Najlepsza drużyna ostatnich lat na świecie? River Plate!

22.11.2019

Już w sobotę finał najważniejszych klubowych rozgrywek poza Europą. Chodzi oczywiście o Copa Libertadores. Tym razem szczęście mocno dopisało wszystkim fanom piłki latynoskiej, bo w decydującym starciu na neutralnym gruncie – pierwszy raz w historii – spotkają zdecydowanie najmocniejsze obecnie ekipy na kontynencie: Flamengo i River Plate. Na początek pora przedstawić „gościa” tego spotkania, bo tak wynika z losowania. 

W ostatnich latach Los Millionarios z Buenos Aires są zespołem, który zgarnia i kolekcjonuje mnóstwo trofeów. Głównie na arenie międzynarodowej, bo siedem z dziesięciu zdobytych pucharów w ostatnich latach, to własnie tytuły zdobyte w starciach z całym kontynentem, czy też drużynami z Azji, jak było to w sytuacji Copa Suruga Bank, a więc starciu zwycięzcy Copa Sudamericana(odpowiednik Ligi Europy) z mistrzem Japonii.

Tegoroczna edycja rozpoczęła się dla River i zakończy w Limie. W stolicy Peru rozegrali pierwszy mecz fazy grupowej, gdy rywalem była Allianza. Wtedy jednak mecz był rozgrywany na Estadio Nacional, w przeciwieństwie do finału na Monumental. Zresztą finał pierwotnie miał odbyć się w Santiago de Chile, również na stadionie narodowym i również w tamtym mieście River gościł w 2019 roku, gdy przyszło się mierzyć z innym grupowym rywalem – Palestino.

W fazie grupowej cudów nie było, bo cztery z sześciu spotkań zakończyły się remisami, a jedynie dwa zwycięstwa dały awans z grupy A na drugim miejscu, tuż za Internacionalem Porto Alegre. W dalszej części los zrządził Cruzeiro Belo Horizonte i wydawało się, że to rywal z kategorii tych najtrudniejszych. Co prawda obecna tabela ligi brazylijskiej tego nie mówi – Cruzeiro walczy o utrzymanie – to jednak do awansu potrzebne były karne, w których błyszczał Franco Armani. W 1/4 finału pokonali Cerro Porteno z Paragwaju, a w półfinale rewanż za ubiegłoroczny finał i Superclasico z Boca Juniors. Tam wystarczyła zaliczka z domowego 2:0 i tym samym River staje przed szansą na zostanie ósmym klubem w historii Libertadores, który obronił trofeum. Warto dołączyć do historii, zwłaszcza że ostatnim, któremu to się udało jest… Boca Juniors! Główny rywal River, dokonał tego na przełomie wieków, dzięki czemu jest ostatnim mistrzem XX wieku i pierwszym XXI.

Tyle statystyki i historia. Czas jednak poznać dzisiejsze River od podszewki. O zdanie zapytaliśmy trzech ekspertów, którzy rozłożyli nam argentyńską ekipę na czynniki pierwsze.

Trener legenda – Marcelo Gallardo

Można było się zastanawiać czy pisać o River, czy o Marcelo Gallardo, bo jak powiedział Bartłomiej Rabij, który na piłce południowoamerykańskiej zna się w Polsce, jak nikt, Gallardo pracuje na miano osoby najważniejszej w historii klubu. – Gdy mówisz coś dobrego o River, myślisz o nim. Wtóruje mu w tych słowach Leszek Szuta, czyli największy polski kibic River Plate oglądający wszystkie mecze Los Millonarios, a zatem znający temat najlepiej. – Ostatnio czytałem wywiad z Ramonem Diazem(poprzednik Gallardo – przyp. red.) i on stwierdził, że Marcelo jest najlepszym trenerem w historii klubu. Dwa razy zdobyte Copa Libertadores, a teraz jest w finale trzeciego. Zresztą nie bez powodu ma ksywę „Napoleon”, bo w ciągu pięciu lat osiągnął aż 15 finałów, z czego wygrał 10 pucharów – mówi fan River.

Zanim jednak dalsza część wypowiedzi naszych ekspertów, warto zajrzeć do książek. Konkretniej do jednej książki, „Che Pep”, a więc o tym jaki wpływ na Guardiolę wywarła piłka argentyńska zanim ten został trenerem i w początkach jego pracy oraz o… wpływie Guardioli na argentyński futbol, po tym jak dokonywał cudów z Barceloną. Poniżej cytat dotyczący naszego bohatera z tej książki.

Marcelo Gallardo podziwiał grę Barcelony, jeszcze w czasach, kiedy był jedynie widzem. Z kolei jako trener szukał jej słabych stron, próbował znaleźć defekty… To było jałowe zadanie. (…) Pierwszy semestr jego River w momentach, gdy stosował wysoki pressing i ryzykował, był w pewnym sensie hołdem złożonym tamtej drużynie.

Na kolejnych stronach potwierdzał to zasłużony argentyński dziennikarz Ezequiel Fernandez Moores, który był pod wrażeniem początków Gallardo w River, gdyż był to zespół bardzo ryzykujący. Autor tej publikacji, Vicente Muglia, pisał o pressingu stosowanym przez trenerów w Argentynie. Ożywienie przyszło po erze Guardioli w Barcelonie, a wśród przykładów był obecny trener Racingu, wówczas Rosario Central, Eduardo Coudet oraz Marcelo Gallardo.

Trener za swoich czasów zwodniczych grał pod kierownictwem właśnie Pasarelli i Bielsy. Do rozwiązań, które poznał już wtedy, dodał swoje obserwacje z gry Barcelony. „Lubię, gdy mój zespół gra daleko od własnej bramki. Miałem szczęście do odważnych trenerów o silnych osobowościach, grających 40 metrów od naszego bramkarza. Jednocześnie to od jakości piłkarzy zależy, na ile trener jest w stanie zrealizować swój pomysł. Myślę, że wszyscy szkoleniowcy na świecie chcieliby tak prowadzić zespół jak Guardiola Barcelonę, ale nie jest łatwo to skopiować. Może to być mocno frustrujące – bo to materiał ludzki jest tutaj fundamentalny”. Zawsze celem był pressing zespołowy, agresywny – tak, aby rywal nie miał czasu zebrać myśli

We wspomnianej książce jest także poświęcony fragment aspektom treningowym pod kątem przygotowania fizycznego. I tutaj cytat z Pablo Dolce, trenera przygotowania fizycznego u Marcelo Gallardo:

Wykonujemy ogromną większość ćwiczeń z piłką. Praca nad wytrzymałością piłkarzy może być zrealizowana na różne sposoby. Kiedyś biegano 12 kilometrów bez przerwy. Dzisiaj jest to już nie do przyjęcia. Teraz treningi są krótsze, ale bardziej intensywne. I z piłką. Zawsze jednak upewniamy się, że gracze pokonują określone odległości

Gallardo to wielki trener w historii River, ale… nie posiadający w swoim dorobku mistrzostwa Argentyny. – Co roku próbował grać na trzech frontach, to jednak zawsze czegoś brakowało w lidze. Kilka dni po finale Libertadores, zagra o Copa Argentina z drugoligowcem z Cordoby. W lidze tylko punkt straty do Boca, a przed chwilą była taka pechowa porażka z Rosario Central. Zresztą, co roku jest to samo, bo River gra słabiej tuż przed kluczowymi meczami i ten scenariusz się powtarza. Jakby Gallardo chciał zdjąć presje z zespołu czy obniżyć oczekiwania, ale potem przychodzi finał i jest ogień – kontynuuje Szuta.

Przede wszystkim Gallardo ma ogromny komfort pracy. Klub nie sprzedaje mu zawodników, których on chce utrzymać. Po zeszłej edycji sprzedali tylko Pity’ego Martineza, ale pozostali zawodnicy dostali nowe kontrakty, a co za tym idzie podwyżki. Dziura budżetowa się powiększyła, do około 50 milionów dolarów i choć może wydawać się kłopotem, to wystarczy sprzedaż dwóch zawodników i po wszystkim. Do tego on ma taką pozycję, że nawet jeśli nie wygra, to się nic nie stanie i nikt nie będzie miał do niego pretensji – mówi Szuta, a jego słowa niejako może potwierdzić wspomniany Rabij. – Przede wszystkim River nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Jedyna wpadka przydarzyła się w 1/8 finału Libertadores 2016, gdy odpadli z Independiente Del Valle, późniejszym finalistą, ale o nich można powiedzieć, że są drużyną z innej bajki. Nie mam wątpliwości, że to najlepsza ekipa Ameryki Południowej ostatnich pięciu lat! – kończy znany komentator.

Mnóstwo sukcesów odniesionych w Ameryce Południowej oczywiście przyciąga uwagę kibiców. Jedni widzieliby w Gallardo następnego selekcjonera reprezentacji Argentyny, a inni, kolejnego wielkiego argentyńskiego trenera w Europie, bo ci od wielu lat są w cenie. – Odejście? Jeszcze nie teraz. Słyszałem od dobrego dziennikarza, że jeszcze rok powinien być. Do tego urodziło mu się dziecko, więc pewnie tak się stanie. Wiadomo jednak, że w końcu do tej Europy wyleci, bo i sukcesy przemawiają za tym, żeby spróbował tam swoich sił. Gallardo chce też zapisać się w historii klubu, chociaż to może źle powiedziane, bo on już się zapisał. River ma na swoim koncie cztery Libertadores, Boca ma pięć, więc na pewno zechce wyrównać ten stan, bo można mówić, że się na to nie patrzy, a ta rywalizacja zawsze będzie. A jeśli wyrówna, to zapewne i będzie chciał przegonić lokalnego rywala(śmiech). Zresztą grał pięć razy z Boca w rywalizacji „przegrywający odpada” i zawsze wygrywał – tłumaczy Szuta.

O zdanie zapytaliśmy również innego wielkiego fanatyka ligi argentyńskiej, czyli Michała Borowego. Oczywiście podobnie do swoich poprzedników, również opowiada o El Muneco, czyli… Laleczce(!) w samych superlatywach. – Gallardo to nazwisko oznaczone genem zwycięzcy. (…) Marcelo to świetny motywator i człowiek, który dobrze wie jak wykorzystać braki i niedoskonałości własnego zespołu. Dużo widzi, wykazuje się też w miarę dobrą oceną sytuacji boiskowej – rozpoczyna nasz ekspert. Jak powszechnie wiadomo zbyt dużo cukru nie jest wskazane, zatem kontynuuje i mówi więcej o idolu kibiców River i mówi rzeczy, które pewnie dla fanów finalisty Libertadores są nieco mniej wygodne i niezgodne z krystaliczną wizją trenera. – Nie boi się konfrontacji ale są też momenty, gdzie nawet w takim brylancie pojawiają się skazy. Bez wątpienia to jeden z mocno aroganckich i butnych trenerów. Z jednej strony pewny siebie, ale niezwykle łatwy do odczytania jego emocji, gdy się go dobrze posłucha. Potrafi skutecznie odwrócić kota ogonem od problemów własnych i cierpi też na tak zwane „słowa pod publiczkę”. Szybko się obraża na trudne pytania i potrafi wygłaszać opinie przeciwne do wszystkich adwersarzy, byle zyskać poklask kibiców własnych. Z jednej strony nie dziwię się, bo kiedy przynosi to zwycięstwa to nikt z nich nie będzie kwestionował, tej obranej drogi. Ale z drugiej mając w pamięci tak wiele afer podczas zeszłorocznej edycji Libertadores z udziałem River i jego zdania na ten temat, to ciężko mówić o nim, jak o uczciwie moralnie człowieku – kończy temat trenera Borowy.

Piłkarze

Nie często się zdarza, by to trener był największą gwiazdą zespołu, ale tak jest w przypadku River Plate. Tak czy siak Marcelo Gallardo sam bez piłkarzy nic by nie zdziałał. A ma kim dyrygować, więc czas zobaczyć najważniejszych zawodników. – Zespół to przede wszystkim czteroosobowy kręgosłup. Franco Armani w bramce. W ubiegłym sezonie dołożył bardzo duży kamyk do sukcesów, jak choćby pierwszy mecz finałowy na Bombonerze, gdy w końcówce wyjął sytuacje Dario Benedetto. W tym sezonie choćby rzuty karne z Cruzeiro. Dalej jest Javier Pinola, czyli lider obrony, przy którym bardzo fajnie wygląda Lucas Martinez Quarta, i tutaj warto dodać, że to zawodnik młody, więc pewnie niedługo odejdzie. Po Pinoli czas na dwójkę pomocników – Nacho Fernandez i Enzo Perez. Ten drugi zresztą bardzo dobrze zna Jorge Jesusa, wszak razem pracowali w Benfice i to właśnie Portugalczyk z Pereza zrobił defensywnego pomocnika, bo ten wcześniej był skrzydłowym – mówi Leszek Szuta. Być może żaden z nich nie jest brylantowym technikiem, ale to zawodnicy, na których są oparte formacje bliżej własnej bramki.

Franco Armani to obok Leo Ponzio i Enzo Pereza jeden z trzech zawodników, którzy mają na swojej ścianie dwa złote medale za Libertadores. Ponzio oba zdobył w barwach River, zaś Armani pierwszy triumf święcił w Kolumbii, gdy był piłkarzem Atletico Nacional. Wtedy w zasadzie objawił się międzynarodowej publiczności i tak po prawdzie śmiało go można uznać najlepszym golkiperem grającym w Ameryce Południowej ostatnich lat. Może nie jest efektowny, ale przede wszystkim niesamowicie pewny w bramce. Dotychczas Armani rozegrał 54 mecze w Libertadores i puścił w nich 39 goli, przy czym aż w 24 zachowywał czyste konto. Zresztą widać, że jeśli jego drużyna była wysoko, to i jego statystyki były kapitalne. Rok 2016 – 14 meczów i 9 czystych kont; 2018 – 14 meczów i 7 czystych kont; 2019 – 10 meczów i 6 czystych kont! Krótko mówiąc jego statystyki nakazują spodziewać się… i w miejsce kropek każdy może wstawić swoją propozycję.

Można było się zastanawiać, gdzie umieścić Exequiela Palaciosa, ale zostawienie go wśród młodych byłoby dużym nadużyciem przeciwko niemu. Zresztą najlepiej odzwierciedlają to słowa Michała Borowego. – Najważniejszy piłkarz to drużyna, ale indywidualnie wyróżniam z linii pomocyExequiela Palaciosa i Nicolasa De La Cruz. Palacios to jeden z dobrych techników i kreatorów gry ze środka pola, któremu najbliżej do łączenia cech wielu środkowych pomocników. Duża uniwersalność zadań przy solidnej jak na niego motoryce. De La Cruz to z kolei drybler. Szybki i przebojowy, który ma mieszać formacją obroną Czasem bardziej wieje niż przynosi to pożytku, ale kiedy potrzeba rozruszać grę zespołu – to wzywasz jego. W praktyce można byłoby ich umieścić w kategorii młodzieży, bo obaj mają poniżej 23 lat – kontynuuje Borowy. Skoro przytoczyliśmy jedną opinię, to czas na drugą, która nas w tym tylko utwierdzi, jeśli chodzi o Palaciosa. – Młodzi? Przede wszystkim Exequiel Palacios. On jest najbliżej odejścia, bo grał już w pierwszej reprezentacji, rok temu już Real Madryt się nim interesował – krótko przypomina Szuta.

Obaj panowie wymieniają jeszcze kilka postaci, jak choćby Rafaela Santosa Borre, Lucasa Pratto, Gonzalo Montiela czy Miltona Casco, ale też zatrzymują się przy pewnym Kolumbijczyku, który jeszcze do niedawna był największą gwiazdą Milionerów. – Teoretycznie najważniejszy dla klubu jest Juanfer Quintero, ale ciężko wyrokować czy po zerwanych więzadłach będzie w 100% gotowy pokazać wszystkie swoje techniczne i kreatywne atrybuty – mówi Borowy, a jego słowa niejako potwierdza zatroskany o stan zdrowia Quintero, kibic River, czyli Leszek Szuta. –Kolumbijczyk wrócił po kontuzji i wszyscy myśleli, że będzie długo dochodził do formy, a on jest tym samym zawodnikiem, co przed urazem. Gallardo mówi, że zagra, ale gorzej może być z jego formą fizyczną, więc może wejść z ławki – zakończył temat najważniejszych zawodników.

Młodzież

Skoro Palaciosa nie znajdziemy w tej kategorii, to jasny znak, że będzie bardziej ubogo. River w świat wypuściło trochę zawodników czy to wychowanych na El Monumental, czy takich, których w młodym wieku wychwycił klubowy skauting, jak choćby w przypadku Radamela Falcao. Zresztą w 2012 roku ekipa U20 wygrała młodzieżowe Copa Libertadores, a w składzie było kilka nazwisk, które zrobiło ciekawe kariery: Juan Cazares(dzisiaj reprezentacja Ekwadoru i Atletico Mineiro), Eder Balanta(FC Basel) czy wielki fan golfa Matias Kranevitter(Zenit). Warto dodać, że tamto zwycięstwo Milionerzy odnieśli na peruwiańskiej ziemi…. w Limie!

Leszek Szuta wskazał nam jednak kilka nazwisk, na które warto zerknąć pod kątem przyszłości. Oczywiście w finale raczej nie, bo tam Gallardo raczej nie będzie eksperymentował i wpuszczał zawodników, którzy dopiero „jutro” są w stanie dać jakość. Tak czy siak kilka nazwisk jest. – Julian Alvarez, na dzisiaj numer pięć w ataku, ale gdy odejdzie Santos Borre, to może pójść zdecydowanie w górę. Do tego Cristian Ferreira, który był na mundialu U20 w Polsce. Bardzo szybki, taki błyskotliwy zawodnik, któremu piłka nie przeszkadza w grze. Na koniec Santiago Sosa, ale on jest dopiero numerem cztery w środku pola.Jest jeszcze Jorge Carrascal, który dużo nie gra, ale to ciekawy zawodnik. Widziałem go podczas sparingu Lechii z Karpatami Lwów i chciałem podejść porozmawiać, ale nie wyszło, a niedługo później już był w River. Bajeczna technika, ale czasem przesadzający z grą pod publiczkę. Taki przerost formy nad treścią, bo lubi grać bardzo efekciarsko – zakończył Szuta.