Lech Poznań z trzecim podejściem do Ligi Mistrzów. Dwa poprzednie skończyły się fazą grupową… LE

05.07.2022

Trzeci tytuł mistrzowski w XXI wieku i trzecie podejście do Ligi Mistrzów. Lech Poznań rozpoczyna dzisiaj rywalizacje w eliminacjach do Champions League. Jak to wyglądało w dwóch poprzednich przypadkach? Warto sprawdzić przed starciem z Karabachem Agdam.

W 2010 roku Kolejorz zgarnął tytuł mistrzowski. To było słynne mistrzostwo zdobyte z Robertem Lewandowski, do którego przyczynił się Mariusz Jop swoim legendarnym samobójem w derbach Krakowa na Suchych Stawach. Poznaniacy zatem przystępowali do sezonu 2010/2011 z dużymi nadziejami. Niewiele zabrakło, a te nadzieje błyskawicznie zostałyby zabrane.

Bez Roberta Lewandowskiego

Robert Lewandowski 11 czerwca 2010 roku podpisał kontrakt z Borussią Dortmund. Kwota transferowa robiła wrażenie. Lech Poznań dostał za swojego gwiazdora niemal pięć milionów euro. Kłopot w tym, że stracił najlepszego strzelca. Znaleźć zastępstwo dla takiego piłkarza nie było łatwe. Pojawiło się kilku napastników, ale niestety za późno. Vojo Ubiparip i Bartosz Ślusarski trafili do klubu dopiero w przerwie zimowej. Od początku Jacek Zieliński dysponował duetem Artur Wichniarek i Joel Tshibamba. Dopiero w sierpniu przyszedł Artjoms Rudnves, praktycznie tuż po odpadnięciu ze Spartą Praga w III rundzie eliminacji.

O krok od kompromitacji

Dzisiaj reprezentant Azerbejdżanu to drużyna, która w każdym sezonie melduje się w fazie grupowej europejskich pucharów. Wtedy jednak Inter Baku był poczytywany za rywala łatwego do przejścia. W Baku skończyło się 1:0 po golu Artura Wichniarka. Polskie drużyny zawsze się męczyły na wschodnich krańcach Europy, więc taka minimalna wygrana została przyjęta pozytywnie. Traf chciał, że po tygodniu Lech Poznań zagrał fatalny mecz przy Bułgarskiej. Skończyło się na 0:1 i rzutach karnych. Te trwały bardzo długo. Albo obie ekipy zgodnie strzelały, albo zgodnie pudłowały. W końcu w jedenastej serii Krzysztof Kotorowski trafił, a jego vis a vis dał się złapać i Lech mógł świętować awans do III rundy.

Czeski los

Tam czekała już Sparta Praga. Lechici byli losowani jako drużyna nierozstawiona. Co prawda jako druga najlepsza spośród nierozstawionych, ale jednak szansę na łatwego rywala były minimalne. Wszyscy się modlili o bułgarski Liteks Łowecz, ale los skojarzył Kolejorza ze Spartą Praga. Czesi mieli dwukrotnie lepszy ranking od Kolejorza, więc było jasne, że lekko nie będzie.

I nie było… Prażanie okazali się dwukrotnie lepsi i dwukrotnie wygrali 1:0. Najpierw w stolicy Czech, tydzień później w Poznaniu. Kolejorz bez strzelonego gola „spadł” do fazy play-off Ligi Europy. Tutaj też nie sypnęło bramkami. Dwumecz z Dnipro Dnipropietrowsk miał należeć do trudnych i należał. Decydujący okazał się wyjazdowy gol Manuela Arboledy. Szybkie trafienie było jedynym w dwumeczu. U siebie Lech Poznań trzeci raz nie zdobył bramki, ale awansował do fazy grupowej LE.

Dalsze losy są już znane – grupa z Manchesterem City, Juventusem i Red Bullem Salzburg oraz 1/16 finału ze Sportingiem Braga. Mimo braku awansu do fazy grupowej LM, trzeba przyznać, że tamta przygoda była naprawdę udanym sezonem dla Kolejorza w europejskich pucharach.

Drugie podejście, podobny efekt

Pięć lat później Kolejorz znowu zgarnął mistrzostwo Polski. Znowu trzeba było pojechać na południe Europy. Tym razem rywalem było FK Sarajevo. Z mistrzem ośnik nie było jednak kłopotów. 1:0 i 2:0 dały szybką przepustkę do kolejnej rundy. Tam Kolejorz trafił najgorzej jak mógł. Była szansa na mołdawskie Milsahmi Orhei, a trafiło się FC Basel. Szwajcarzy mieli ranking na poziomie niemal 85 punktów, co było wynikiem niemal dwa razy lepszym od… drugiego Red Bulla Salzburg.

Zresztą Lech był wtedy nieprzygotowany na walkę w europejskich pucharach. Do klubu trafili Marcin Robak, Abdul-Aziz Tetteh czy Denis Thomalla, a na sam koniec okienka transferowego Maciej Gajos. Na polską ligę to może byliby zawodnicy wystarczający. W Europie jednak to zdecydowanie zbyt mało jakości. Skończyło się na dwóch porażkach z Bazyleą. 1:3 w Poznaniu i 0:1 na wyjeździe.

Tym razem jednak Kolejorz jako „spadkowicz” do Ligi Europy miał sporo szczęścia. Trafił na węgierski Videoton. Dzisiaj MOL Vidi to znacznie mocniejszy klub, ale wtedy nie był kłopotem dla mistrza Polski – 3:0 i 1:0 dało przepustkę do kolejnej fazy grupowej. Kolejnej, ale pierwszej od 2010 roku. Wcześniej Lech przecież w 2014 i 2015 roku notował pucharowe kompromitacje. Raz na drodze stanął Żalgiris Wilno, raz Stjarnan z Islandii.

Dwa razy w Bazylei, jak Sevilla

W fazie grupowej LE, czekał lechitów drugi dwumecz z FC Basel. Kolejne dwie porażki nie były niespodzianką. Podobnie zresztą jak porażka z Fiorentiną, z którą później Lech Poznań wygrał. Do tego dwa remisy z portugalskim Belensenses i na tym koniec przygody. Po kilku latach wrócili do fazy grupowej, która była przedostatnią – jak dotychczas – grupą osiągniętą przez poznański klub. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Lech Poznań w edycji 2015/2016 podobnie jak Sevilla zagrał dwa razy na St. Jacob’s Park. Raz w eliminacjach, raz w grupie, zaś Hiszpanie raz w 1/8 finału, a potem… w finale z Liverpoolem.

***

Dwa podejścia, dwa zakończone fazą grupową. Co prawda chodzi o Ligę Europy, ale dzisiaj rozgrywki LE pozostają dla polskich klubów… zamknięte. W obecnej sytuacji nawet faza grupowa Ligi Konferencji byłaby dla polskiego klubu dobrą okazją na zgarnięcie punktów do rankingu, zarobek i promocje. Do tego jednak trzeba wygrywać. Bez względu czy będzie to Karabach Agdam, czy potencjalnie FC Zurich w drugiej rundzie.