Po co komu Liga Narodów?

10.10.2020

Chyba na nic! W zasadzie na tym można byłoby skończyć cały wywód, ale zastanówmy się po kolei. To już nie Euro ani mundial, ale nie jest to znowu mecz towarzyski. Nadal jednak gra toczy się o stawkę, tylko prestiż tych rozgrywek jest albo marny, albo nie czuć go wcale. Kłopot w tym, że ten puchar wszystkich tak interesuje, że najchętniej każdy zlikwidowałby go w trymiga.

Jeśli jesteś topową kadrą, wtedy nie możesz narzekać. Grasz sobie w dywizji A i w każdym terminie masz rywali na swoim poziomie. Tu Hiszpania, tam Niemcy, zaraz Anglia czy Francja. Krótko mówiąc nie trzeba z nikim się dogadywać, co do miejsca sparingów, tylko UEFA za ciebie wylosuje, zrobi terminarz. Ty tylko zbierasz ekipę i grasz.

Nikogo to nie interesuje

W zamyśle Liga Narodów miała sprawić, że z terminarza reprezentacyjnego znikną niemal mecze towarzyskie. Na pewno z korzyścią wpływa to na ranking poszczególnych ekip. Nie są to duże różnice, ale jednak w porównaniu do kontynentów, które nie mają takich rozgrywek, stanowi sporą bazę pod budowę rankingu. Zresztą podobnie jest w Ameryce Południowej, gdzie tamtejsze eliminacje są kapitalnym „nabijaczem” punktów dla najlepszych. Dlaczego? Bo nie grasz 8/10/12 meczów o duże punkty, tylko 18! To spora różnica.

Tyle że mecze mają być dla kibiców, a te w Lidze Narodów nie bardzo kogo grzeją. Eliminacje do Euro czy mundialu? To jest podstawa. Jeśli jesteś reprezentacją pokroju Niemiec czy Hiszpanii absolutnie masz wygrywać i awansować. W przypadku bycia Polską, Austrią czy Rosją prawdopodobnie będziesz miał nieco więcej emocji. Jednak nadal one będą. Wielkich turniejów nie trzeba nawet wspominać. A w Lidze Narodów o co walczysz? Jeśli jesteś w najwyższych dywizjach, to można zakładać, że awans na turniej i tak sobie wywalczysz, więc pozostaje prestiż samej LN. Kłopot w tym, że póki co on nie istnieje. Mimo że w każdej kolejce jest mnóstwo hitów.

Dzisiaj mecze Hiszpania-Szwacjaria czy Ukraina-Niemcy może jeszcze nie są topowymi spotkaniami, ale jutrzejsze starcie Anglia-Belgia to przecież rewanż za półfinał mundialu. Francja-Portugalia? Aktualny mistrz świata z mistrzem Europy. Czy ktoś to bardzo przeżywa? Nie, ot kolejny mecz. Jeśli mecze towarzyskie nazywane są meczami o pietruszkę, to tutaj – pół żartem, pół serio – można powiedzieć, że chodzi o dwie pietruszki i nic więcej.

Dostęp spadł do zera

Trzeba jednak przyznać, że mocno została ograniczona „wolność” narodowych reprezentacji. Wolnych terminów na mecze towarzyskie, z kimś spoza Europy praktycznie spadła do zera. Teraz masz już pojedyncze okazje na to, by spotkać się z ekipami z innych kontynentów.

O ile dla Europejczyków to nie jest wielki kłopot, w końcu mają tutaj same mocne kadry, o tyle dla reszty już tak. Azjatyckie drużyny chętnie zapraszały do siebie najlepszych, płacąc za taki show krocie. Teraz dla Japończyków czy Chińczyków dostęp został ograniczony. Podobnie jak dla Ameryki Południowej, Północnej czy Afryki. To jasne, że Brazylia czy Argentyna chcą zagrać z Hiszpanią lub Włochami, zamiast klepać się po raz któryś z Boliwią. Z tą samą Boliwią, z którą spotkają się w trakcie eliminacji do mundialu czy na Copa America.

Może jednak Argentyna lub Brazylia to nie najlepsze przykłady. Dlatego, że oni sobie poradzą. Pojadą do najlepszych spoza Europy. Wybiorą sobie USA, Meksyk, Australię, Koreę Południową itd. Ale to nadal nie są ekipy pierwszego szeregu. Co jednak, gdy sparingi musi organizować sobie Paragwaj czy Ekwador. Im będzie jeszcze trudniej, a przecież nie mówimy o ekipach piłkarskiego trzeciego świata, tylko solidnych kadrach, które regularnie oglądamy na mundialu.

Dla słabszych dobrze i niedobrze

Jeśli jesteś słabą piłkarsko federacją, ale masz pieniądze z różnych źródeł, możesz w jakiś sposób przyciągnąć najlepszych. W Europie na taki krok może się zdecydować np. Kazachstan czy Azerbejdżan. Wiadomo, że tam pieniądze w futbolu są, pomijając już źródła z jakich pochodzą. W normalnych warunkach, raz w roku mogliby sobie pozwolić na zaproszenie do Astany czy Baku topowej ekipy. Zapłacić grube pieniądze federacji, a później zebrać lekcje futbolu.

Teraz jednak jeszcze więcej kiszenia się we własnym sosie. Zresztą paradoks jest taki, że przykładowo Armenia miałaby znacznie bliżej na mecz z kimś z Bliskiego Wschodu niż do Estonii. Podobnie jak Kazachstan na Litwę czy Azerbejdżan do Luksemburga. Przez grzeczność nie będziemy już wspominać o wyprawie Wysp Owczych na Maltę…

Z jednej strony nie masz, poza eliminacjami, dostęp do najlepszych. Nawet w sytuacji, jeśli ciebie na to stać. A z drugiej łatwiej jest rywalizować z drużynami zbliżonymi poziomem do ciebie. Możesz sobie nabić ranking, bo to coś więcej niż tylko punkty, ale np. dzięki konkretnym miejscom w swoich dywizjach, można było dostać dodatkową szansę awansu na Euro 2020/2021. Z tego korzystają np. Gruzini i Macedończycy, którzy lada dzień spotkają się w decydującym starciu o awans do turnieju głównego. O ile jeszcze ekipa z Bałkanów zajęła trzecie miejsce w grupie eliminacyjnej, o tyle Gruzja wyprzedziła jedynie Gibraltar! Tyle że mieli szczęście, bo trafili do ostatniej dywizji – D – Ligi Narodów. W ten sposób Macedonia zbiła takie potęgi jak Armenia, Gibraltar i Lichtenstein, a Gruzini odprawili Kazachstan, Łotwę i Andorę. I jedna z tych dwóch drużyn zagra w przyszłym roku na Euro. Ocenę tego stanu rzeczy zostawiamy czytelnikom…