Gabriela Grzybowska – prosto z kobiecej murawy
Piłkarki TME SMS Łódź dwa lata temu były mistrzyniami Polski. W tym sezonie mierzą się z wieloma wyzwaniami. Po tym, jak odeszła spora część podstawowego składu, były skazywane na porażkę. Tymczasem radzą sobie naprawdę dobrze. Przed ostatnią kolejką rundy jesiennej zajmują trzecie miejsce w tabeli ORLEN Ekstraligi. O drodze do tego sukcesu porozmawialiśmy z kapitanką łódzkiej ekipy, Gabrielą Grzybowską.
Gabriela Grzybowska – prosto z kobiecej murawy
Futbol News: Przed sezonem z waszego klubu odeszło sporo piłkarek. Jak udało się to „poskładać”, by znowu można było walczyć o miejsce w czołówce?
Gabriela Grzybowska (TME SMS Łódź): Myślę, że zawsze przy takim „składaniu” potrzebny jest przede wszystkim czas. Ciężko inaczej, gdy nagle traci się praktycznie 90 procent składu. Ze spotkania na spotkanie coraz lepiej się poznajemy i wszystko staje się coraz łatwiejsze.
Zaczynamy się ze sobą zgrywać. Każda porażka, a w ostatnim czasie było ich sporo, uczy i kształtuje drużynę. W końcu zresztą się po nich podniosłyśmy, bo ostatnie dwa mecze wygrałyśmy po 6:0. To pokazuje, że potrafimy grać jako zespół. Wiadomo, że nie czeka nas już w tym sezonie raczej walka ani o pierwsze, ani o drugie miejsce, ale podium nadal jest w zasięgu ręki.
– Cele, które macie teraz są zbieżne z tym, co zakładałyście przed sezonem?
– Jest nawet lepiej. Przed sezonem wielu spisywało nas na straty. Nadal nic nie wiadomo, bo różnica między trzecim a siódmym miejscem jest minimalna, a jeden błąd może spowodować bardzo duże straty, ale wciąż: możemy powiedzieć, że jesteśmy w czołówce. Nie spodziewałyśmy się, że będziemy liczyć się w grze o podium. Zrozumiałyśmy to chyba dopiero gdzieś w połowie rundy.
– Czeka was trudny mecz o utrzymanie tego trzeciego miejsca. Zmierzycie się z GKS Katowice, mistrzyniami Polski.
– Wiemy, że czeka nas trudny mecz. Piłkarki z Katowic w tym sezonie nie przegrały jeszcze żadnego meczu u siebie. Nie straciły tam nawet punktu. W dodatku my dawno już z nimi nie wygrałyśmy. Z drugiej strony: ostatnie spotkania pokazały, że rywalki GieKSy nie są na straconej pozycji. Przecież Śląsk prowadził z nimi ostatnio 2:0. Recepta jest prosta: wyjść i walczyć, być uważnym od pierwszej do ostatniej minuty.
– Załóżmy tę niezbyt optymistyczną wersję, w której tracicie punkty w Katowicach. Niemal na pewno będzie to kosztowało spadek o kilka pozycji. „Przezimowanie” na 5. lub 6. miejscu nie będzie bolało?
– Nigdy nie można wykluczać scenariusza, że podwinie nam się noga. Ale nawet w takiej sytuacji nie możemy zapominać, że niezależnie od miejsca, na którym wylądujemy, do trzeciego miejsca będziemy tracić może punkt, może dwa, a maksymalnie trzy. Nadal będziemy w sytuacji, dającej możliwość walki o podium wiosną. Szczególnie, że liga w tym momencie bardzo się wyrównała i niemal każdy może wygrać z każdym.
– Kryzys, w który wpadłyście niedawno i który objawił się trzema porażkami z rzędu, jest już na dobre zażegnany?
– Nie wiem. Tak na dobrą sprawę przekonamy się o tym w sobotę. Wtedy zagramy z przeciwnikiem na papierze lepszym od nas. Zobaczymy, czy będzie potrafiły strzelić dola, czy uda nam się zapunktować. Jeśli tak: można będzie uznać, że kryzys na pewno za nami.
– To trzecie miejsce, o którym wspominałaś wcześniej to cel na koniec sezonu?
– Tak. Po stracie 90 procent pierwszego składu to byłby naprawdę dobry wynik. Będziemy o niego walczyć.
Materiał powstał we współpracy z ORLEN.