Odbudować potęgę, czyli wzloty i upadki reprezentacji Holandii

11.06.2022

W sobotni wieczór, solidnie pokiereszowana w starciu z Belgami, reprezentacja Polski zmierzy się z, niepokonaną w obecnej edycji Ligi Narodów, Holandią. Przed Polakami niezwykle trudne wyzwanie. „Pomarańczowi” wydają się być bowiem na ostatnim etapie odbudowy swojej potęgi, która w latach 2014 – 2020 została solidnie nadszarpnięta. Był to dla Holendrów okres wzlotów i bardzo bolesnych upadków. Przynajmniej raz w przeszłości wydawało się już, że nasi sobotni rywale są na ścieżce do odzyskania dawnego blichtru, ale na przeszkodzie stanął zbieg nieszczęśliwych okoliczności. Mamy jednak podstawy sądzić, że tym razem będzie inaczej. 

Reprezentacja Holandii przeżywała w ostatnich latach spory kryzys. Jeszcze w 2010 roku „Pomarańczowi” sięgali pod wodzą Berta van Marwijka po wicemistrzostwo świata, a cztery lata później w Brazylii, już z Louisem van Gaalem u steru, zdobywali brązowy medal mundialu. Holendrzy, nawet pomimo niepowodzenia na Euro 2012 jawili się jako reprezentacja ze ścisłej światowej czołówki.

12 lipca 2014 roku był dla Holendrów dniem wyjątkowym, bowiem właśnie tego dnia „Pomarańczowi”, w meczu o trzecie miejsce brazylijskiego mundialu, ograli 3:0 reprezentację gospodarzy i sięgnęli po brązowy medal mistrzostw świata. Był to jednak również dzień, który zamknął pewną erę w holenderskim futbolu. Wiązała się ona przede wszystkim z tym, że, skuszony perspektywą pracy w Manchesterze United, z holenderską kadrą żegnał się Louis van Gaal. Jego następcą mianowany został Guus Hiddink – ojciec założyciel kryzysu, który w kolejnych latach pochłonął holenderski futbol.

Siedem długich lat

Początek pracy Hiddinka zbiegł się co prawdą z okresem zmian pokoleniowych w holenderskiej kadrze, ale raz, akurat kraj taki jak Holandia nie powinien mieć najmniejszych problemów z wprowadzaniem następców swoich najlepszych piłkarzy, a dwa, nie mówimy tutaj o kompletnej przebudowie, a raczej stopniowo następujących, naturalnych i kosmetycznych roszadach.

Swoją przygodę z reprezentacją Holandii Guus Hiddink rozpoczął najgorzej jak tylko mógł. Najpierw, w meczu towarzyskim gładko uległ Włochom, którzy na zakończonym dwa miesiące wcześniej mundialu nie zdołali nawet wyjść z grupy, a kilka dni później, na otwarcie eliminacji do Euro 2016 poległ w starciu z reprezentacją Czech. Był to fatalny początek, ale najgorsze miało dopiero nadejść. W kolejnych meczach eliminacyjnych z Kazachstanem, Islandią, Turcją oraz dwóch potyczkach z Łotwą, reprezentacja Holandii wywalczyła zaledwie jedenaście punktów. Hiddink potrafił co prawda ograć w meczu towarzyskim Hiszpanów, ale potrafił również kilka dni później przegrać ze Stanami Zjednoczonymi. Nie zmierzało to we właściwą stronę, a „Pomarańczowi” stanęli wobec poważnej groźby braku awansu na francuskie Euro. Z tego względu 30 czerwca 2015 roku Hiddink pożegnał się z posadą selekcjonera z bilansem czterech zwycięstw, jednego remisu i pięciu porażek.

Kwestię awansu na mistrzostwa Europy uratować miał Danny Blind, który w latach 2012 – 2015 pełnił rolę asystenta, najpierw Louisa van Gaala, a potem Guusa Hidinka. Zatrudninie Blinda tylko pogorszyło sprawę. Na dzień dobry emerytowany zawodnik Ajaxu zanotował porażkę z Islandią, a później zebrał srogie lanie od Turków. W końcówce eliminacji Holandia ledwie zdołała wygrać z Kazachstanem, a w ostatnim meczu uległa Czechom. Wszystko to oznaczało, że na EURO 2016 zabraknie brązowego medalisty poprzedniego mundialu. Danny Blind zachował jednak posadę, bo przecież eliminacje do mistrzostw Europy zawalił na dobrą sprawę nie on, a poprzedni selekcjoner. Holenderski związek dał mu więc szansę na to, by on również został pełnoprawnym autorem eliminacyjnej klęski.

Pod wodzą Blinda Holandia rozpoczęła bowiem eliminacje do rosyjskiego mundialu, gdzie, jak ponownie przypominamy, bronić miała brązowego medalu wywalczonego na poprzedniej imprezie. Włodarzom holenderskiego związku nie wystarczyło cierpliwości na zbyt długo. O ile przymknęli oko na remis ze Szwecją, porażkę z Francją i stratę bramki z Luksemburgiem, to trudno im było przyznać, że wszystko idzie w dobrym kierunku, kiedy 26 marca 2017 roku „Pomarańczowi” przegrali 0:2 z reprezentacją… Bułgarii. Danny Blind pożegnał się z pracą, a misję ratunkową powierzono kolejnemu holenderskiemu szkoleniowcowi – Dickowi Advocaatowi. Ten, od początku stał jednak na straconej pozycji i pomimo tego, że wygrał sześć z siedmiu meczów, w których prowadził „Pomarańczowych”, nie zdołał zakwalifikować się na mundial i po pięciu miesiącach pracy zrezygnował ze stanowiska.

Odbudowa

Nową erę w historii holenderskiej piłki rozpocząć miało zakontraktowanie Ronalda Koemana, który pracę rozpoczął jeszcze przed rozpoczęciem się rosyjskiego mundialu, gdzie reprezentacji Holandii miało zabraknąć. Tym samym był on pierwszym od dłuższego czasu selekcjonerem, który w spadku po poprzednikach nie dostawał fatalnie rozpoczętych eliminacji. W pierwszym meczu pod jego wodzą „Pomarańczowi” ulegli co prawda Anglikom, ale później zanotowali cztery kolejne starcia bez porażki, a mierzyli się w nich nie z byle kim, bowiem Holandia w marcu okazała się lepsza od Portugalii, a w czerwcu zremisowała z Włochami. Porażka przyszła dopiero w meczu ze świeżo upieczonymi mistrzami świata Francuzami, z którymi podopieczni Koemana zdołali nawet nawiązać walkę.

Bardzo dobre wyniki w rozgrywkach Ligi Narodów sprawiły, że Holendrzy wygrali swoją grupę zostawiając za plecami wspomnianych wcześniej Francuzów, a także Niemców i zakwalifikowali się do finałowej fazy rozgrywek. Był to pierwszy poważny powiew optymizmu. Ostatecznie „Pomarańczowi” dotarli nawet do finału, w którym minimalnie ulegli reprezentacji Portugalii. Prawdziwym sprawdzianem dla Ronalda Koemana miały być jednak eliminacje do Euro 2020. Jeśli Holendrów miałoby zabraknąć na trzeciej kolejnej mistrzowskiej imprezie, to bez wątpienia moglibyśmy mówić o prawdziwej katastrofie.

Piłkarze Koemana zaprezentowali się jednak wzorowo i w swojej grupie eliminacyjnej zajęli drugie miejsce, za plecami Niemców, które gwarantowało im przepustkę na mistrzostwa Europy. Holandia znów znajdowała się u progu wielkości. Tym razem na drodze do pełnej odbudowy stanęła jednak pandemia koronawirusa. Euro zdecydowano się bowiem przełożyć na kolejny rok, a latem 2020 roku Ronalda Koemana skusiła FC Barcelona. Na dłuższą metę dla żadnej ze stron nie okazało się to dobre rozwiązanie.

Po nowym trenerze „Dumy Katalonii” kadrę przejął tymczasowo Dwight Lodewages. Poprowadził on „Pomarańczowych” w zaledwie dwóch spotkaniach. W pierwszym Holandia pokonała reprezentację Polski, a w drugim okazała się słabsza od Włochów. We wrześniu 2020 roku holenderską kadrę powierzono jednak w nowe ręce, które miały doprowadzić ją do sukcesu na Euro 2020. Reprezentację objął Frank de Boer, który na krótki moment zatrzymał zmierzający w dobrym kierunku proces odbudowy.

Na dzień dobry szkoleniowiec, który zasłynął z tego, że został zwolniony z Crystal Palace po zaledwie czterech meczach, przegrał w meczu towarzyskim z reprezentacją Meksyku. W kolejnych trzech starciach de Boer zanotował trzy remisy: z Hiszpanią, Bośnią i Włochami. Eliminacje do katarskiego mundialu nowy selekcjoner rozpoczął od wysokiej porażki z Turcją i dwóch zwycięstw z: Łotwą i Gibraltarem. Prawdziwym testem dla nowego sternika miały być jednak nadchodzące mistrzostwa Europy. Na poziomie fazy grupowej Holandia zaprezentowała się wzorowo i zakończyła ten etap z dorobkiem dziewięciu punktów. Kiedy zaczęło się jednak poważne granie i w 1/8 „Pomarańczowym” przyszło zmierzyć się z Czechami, piłkarze de Boera ulegli naszym południowym sąsiadom 0:2 i zakończyli udział w turnieju.

Na pewno nie tak Holendrzy wyobrażali sobie powrót na wielką imprezę, zwłaszcza, że jej początek wyglądał naprawdę obiecująco. Dwa dni po porażce z Czechami Frank de Boer pożegnał się z posadą. W sierpniu za kierownicą pomarańczowego samochodu ponownie zasiadł Louis van Gaal, który do końca eliminacji do katarskiego mundialu nie przegrał ani jednego spotkania i Holandia zakwalifikowała się na mistrzostwa świata z pierwszego miejsca w grupie. Wszystko znowu zaczęło wyglądać dobrze, a proces odbudowy wrócił na właściwe tory. W tym roku Holendrzy rozegrali już cztery spotkania pod wodzą Louisa van Gaala i wygrali trzy z nich, remisując jedynie z Niemcami.

Od momentu, w którym van Gaal objął reprezentację „Pomarańczowych”, Holendrzy jeszcze nie przegrali. Ze względu na problemy zdrowotne utytułowany szkoleniowiec po mundialu w Katarze ustępuje ze stanowiska, jednak wydaje się, że po raz pierwszy od siedmiu lat Holendrzy mogą z optymizmem oczekiwać na występy swojej reprezentacji na wielkim turnieju. Od nowego roku do gry ponownie wkracza Ronald Koeman, czyli drugi z selekcjonerów, pod którego okiem Holendrzy czynili w ostatnich latach postępy. Wydaje się więc, że tym razem procesu odbudowy nic nie powinno już zakłócić.