Nowy stadion, kłopoty finansowe i polski inwestor. Czy Farhad Moshiri naprawdę zamierza sprzedać Everton?

22.06.2022

Wszystko zaczęło się od tego, że właściciel Evertonu – Farhad Moshiri – wymarzył sobie nowy stadion. Marzenie to może finalnie doprowadzić irańskiego biznesmena do decyzji o sprzedaży klubu w inne ręce. Zainteresowanych jest sporo, a Moshiri nadal jednoznacznie nie wykluczył takiej możliwości. Obecnie najpoważniejszym kandydatem do przejęcia pakietu większościowego klubu z Merseyside wydaje się konsorcjum finansowe Petera Kenyona. W jaki sposób, zupełnie niepostrzeżenie, Everton został wystawiony na sprzedaż? 

Plany Farhada Moshiriego dotyczące Evertonu od samego początku były ambitne. Nad tym, czy na pewno wszystko zmierza we właściwym kierunku Irańczyk musiał gruntownie zastanowić się pod koniec ubiegłego sezonu, gdy „The Toffees” otarli się o spadek z Premier League. Nawet fatalna dyspozycja drużyny prowadzonej przez Franka Lamparda nie przyczyniła się jednak do tego, by miliarder zastanowił się nad sprzedażą klubu. Przyczynił się do tego cały szereg pechowych zbiegów okoliczności.

Kosztowne przedsięwzięcie

Everton będzie miał nowy stadion. Bramley-Moore Dock Stadium pozostaje obecnie w budowie i w 2024 roku ma zastąpić Goodison Park. Jako że budowa nowego obiektu jest przedsięwzięciem dość kosztownym, Farhad Moshiri zdecydował się poszukać dodatkowych źródeł finansowania. Do Irańczyka zgłosił się Peter Kenyon wspierany przez konsorcjum firm finansowych. Bardzo szybko okazało się jednak, że Kenyon nie tyle jest zainteresowany dofinansowaniem Evertonu w budowie nowego stadionu, co raczej przejęciem pakietu kontrolnego klubu z Merseyside. Moshiri nie odrzucił oferty. Dlaczego?

Jak już wspomnieliśmy, pod koniec ubiegłego sezonu Everton znalazł się w sporych tarapatach. Przyszłość „The Toffees” w Premier League zawisnęła na naprawdę cienkim włosku i trzeba było poważnie rozważyć, co w przypadku, gdy zespół Franka Lamparda zaliczy spadek do Championship. Ostatecznie takiego losu udało się uniknąć, ale miejsce w dole tabeli było wyraźnym znakiem, że w niebieskiej części Merseyside nie dzieje się najlepiej.

Oprócz tego, po rosyjskim ataku na Ukrainę z finansowania Evertonu wycofał się główny sponsor – Aliszer Usmanow. Przyczyniło się to do powstania niemałej dziury w klubowym budżecie. Nic nie szło tak, jak wymarzył sobie Moshiri. Nie wydaje się więc szczególnie dziwne, że irański miliarder rozważa sprzedaż klubu, nawet w sytuacji, w której jego bliscy współpracownicy zalecają mu ostrożność i rozwagę w podejmowaniu wiążących decyzji. Obecnie wartość Evertonu szacuje się bowiem na około 500 milionów funtów, ale biorąc pod uwagę budowę stadionu Bramley-Moore Dock eksperci spodziewają się, że po sezonie 2024/25 wartość klubu może wzrosnąć nawet dwukrotnie.

Peter Kenyon nie jest zresztą jedynym zainteresowanym udziałami w klubie z Merseyside. Wraz z nim do Moshiriego zgłosili się także magnat, zajmujący się wydobywaniem złota, John L. Thornton, a także potentat nieruchomości Maciej Kamiński. O polskim wątku w całej tej historii nie wiadomo zbyt wiele. Z anglojęzycznych artykułów dowiadujemy się jedynie, że Kamiński jest członkiem konsorcjum Petera Kenyona, od wielu lat inwestuje w rynek nieruchomości, a jego majątek może sięgać miliarda dolarów. Oprócz tego bardzo ceni sobie swoją prywatność.

Rozpracowania tajemniczej osoby Macieja Kamińskiego (choć częściej wspominany jest jako Maciek Kamiński) podjął się na Twitterze Krzysiek Błachuta. Informacje, do których dotarł nie świadczą zbyt dobrze o wiarygodności polskiego miliardera.

Everton w tarapatach

Odchodząc już jednak od tematu polskiego wątku w tej historii, warto zastanowić się na ile realna jest sprzedaż Evertonu i ewentualnie, kiedy transakcja mogłaby zostać sfinalizowana. Odpowiedź na to drugie pytanie brzmi – raczej nieprędko. Moshiriemu zbyt mocno się nie spieszy i irański miliarder nie jest zmuszony akceptować pierwszej lepszej oferty. The Athletic sugeruje, że obecny właściciel Evertonu chciałby zachować 10% udziałów w klubie, ale nie zamierza trzymać się tego warunku kurczowo i jest otwarty na negocjacje.

Przykład Arsenalu i The Emirates pokazał nam, że budowa nowego stadionu, nawet dla najbogatszych, bywa sporym wyzwaniem i może się okazać poważnym zagrożeniem dla stabilności klubu. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Klub od dłuższego czasu rozmawia z władzami Premier League na temat swojej przyszłości i tego, czy Everton zdoła spełnić wymogi finansowego fair play. Przenosiny na Bramley-Moore Dock Stadium, zakończenie współpracy i konieczność odcięcia się od Aliszera Usmanowa oraz pieniędzy oligarchów, a także fakt, że Everton wydał ubiegłego lata na transfery raczej mało zawrotną kwotę 1.7 mln funtów powoli składają się w całość i każą sądzić, że klub z Merseyside stanął w obliczu niemałych kłopotów finansowych.

Moshiri i zarząd klubu szukają drogi ratunku. W czerwcu Everton podpisał umowę z firmą bukmacherską Stake.com, na mocy której logo nowego sponsora zastąpi na piersi klubowej koszulki logo marki SportPesa. Pomimo że umowa ta pomoże, choć w części, załatać dziurę w budżecie, to wielu ocenia ten ruch jako niekorzystny. W środowisku klubu panuje przekonanie, że firmy związane z działalnością bukmacherską nie powinny zajmować kluczowego miejsca na koszulce Evertonu.

W 2020 roku dyrektor naczelna klubu, Denise Barrett – Baxendale przyznała, że ​​„w idealnym świecie” Everton nie powinien udostępniać sponsorowi związanemu z branżą hazardową najbardziej znaczącego miejsca na swoich strojach meczowych. Wydaje się jednak, że świat Evertonu jest obecnie bardzo daleki od idealnego i klub robi co musi, byleby pozostać na powierzchni.