Nie jest z nami tak źle

28.08.2020

Nie dołączę do kibiców pastwiących się nad polską piłką klubową po meczach pucharowych – to by było zbyt proste. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę, że obrona naszych występów w Europie jest zadaniem dość karkołomnym. A mimo to wystawią się na strzał i spróbuję.

Naprawdę miałem w tym sezonie przekonanie, że do pucharów awansowały zespoły, które mogą nam dać trochę radości w środku tygodnia. Po losowaniu okazało się, że marne szanse ma Cracovia, trafiająca na przeciwnika trudnego, a poza tym bardzo solidnego, takiego który rywala z Polski na pewno nie zlekceważy. Pucharowy pocałunek śmierci złożony przez Szwedów na czole Michała Probierza okazał się wyjątkowo krótki, na kolejną szansę krakowianie będą musieli poczekać przynajmniej do następnych wakacji.

Pozostałe drużyny powinny jednak awansować, dlatego tak mi szkoda, że świetnego losowania nie wykorzystała Legia. Takie porażki, jak ta z Omonią bolą najbardziej i takich punktów w pucharowym rankingu brakuje potem najbardziej. Kilka lat temu swój pucharowy ranking popisowo zawalił Lech Poznań, trwoniąc rok po roku wypracowany wcześniej w fazach grupowych kapitał, teraz w podobnym kierunku podąża Legia. Wagi losowania i tego, jak ważne jest w nim rozstawienie przecenić się nie da, każde uciułane w meczach ze słabszymi rywalami punkty się liczą i pozwalają potem uniknąć potentatów, zespołów, z którymi ma się szanse mniejsze niż Cracovia z Malmoe. I od tej właśnie solidności trzeba zacząć, eliminując tych, którzy są w zasięgu, nie sprawiając przykrych niespodzianek. Czyli robić to, co zrobiły zespoły Piasta i Lecha.

Nie będę więc krytykował Lecha za to, że gola nie strzelił do przerwy – choć w sumie powinien – a pochwalę, że ostatecznie obronę rywala złamał. Potrzeba nam promyków nadziei, kolejnych kroków w górę a nie w dół klubowych rankingów. Mam głębokie przekonanie, że z naszą ligą nie jest tak źle, jak ranking UEFA wskazuje. Liczby pokazują, że mamy 32. miejsce, wyprzedzając Liechtenstein i goniąc Węgrów, Słowaków i Słoweńców, ale także mających już zdecydowanie wyższy dorobek Białorusinów i Kazachów. Nie uważam, byśmy musieli mieć kompleks tamtych, mam nawet przekonanie, że Ekstraklasa jest ligą lepszą od tych, które nas wyprzedzają. Problem polega jednak na tym, że nasza liga jest bardzo wyrównana, a tego rankingi nie pokazują. Jestem przekonany, że dziesiąty zespół Ekstraklasy spokojnie poradziłby sobie ze średniakiem z Białorusi lub Azerbejdżanu, ale punkty zdobywają potentaci, a nam takiego godnego reprezentanta w Europie w ostatnich latach brakuje. Wydawało się, że rozsądna polityka kadrowa w Legii i Lechu może to zmienić, że przynajmniej dwa kluby dadzą nam dłuższe emocje w środku tygodnia, ale postawa mistrza Polski w rywalizacji z mistrzem Cypru, szybko te nadzieje ostudziła. To niestety takie pojedyncze mecze kształtują później opinię o całej naszej lidze i jej poziomie. A ja powtórzę po raz kolejny – nie będę mówił, że jest fantastycznie, ale nie jest z Ekstraklasą tak źle, jak wielu uważa. Ba, wrodzony optymizm każe mi nawet sądzić, że może być tylko lepiej.

Ostatni sezon pokazał, że w wielu klubach daje się trenerom spokojnie popracować, że trenerskie stołki nie są tak gorące jak wcześniej. W pierwszej kolejce obecnego sezonu mieliśmy kilka meczów bardzo dobrych, kibice nie mogli być rozczarowani. A jednak bez mniejszych nawet sukcesów w pucharach, bez reprezentanta w fazie grupowej Ligi Europy argumentów za tym, że nie jest z nami aż tak źle, mieć nie będziemy.

Lech i Piast pewnie awansowały, czekam więc na kolejne małe kroki z ich strony. Czekam na rehabilitację Legii po wpadce z Omonią, bo jeśli mistrz kraju będzie tak źle wyglądał na europejskiej arenie, całej naszej piłki nie da się obronić. A ja, patrząc na nią od lat z bardzo bliska i oglądając wszystko, co się da zobaczyć, naprawdę mam pełne przekonanie, że nie jest z nami aż tak źle, jak wyniki meczów pucharowych wskazują.

Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+