Pochwały pochwałami, ale potrzebne są punkty. Czego brakuje Lechowi?

05.11.2020

Gdyby ktoś nie poznał wyników meczów Lecha w fazie grupowej, mógłby pomyśleć, że jest dobrze. W końcu w mediach był chwalony za nieustępliwą postawę wobec mocniejszych i możniejszych europejskiej piłki. Za to jak się postawił Benfice i długo rywalizował z Rangersami. To jednak dorobku punktowego nie przyniosło, dodatkowych pieniędzy do kasy klubowej również nie. Teraz czas na mecz z osłabionym Standardem Lige. Czego więc brakuje poznaniakom? Wszystkiego po trochę!

Z Benficą: Umiejętności

Wszyscy byli zachwyceni tym, jak Lech grał z Portugalczykami. To było typowe polskie podejście niczym do przegranych powstań narodowych. Pięknie walczyli z mocniejszym przeciwnikiem, nie dali sobie niczego narzucić, ale potem przyszedł wynik, a tam znacznie wyżej stały akcje Benfiki.

Ekipa z Lizbony po prostu ma lepszych piłkarzy, za większe pieniądze i tyle. Taki Darwin Nunez przyszedł z drugiej ligi hiszpańskiej za ponad 20 milionów euro. Dla nich to był rekordowy transfer, ale gdyby do Polski ktoś za tyle trafił, prawdopodobnie oczekiwano by strzelania ośmiu goli w każdym meczu i tyle.

W Szkocji: Prądu

Przeciwko drużynie Stevena Gerrarda również nie wyglądało to źle. Rangersi nie mieli takich gwiazd jak Benfica, ale nadal była to mocniejsza ekipa. Przede wszystkim taka, która rzadko kiedy dopuszcza kogokolwiek do uderzeń na ich bramkę. Tak się też stało w miniony czwartek. Tyle że Lech do pewnego momentu naprawdę dobrze się spisywał.

Pierwsza połowa była lepsza w wykonaniu Kolejorza. Początek drugiej jeszcze wyglądał w miarę, ale później jakby brakowało prądu w nogach i umysłach graczy Lecha. Dużo niedokładności, oddanie inicjatywy rywalowi, który w końcu znalazł jedną pomyłkę. Niespodzianki nie było, Morelos rok temu pognębił Legię, teraz powtórzył z Lechem.

Nie wyglądało to źle, tyle że ktoś, kto obejrzał w przeciągu kilku dni trzy mecze Lecha, ten zobaczył różnicę. Z Benficą otwarty mecz, rywal atakujący, linia obrony tuż przy kole środkowym i mnóstwo miejsca za plecami niezbyt szybkich stoperów. Z Rangersami również otwarte spotkanie, niezłe tempo – dla Lecha do pewnego momentu – i również większa swoboda w ofensywie. Pomiędzy tym starcie z Cracovią. Pasy strzeliły gola, stały tuż przed polem karnym, a wolno grający Lech nie był w stanie się przedrzeć. Udało się raz i tyle.

Nie będziemy bronić Lecha, bo to dotyczy wielu klubów w Europie, ale to kwestia szybkiego przestawienia się. W weekend poznaniacy mierzą się z rywalem okopanym na własnej połowie, blisko pola karnego, a w środku tygodnia nagle jest znacznie więcej miejsca w wielu sektorach na boisku. Tyle że w Europie strata piłki w środku pola oznacza kontrę nie jednego czy dwóch graczy, a piątki lub szóstki rywali.

Codziennie: Zawodników

Legia nie awansowała do fazy grupowej Ligi Europy i dzisiaj ma kadrę tak szeroką, że spokojnie mogłaby rozgrywać dwa mecze ligowe w jeden weekend. Z kolei Lech awansował, ale… każda absencja podstawowego zawodnika urasta do miana ogromnych kłopotów. Doszło do tego, że w pierwszym meczu niedostępni byli Lubomir Satka i Thomas Rogne, więc z konieczności szansę dostał Tomasz Dejewski. Mowa o 25-latku, który miał rozegranych 12 meczów w pierwszym zespole! Wcześniej grał ledwie w I czy II lidze.

Z Rangersami Wypadł Pedro Tiba, więc do podstawowego składu wszedł Filip Marchwiński. Zawodnik kojarzony z pozycjami ofensywnymi, dostał szansę gry na pozycji 8, tuż przed Jakubem Moderem. Nie wyszło to najlepiej, ale chyba trudno mieć pretensje do 18-latka, że nie był wyróżniającą się postacią przy takich zmianach w składzie.

Nie było Jakuba Kamińskiego, ale tutaj trafił się Michał Skóraś. Tyle że bardzo biednie wyglądała ławka rezerwowych. Na niej mieliśmy dwóch napastników, dwóch skrzydłowych, obrońca, defensywny pomocnik, środkowy obrońca i bramkarz. W tym gronie był m.in. Tymoteusz Klupś, który wraca po kontuzji czy Jan Sykora po ponad miesięcznej przerwie oraz Mohammad Awwad niemający nawet 90 minut rozegranych przed spotkaniem w Glasgow. W poniedziałkowym meczu Pucharu Polski ze Zniczem z kolei nie mógł zagrać Filip Marchwiński, a zaledwie dwadzieścia minut na boisku wytrzymał Alan Czerwiński

Po prostu Lech musi liczyć na… szczęście. Ewentualna plaga kontuzji, kartek, a nie daj boże koronawirusa praktycznie zrujnowałaby skład poznaniaków. A tego grania naprawdę jest dużo. Teraz Standar Liege, a po chwili Legia. Co prawda tuż po tym rozpoczyna się przerwa reprezentacyjna, ale… przecież Kamiński, Skóraś, Puchacz czy Moder pojadą na kadry i nie będą mieli wolnego.

Potem wcale lżej nie będzie. Raków, Standard, Lechia, Benfica, Podbeskidzie, Rangers, Stal, Pogoń i Wisła. Krótko mówiąc pomiędzy 22 listopada a 19 grudnia rozegrają 9 meczów! Niecały miesiąc grania, co trzy dni przy takiej krótkiej ławce może ich naprawdę wykończyć.

Oby nie musieli wybierać

Sytuacja Lecha w lidze nie wygląda na dzisiaj dobrze, ale nie jest jeszcze tragiczna. Z naciskiem na jeszcze! Pamiętajmy, że w tym sezonie zabawa kończy się na 30. kolejkach, więc tej siódemki ratującej wiele ekip już zabraknie. Wobec tego najbliższe dwa ligowe mecze będą kluczowe. Teraz prestiżowy mecz z Legią, która powoli odbija się po nieudanych pucharach, a tuż po reprezentacyjnej przerwie zagrają z Rakowem. Oczywiście później odrobią straty z Pogonią Szczecin. Co się stanie, jeśli najdzie czarna seria?

Dzisiaj dowiemy się czy runda rewanżowa w fazie grupowej Ligi Europy będzie o stawkę sportową, czy raczej finansowo-promocyjną. Bardzo ciekawe jak postąpi sztab szkoleniowy w sytuacji, gdy będzie trzeba ratować ligę, a w pucharach nie będzie szansy na wyjście z grupy. Poświęcą mecze w Lizbonie, Liege czy domowy z Rangersami? Jakoś trudno w to uwierzyć, by po tylu latach nieobecności takie coś miało się zdarzyć. Z drugiej strony te puchary mogą się odbić taką czkawką, że jej odgłosy będzie słychać w całej Polsce…