„Daddy’s home!” – koniec fatalnej passy Inakiego Williamsa

14.01.2019

Gdyby zapytać dużą grupę piłkarzy o to, gdzie wolą grać, zdecydowana większość wskazałaby na domowy obiekt. Miejsce, które widuje się na co dzień, na którym gra się zdecydowanie najczęściej, do tego tysiące kibiców wspierających i dopingujących do lepszej gry. Taka sytuacja sprzyja lepszej grze, a co za tym idzie – w przypadku zawodników ofensywnych – większej liczby bramek. Są jednak wyjątki.

Leo Messi w meczu z Eibarem zdobył swoją bramkę numer 400 w La Liga. Patrząc na wszystkie rozgrywki, w 217 meczach na Camp Nou zdobył… 231 bramek. To chyba najlepszy przykład pokazujący, że „nie ma to jak w domu”. Nijak jednak miało się do tego to, co na murawie prezentował inny zawodnik z La Liga, czyli Inaki Williams.

Wykorzystaj kod i odbierz 20 zł za FRIKO

Napastnik Athletiku jeszcze do niedzieli był autorem niecodziennej serii – swoje ostatnie 15 bramek w lidze zdobywał… na obiektach rywali. Ta „sztuka” zajęła mu ponad dwa lata. Na domowym obiekcie trafił dopiero w meczu z Sevillą. Na dodatek Williams uczynił to dwukrotnie, prezentując niezwykłe przyspieszenie przy drugiej z bramek. Jak się przełamywać, to na całego!

Poza Barceloną i Realem to właśnie Athletic jest jedną z trzech drużyn, które nigdy nie spadły z hiszpańskiej ekstraklasy. Jeszcze do niedawna baskijski klub okupował miejsce w strefie spadkowej, mając po 14 kolejkach zaledwie 11 punktów. Od tamtego momentu i zastąpienia Berizzo przez Garitano, drużyna rozegrała pięć spotkań i… podwoiła ten dorobek, przesuwając się na 15. pozycję. Dobrze, że „Rojiblancos” odżyli – ten klub zasługuje na coś więcej, niż walka o utrzymanie.

Wykorzystaj kod i odbierz 20 zł za FRIKO