Oczy skierowane na Neapol. Przed nami rewanżowe mecze 1/4 finału Ligi Mistrzów

18.04.2023

Mamy wtorek, więc nadszedł czas na mecze Ligi Mistrzów. Przed nami rewanżowe pojedynki 1/4 finału tych prestiżowych rozgrywek. Mając na uwadze wyniki pierwszych spotkań, najlepiej zapowiada się potyczka w Neapolu, gdzie aktualny lider Serie A – Napoli zagra z Milanem. 

Przez wiele tygodni piłkarze Napoli szli jak burza, zarówno w Serie A, jak i Lidze Mistrzów. Niespodziewaną porażką aż 0:4 zakończył się ligowy mecz z Milanem na Stadio Diego Armando Maradona. Podopieczni Luciano Spallettiego musieli uznać wyższość rywala również w Lidze Mistrzów.

Pierwszy mecz obu ekip w ramach 1/4 finału LM zakończył się zwycięstwem Milanu 1:0. Decydujący gol padł w 40. minucie rywalizacji, a do siatki po świetnej akcji Diaza trafił Bennacer. Piłkarze Napoli mieli swoje szanse, stwarzając aż piętnaście sytuacji bramkowych, a także wykonując pięć celnych strzałów na bramkę. Świetnie między słupkami Spisywał się Mike Maignan, który niejednokrotnie uchronił swój zespół przed utratą gola.

W rywalizacji zabrakło również kontuzjowanego Victora Osimhena. Nigeryjski napastnik wraca jednak do kadry Napoli i ma pomóc drużynie w rewanżu, który odbędzie się na obiekcie lidera włoskiej ekstraklasy. Choć piłkarze Milanu zdołali sobie wypracować pewną przewagę na własnym stadionie, to wynik 1:0 z pewnością nie zamyka sprawy awansu. W szczególności, że Spalletti może skorzystać z najważniejszych postaci w ofensywie. Mecz, który poprowadzi Szymon Marciniak, zapowiada się bardzo ciekawie.

Bezbarwna Chelsea

W drugim wtorkowym spotkaniu Chelsea zagra na własnym obiekcie z Realem Madryt. Pojedynek w stolicy Hiszpanii zakończył się bez niespodzianki. „Królewscy” wygrali 2:0 po golach Benzemy i Asensio. Choć piłkarze Ancelotti uzyskali bardzo korzystny wynik na własnym obiekcie, to włoski szkoleniowiec może mieć pewne pretensje do swoich zawodników, gdyż „The Blues” zaprezentowali się na tyle słabo, że Real mógł rozstrzygnąć kwestię awansu, wygrywając trzema czy nawet czterema golami.

W szczególności, że od 59. minuty Chelsea grała w dziesiątkę, gdyż czerwoną kartkę za faul obejrzał Ben Chilwell. Patrząc jednak na postawę londyńskiej ekipy w ostatnich tygodniach, trudno wyobrazić sobie, by zawodnicy Franka Lamparda odwrócili losy rywalizacji. Wystarczy powiedzieć, że Chelsea nie wygrała żadnego z sześciu ostatnich meczów, notując aż cztery porażki i dwa remisy. W zaledwie jednym spotkaniu „The Blues” zdobyli dwie bramki. Mowa o zremisowanym 2:2 meczu z Evertonem. W czterech z sześciu pojedynków ekipa ze Stamford Bridge nie zdobyła nawet bramki.

Żadne statystyki nie przemawiają w rewanżu za Chelsea. Trzeba jednak pamiętać, że Liga Mistrzów bywa nieprzewidywalna i czasem potrafi dostarczyć wielką niespodziankę. Czy tak będzie w przypadku dwumeczu „The Blues” z „Królewskimi”? Przekonamy się we wtorkowy wieczór.

Trudna sytuacja Bayernu

W momencie rozlosowania par 1/4 finału Ligi Mistrzów, największą uwagę skupiała rywalizacja Bayernu Monachium z Manchesterem City. Nieco ponad dwa tygodnie przed spotkaniem na Etihad Stadium, zarząd „Bawarczyków” zdecydował się na zmianę na ławce trenerskiej, odsuwając Nagelsmanna oraz zatrudniając Thomasa Tuchela.

Czy ta decyzja była właściwa? Patrząc na wynik pierwszego meczu, można mieć pewne wątpliwości. Bayern co prawda miał swoje szanse w rywalizacji rozgrywanej w Manchesterze, ale ostatecznie ekipa z Monachium przegrała aż 0:3 po golach Rodriego, Silvy oraz Haalanda. Świetna postawa podopiecznych Guardioli sprawia, iż „Bawarczycy” są w niezwykle trudnej sytuacji.

Mecze poprzedzające rewanżowy pojedynek również przemawiają za „The Citizens”. Bayern zaledwie zremisował 1:1 u siebie z Hoffenheim, czyli trzynastym zespołem Bundesligi. Z kolei Manchester City wygrał na własnym obiekcie z Leicester 3:1, notując tym samym aż dziesiąte zwycięstwo z rzędu we wszystkich rozgrywkach.

Imponująco wyglądają statystyki Manchesteru City w ofensywie. Tylko w dwóch z dziesięciu ostatnich meczów, podopieczni Guardioli strzelili mniej niż trzy gole w jednym spotkaniu. „The Citizens” zdołali pokonać 4:1 Liverpool czy 7:0 Lipsk. Niestety z perspektywy neutralnego kibica, który liczył na świetne widowisko, zespół z Premier League powinien po prostu dopełnić formalności w środowy wieczór.

Czy Benfica może sprawić sensację?

Podobny scenariusz przypisuje się ostatniej, czwartej rywalizacji, czyli potyczce Interu z Benficą. Jeszcze kilka tygodni temu zespół z Lizbony był traktowany jako czarny koń tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Świetne wyniki w lidze, a także imponująca postawa w grupie, w której były takie drużyny jak Juventus czy PSG powodowały, że Benfica stała się drużyną sprawiającą spore obawy u rywali.

W momencie wylosowania tej pary, niejeden ekspert stawiał w tej rywalizacji na portugalski klub. Taka predykcja była całkowicie uzasadniona, gdyż Inter spisywał się w lidze mocno przeciętnie, podchodząc do rywalizacji w Lizbonie z serią aż sześciu meczów bez zwycięstwa.

Podopieczni Simone Inzaghiego zaprezentowali się w Portugalii ze świetnej strony, wygrywając mecz 2:0 po golach Barelli oraz Lukaku. Ten wynik sprawia, iż Benfica znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Ostatnie wyniki zespołu z Lizbonu również nie wskazują na to, by gracze Rogera Schmidta odwrócili losy awansu. Benfica podchodzi do środowego starcia z trzema porażkami z rzędu. Niewykluczone, że wróci temat walki o mistrzostwo, gdyż przewaga nad Porto zmalała do czterech punktów.


Pierwsze mecze 1/4 finału Ligi Mistrzów nieco ostudziły emocje kibiców, gdyż wyniki były mocno jednostronne. Niektóre rywalizacje wydają się już rozstrzygnięte. Wydają, gdyż trzeba pamiętać, że to Liga Mistrzów. W tych rozgrywkach nie brakuje niespodzianek.