie, a w kadrze brakuje jakości. Tymczasem trener Baumgart potrafił – podobnie jak w Paderborn – wykrzesać z zawodników nieznane im wcześniej umiejętności i sprawić, że niemal do końca liczyli się w walce o TOP 6.

Do tego udało im się zbudować kilku świetnych zawodników – 34-letni Anthony Modese, który według niektórych był już „po drugiej stronie rzeki” strzelił 20 goli w sezonie. Do tego 2ga linia w postaci Skhiriego oraz Ozcana stanowiła solidny monolit. Obaj zawodnicy mocno się wypromowali, a ten drugi odkrył swoje prawdziwe powołanie – grę w roli defensywnego pomocnika. Zapracował nawet na transfer do BVB, gdzie wydaje się, że odgrywać będzie naprawdę istotną rolę. Do tego jeszcze wyróżnić należy Dejana Ljubicicia, który przychodził jako środkowy pomocnik, a często grywał nawet i na boku pomocy. Wydawało się, że będzie stanowić jedynie uzupełnienie kadry, a stał się bardzo ważnym i uniwersalnym zawodnikiem w całej układance.

Dlatego też to właśnie Koeln wskazałbym jako największą rewelację, aczkolwiek nie wchodziłbym w głębsze spory z kimś, kto wybrałby Freiburg. Nie można przecież nie docenić ekipy legendarnego Streicha, która do ostatniej chwili liczyła się w walce o Ligę Mistrzów. Sam trener od kilku lat co sezon powtarzał, że jedynym celem jego drużyny jest utrzymanie w lidze, a tymczasem Freiburg notuje solidny sezon i kwalifikuje się do europejskich pucharów.

Na koniec jeszcze honorowe wyróżnienie dla Eintrachtu za podbój Europy – zresztą w pełni zasłużony. Pewne braki kadrowe zadecydowały o tym, że trener Glasner nie mógł skorzystać z pełni potencjału zespołu w Bundeslidze, ale wygrana w LE powinna umożliwić naprawienie ich. Za rok Eintracht zdaje się być mocnym kandydatem do walki w czubie tabeli.

Jak spoglądasz na Herthę Berlin? Felix Magath ostatecznie utrzymał zespół po barażowych starciach z Hamburgiem.

Sam Magath miał Herthę utrzymać i to zrobił. Zamknąłbym temat. Pomysł jego zatrudnienia był abstrakcyjny i groteskowy. Przypominał niemalże zeszłoroczne, zdesperowane Schalke sięgające po dawno zapomnianego Christiana Grossa, który odcinał kupony od kariery w Egipcie i Arabii Saudyjskiej.

Jeżeli jednak coś jest głupie i działa, to wcale głupie nie jest. Nie zmienia to jednak faktu, że Hertha cudem uniknęła spadku i gdyby nie zupełnie bezrefleksyjne podejście HSV do drugiego meczu barażowego, dziś powyższej frazy nie mógłbym użyć. Tam z grubsza nic się nie zgadza – nie ma liderów, nie ma wiodących zawodników, a są przepalone olbrzymie pieniądze. Nie za bardzo wierzyłem w ten projekt od początku, a teraz mam wrażenie, że nawet i jego autorzy stracili wiarę.

Co będzie dalej? Zapewne bardziej przemyślane transfery i budowanie drużyny, która będzie rozwijać się harmonijnie, bez próby ataku czołówki przepłaconymi zawodnikami wątpliwej jakości jak… Wszyscy wiemy, jak kto.

W Berlinie na ten moment jeszcze muszą otrząsnąć się po barażach i dopiero przejadą do planowania następnego sezonu – przecież jeszcze kilka dni temu musieli analizować, co będzie po spadku, bo ta perspektywa wydawała się najbardziej realna. Do zmiany jest wiele, a zacząć należy od znalezienia nowego trenera. No chyba że zostawią Felixa, to byłoby przynajmniej zabawne.

Przed Fredim Bobiciem (odpowiedzialnym za przygotowanie pionu sportowego i kadry) trudne zadanie – póki co projekt „Big City Club” przypomina raczej „Big City Clown”.

Schalke oraz Werder wracają po roku do elity. Oceniasz, że to rozstrzygnięcia bez niespodzianki?

I tak i nie.

Z jednej strony faktycznie obie drużyny na tle reszty 2go ligowej stawki posiadały mocne składy i od samego początku wymieniało się je w gronie faworytów do awansu. Jednocześnie zarówno Werder, jak i Schalke w trakcie sezonu mierzyły się z rozmaitymi problemami i na pewnym etapie wydawało się, że obie ekipy wypadają z walki o miejsca w Top 3.

Werder, póki trenerem był Markus Anfang, (13. kolejka) utknął w okolicach 9 miejsca i niewiele wskazywało na to, że sytuacja ulegnie zmianie. Z ratunkiem przyszedł jednak… fałszywy certyfikat covidowy. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, tak to właśnie fałszowanie tego dokumentu ruszyło domino, które koniec końców zaprowadziło Werder na 2gie miejsce w tabeli.

Wyszło bowiem na jaw, że Markus Anfang posługiwał się podrobionym certyfikatem covidowym, a w rzeczywistości nigdy nie przyjął szczepionki. Został za to zwolniony z Werderu, który powoli godził się ze swoim losem w 2. Bundeslidze i zatrudnił młodego i obiecującego trenera, a więc Ole Wernera. Ten niemalże od razu po przejęciu Werderu zupełnie odmienił jego oblicze. Zaliczył serię 10 zwycięstw w 12 meczach i pomimo lekkiej zadyszki pod koniec sezonu, wprowadził Werder do Bundesligi.

W Schalke z kolei z powodu problemów finansowych dość kurczowo trzymano się Dimitriosa Grammozisa, który nie wyciskał pełnego potencjału z kadry. Jego Schalke grało brzydko dla oka, co jeszcze kibice byliby skłonni wybaczyć, wszak cel uświęca środki, lecz jednocześnie punktowało bardzo słabo. Zwolnienia Greka domagano się bardzo szybko, lecz wyleciał dopiero po blamażu ze słabiutką Hansą Rostock, która w 25. kolejce ograła Schalke 3:4. Drużynę będącą na 6. miejscu w lidze do końca sezonu objął jego asystent i legenda Schalke, a więc Mike Buskens, który dokonał rzeczy podobnej do Ole Wernera. W 9 pozostałych meczach wygrał 8 razy i zdobył z drużyną mistrzostwo.

Tak więc – czy awansowali faworyci? Tak. Czy jest to rozstrzygnięcie bez niespodzianki – biorąc pod uwagę przebieg sezonu, nie do końca.

Jak zapatrujesz się na powrót tych drużyn do Bundesligi? Uważasz, że Schalke i Werder są gotowe, aby ponownie rywalizować w najwyższej klasie rozgrywkowej?

Jest to pytanie dość trudne, bo obie drużyny czeka wiele zmian.

W Schalke grało wielu wypożyczonych zawodników, których przyszłość w klubie stoi pod znakiem zapytania. Absolutny lider i kluczowy zawodnik całego sezonu, a więc Ko Itakura, prawdopodobnie z klubu odejdzie, ponieważ Schalke nie stać na wykup. Jednocześnie do kasy wpadną pieniądze ze sprzedawanych zawodników (Harit, Kabak czy Matondo), więc za jakiś czas klub będzie miał szersze możliwości na rynku transferowym.

Kadra jest jednak dziurawa i to nie budzi wątpliwości. Nie ma bramkarza, prawego obrońcy, defensywnego pomocnika, opcji na skrzydła i jakość ataku pozostaje pod znakiem zapytania. W poprzednim sezonie znakomicie sprawił się Simon Terodde, lecz on akurat znany jest ze znakomitej dyspozycji w 2. Bundeslidze i indolencji w najwyższej klasie rozgrywkowej. Sam trzon kadry to zawodnicy bądź młodzi, bądź niedoświadczeni w grze na najwyższym poziomie. Do tego kilku, którzy mogą nie dawać wystarczająco dużo jakości na 1szą ligę jak często kontuzjowany już Latza, Kamiński czy właśnie Terodde. Nadto wciąż nie wiemy, kto będzie trenerem Schalke. Znaków zapytania jest zbyt dużo, lecz ja, jako fan Schalke, widząc znakomitą robotę Rouvena Schroedera, a więc dyrektora sportowego, przed poprzednim sezonem, jestem dobrej myśli.

Co do Werderu, to sytuacja ma się ciut inaczej – posiadają oni w dużej mierze podobną kadrę do tej, która z ligi spadała, więc wielu graczy ma doświadczenie z Bundesligi. Wydaje się, że władze klubu nie muszą na przykład martwić się o obsadę ataku, gdyż znakomici w poprzednim sezonie Ducksch i Fullkring, dadzą odpowiednią jakość. Co dalej? Zobaczymy, bo reszta kadry wcale nie musi być gwarantem czegokolwiek. Jest tam co prawda kilku ciekawych graczy, którzy mogą rozwijać się razem z Werderm, jak Romano Schmid czy, Mbom czy Friedl, lecz pytanie, czy zostaną oni w klubie (szczególnie ten ostatni, ponieważ budzi zainteresowanie innych drużyn z Bundesligi) oraz czy mimo wszystko kadra ta nie jest zbyt wąska i zbyt mało jakościowa. Sam także zachowałbym umiarkowany optymizm do Ole Wernera. To trener ledwie 34-letni, który nie ma wielkiego doświadczenia (wcześniej pracował jedynie z młodzieżowymi drużynami Holstein Kiel oraz przez 2 lata prowadził ich pierwszą drużynę). To, że szturmem wziął zespół z kadrą na miarę walki o awans w drugiej lidze, nie oznacza, że równie dobrze poradzi sobie w pierwszej. Niemniej w przeciwieństwie do Schalke Werder na ten moment nie ma problemu z trenerem, wszak pomimo pewnych znaków zapytania, zwolnienie Wernera byłoby po prostu nielogiczne.

Będą zmiany, będziemy oceniać. Na ten moment to wróżenie z fusów. Wrócimy do tematu za 2 miesiące.

Chciałbym poruszyć temat Fortuny Düsseldorf. Uważasz, że Dawid Kownacki powinien wracać do tego klubu czy szukać szczęścia w innym miejscu?

Kownacki ma już 25 lat. O wiele lepszy – o ile w ogóle – już nie będzie. Musi zatem zacząć szukać dla siebie optymalnego klubu i skoro już na tym etapie kariery zdecydował się wrócić do Ekstraklasy, to jest to sygnał, że trzeba działać.

Moim zdaniem Kownacki musi sobie teraz dać jeszcze szansę poza polską ligą. Pytanie, czy umiejętnościami faktycznie tak mocno ją przerasta. 2. liga niemiecka zdaje się być dla niego dobrym miejscem – nie jest aż tak wymagająca, a można stosunkowo łatwo wypromować się do elity, co pokazują chociażby bardzo skuteczne transfery Unionu Berlin. Jeżeli zatem Kownacki ma jeszcze siłę, wolę i umiejętności, żeby powalczyć o karierę w Niemczech, to powinien wrócić do Fortuny. No i oczywiście, jeżeli Fortuna chce.

Jeszcze nie jest za późno, żeby zawalczyć o karierę, a Fortuna to ciekawe miejsce i drużyna z pewnością z wysokimi ambicjami na przyszły sezon. Pytanie, czy Kownacki posiada wystarczająco jakości, by odgrywać tam ważną rolę. Mam w tym zakresie poważne wątpliwości.

Na koniec wróćmy do 1. Bundesligi. Wielu ekspertów mówiło o tym, że sportowo to jeden ze słabszych sezonów ostatnich lat. Zgadzasz się z tym?

Pytanie, jak oceniamy poziom sportowy. Jeżeli przez pryzmat tego, jak poradziły sobie najlepsze ekipy, to tak – poziom był słaby. Ośmieszająco słabo wypadły takie zespoły jak Gladbach czy Wolfsburg, Lipsk przez połowę sezonu nie dojeżdżał do stawki, Bayern nie powalał, BVB zagrało poniżej potencjału i chyba jedynie chwalone przeze mnie Leverkusen nie może mieć sobie nic do zarzucenia. Także w Europie – pomijając niesiony przez swoich kibiców Eintracht – poszczególne drużyny nie wystawiły Bundeslidze najlepszej wizytówki.

Z drugiej jednak strony dzięki temu pojawiły się takie historie jak wspomniane już Koeln czy Freiburg, które zaskoczyły bardzo dobrą formą i przyjemną grą. Do tego dobrą formę z zeszłego sezonu mimo wielu zmian w składzie i utraty Krusego podtrzymał sympatyczny Union Berlin, a i niepozorne Mainz z bardzo ciekawym trenerem Bo Svenssonem (zapamiętać nazwisko!) wypadło świetnie.

Czy był to sezon sportowo słaby? Nie wiem, oddalam to pytanie. Na pewno był to sezon, który zarówno w Bundeslidze, jak i 2. Bundeslidze śledziło mi się z duża przyjemnością.