Last Dance Marcelo

28.05.2022

Już dzisiaj finał, już dzisiaj rywalizacja o trofeum i dzisiaj prawdopodobnie po raz ostatni Marcelo będzie w składzie meczowym Realu Madryt. Nie przesądzamy czy wejdzie na boisko, lecz po tym sezonie kończy kontrakt z Los Blancos. Po piętnastu latach Brazylijczyk żegna się z Madrytem, który będzie tęsknić za tym magikiem, który jest najbardziej utytułowanym piłkarzem w historii klubu!

Fabio Capello raczej nie należy do ulubieńców kibiców Realu Madryt. Jedno trzeba Włochowi oddać. Mistrzostwo zgarnął w sezonie 2006/2007, w którym dał także szansę debiutu Brazylijczykowi. Mowa o nieco ponad pół godzinie w styczniowym meczu z Deportivo La Coruna. Piętnaście lat temu, a jak odległe to czasy, niech świadczy skład Realu z tamtego spotkania. Marcelo wszedł za Michela Salgado, a na ławce byli chociażby Ronaldo Fenomeno czy David Beckham!

Chwilę wcześniej, gdy wszedł w życie jego kontrakt z Realem i odszedł z Fluminense, ówczesny prezydent madryckiego klubu Ramon Calderon powiedział, że przychodzi następca Roberto Carlosa. Wiadomo, jak to bywa z takimi zapowiedziami. W ostatnich latach było przynajmniej stu „nowych Leo Messich” i kolejne setki następców wielu innych gwiazd. W przypadku Marcelo prezydent Calderon ani o jotę nie przesadził. Można powiedzieć nawet, że nie docenił 18-latka, który zdecydowanie przebił swojego starszego rodaka pod względem klubowych osiągnięć.

***

Gdy Marcelo debiutował we Fluminense w 2006 roku, był chwilę po zdobyciu wicemistrzostwa świata U17. Jak się później okazało towarzystwo miał ciekawe. Obok niego w obronie Thiago Silva, który sparzył się na pierwszej europejskiej przygodzie. Przed nimi nieco mniej znany w Europie Arouca, z którym także miał okazje się spotkać w 2012 roku w reprezentacji Brazylii.

Najwięcej trofeów

Dwadzieścia cztery razy Marcelo razem z kolegami podnosił ręce w geście triumfu, gdy Real Madryt zgarniał kolejne trofea. Pod tym względem jest najlepszy, a dzisiaj przecież może jeszcze swój wynik podkręcić! Zazwyczaj tych aktywnie grających nie uznaje się za legendy, ale Marcelo swoimi osiągnięciami już dawno stał się nią. Wyprzedził Paco Gento, Sanchisa, a wcześniej wielu innych, których się wspomina przy sukcesach Los Blancos. Przynajmniej na rok ma spokój, ale za jego plecami nie tak daleko jest m.in. Karim Benzema, czyli gość, który jeszcze trochę pucharów zdobędzie Santiago Bernabeu.

6 Mistrzostwo Hiszpanii
5 Superpuchar Hiszpanii
4 Liga Mistrzów, Klubowe Mistrzostwa Świata
3 Superpuchar Europy
2 Puchar Hiszpanii

Efektowny

Filmików z meczów, rozgrzewek, treningów w internecie nie brakuje. Marcelo to od zawsze był typem zawodnika, który stawiał na efekt jakościowy, ale także wizualny. Coraz mniej takich piłkarzy dzisiaj, a lewy obrońca Realu Madryt był/jest jednym z nielicznych przedstawicieli, których można by zapisać do starej szkoły „joga bonito”. Aspekty fizyczne mają tutaj niebagatelne znaczenie.

Do historii już przeszło jego „zgaszenie” piłki podeszwą po długim przerzucie na lewą stronę w meczu z Bayernem. Zresztą przeciwko niemieckiemu zespołowi popisał się niegdyś dryblingiem, w którym przeszedł kilku rywali i wyłożył piłkę do pustej bramki dla Cristiano Ronaldo. Długo można wymieniać popisy techniczne Marcelo, lepiej je oglądać. Warto jednak odnotować, że te wykonane w meczach zawsze czemuś służyły. To nie była sztuka dla sztuki i technika cyrkowa, ale jak najbardziej użytkowa. Dynamizowanie akcji, ucieczka z trudnej sytuacji, wygranie pojedynku z rywalem itd.

Zabetonował lewą obronę

Może nie na piętnaście, ale na wiele lat Marcelo zabetonował lewą obronę. Oczywistym jest, że z miejsca nie dostał swojej pozycji, którą miał do niedawna. Od dłuższego czasu także jest zmiennikiem i alternatywą dla Ferlanda Mendy’ego. Nie ma jednak wątpliwości, że mówimy o jednym z najbardziej ofensywnych lewych obrońców w historii futbolu. Jeśli za takowego po drugiej stronie długo uchodził Dani Alves, tak Marcelo będzie jego odpowiednikiem po lewej stronie.

Latem 2011 roku do klubu dołączył Fabio Coentrao, który był pierwszym rywalem Marcelo z prawdziwego zdarzenia. Portugalczyk przyszedł z Benfiki za 30 milionów euro. To on wyszedł w pierwszym składzie na finał Ligi Mistrzów w 2014 roku. Trzeba przyznać, że trochę minut Brazylijczykowi zabrał. Zdarzało się jednak, że czasem grali razem, w różnych konfiguracjach. Rzadko Coentrao grał jako prawy obrońca, ale z konieczności takie występy się zdarzały. Jak już to bywały połączenia: Coentrao jako obrońca, Marcelo jako skrzydłowy. Mowa jednak o incydentach, a nie częstych praktykach trenerów.

Lepiej zejść ze sceny niepokonanym

Od kilku lat Marcelo jest już coraz mniej ważnym ogniwem zespołu. Trudno się dziwić, skoro wiele atutów, na których bazował, po prostu zaczęło spadać. Mówimy tutaj o szybkości, kłopotach z przygotowaniem fizycznym – czasem nadwaga – a także wieloma kontuzjami. W Realu zdali sobie sprawę, że ktoś musi go w końcu zastąpić. Takim kimś jest Ferland Mendy. Francuz może nie jest tak błyskotliwy w ataku, może nie jest tak efektowny, ale na pewno bardziej zrównoważony na biegunach ofensywa-defensywa.

To zresztą często było zarzutem w stronę Marcelo. Zbyt ofensywna gra, na czym cierpiały kwestie defensywne. Z drugiej strony trudno takiego gościa trzymać w ryzach i na własnej połowie, skoro najlepszy jest, gdy ma więcej wolności z przodu. Teraz jednak widać, że to końcówka. Kontrakt kończy się za miesiąc i wydaje się, że lada moment go nie będzie w klubie. Były jeszcze plotki o nowej umowie, ale dla wszystkich rozstanie będzie najlepszym wyjściem. Marcelo może być tylko drugim wyborem, gdyż jego czas na najwyższym poziomie minął. Tani zapewne nie jest, a i klub potrzebuje kogoś, kto będzie zdrową konkurencją dla Mendy’ego.

***

Cztery lata temu, przed finałem Ligi Mistrzów z Liverpoolem, czuł jakby nie mógł oddychać. Historia opowiedziana na platformie „The Players’ Tribune” robi wrażenie. Jeśli ktoś myśli, że zawodnicy tego formatu się nie denerwują, to jak widać, jest w ogromnym błędzie. A mówimy o gościu, który zagrał wcześniej trzy finały LM i dziesiątki innych meczów na najwyższym światowym poziomie. Mówimy jednocześnie o jednej z najbardziej pozytywnych postaci w piłce na topowym poziomie. Trudno przypomnieć sobie moment, w którym lewy obrońca Realu Madryt byłby nieuśmiechnięty. Wiecznie zadowolony, wiecznie chcący robić show i bawić się piłką.