Słynne postacie EURO: Michel Platini

13.06.2024

Reprezentacja Francji podczas Euro 1984 była gospodarzem turnieju. Był to czas, gdy naród francuski był głodny smaku zwycięstwa w piłce nożnej i chciał go w ogóle poznać. Poprzednik aktualnego selekcjonera i twórca ośrodka w Clairefontaine Stefan Kovacs przepowiadał, że w ciągu 8-10 lat może stworzyć się dobra reprezentacja. Według tej teorii, turniej lata’ 84 był pierwszym papierkiem lakmusowym dla odbudowanej już kadry 'Les Bleus’. Zapraszamy do kolejnego artykułu z cyklu – „Słynne postacie EURO.”

Realia roku 1984 – Platini, Polska oraz świat piłki reprezentacyjnej

Cofnijmy się w czasie do czerwca 1984 roku.

Michel Platini w swoim drugim sezonie w Juventusie został królem strzelców Serie A z dorobkiem 20 trafień i wygrał Puchar Zdobywców Pucharów grając w zespole razem ze Zbigniewem Bońkiem, bydgoskim strzelcem gola w finale tego trofeum. Francuz z algierskimi korzeniami spędził już wiele lat w rodzimej lidze wygrywając co nieco z AS Nancy oraz AS Saint-Etienne. Pokazując ogromną klasę na francuskich boiskach, zdecydował się na ruch do ligi sąsiedniej, znacznie mocniejszej.

Na turniej mistrzostw Europy po raz pierwszy w historii nie zakwalifikował się naród zwycięzcy ostatnich mistrzostw świata – Włosi dali plamy na całej linii, w ośmiu meczach jedynie raz pokonując eliminacyjnego rywala, słabiutki Cypr. W swojej grupie zajęli oni dopiero czwarte miejsce. W tamtej kadrze był choćby Giuseppe Bergomi czy Alessandro Altobelli.

Hiszpania, gospodarz poprzedniego mundialu pojechała na Euro’ 84 po kuriozalnej sytuacji z finiszem swojej grupy. Potrzebowali oni 11 bramek różnicy w ostatnim meczu z Maltą, aby wyprzedzić Holendrów. Co jest wręcz niemożliwym zbiegiem okoliczności – wygrali 12:1, ale nie wykryto w związku z tym żadnych nieprawidłowości (według książki Konrada Wojciechowskiego ’Kronika Mistrzostw Europy 1960-2004′)

Polacy po trzykrotnym z rzędu awansie na MŚ szukali swojej szansy w pierwszym w historii awansie na Euro. Trafili do grupy ze Związkiem Radzieckim, Portugalią oraz Finlandią. W teorii więc, grupa do przejścia, a o awans 'Biało-Czerwoni’ – wtedy trzecia ekipa globu – mieli powalczyć z narodem, którego ludzie komunistycznej jeszcze Polski mieli już dojść.

Niestety, tylko jedna wygrana spowodowała, że kolejny raz w Polsce trzeba było obejść się smakiem. Dwa z meczów zakończyły się 'swojakami’ Polaków – Pawła Janasa z Finlandią oraz Romana Wójcickiego z ZSRR. Oba te nieszczęśliwe gole padły w chwili prowadzenia Polaków. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Polacy (rzekomo) podłożyli się Portugalczykom w bezpośrednim meczu.

Przed tym meczem tylko ZSRR i Portugalia mieli szansę na wyjście z grupy, ale druga z tych ekip musiała wygrać. Bramka Portugalii wywołała radość trybun. W Chorzowie rodacy Eusebio wygrali 1:0, po czym pokonali w decydującym meczu ZSRR tym samym wynikiem, umożliwiając sobie powrót na wielką imprezę po 16 latach oczekiwania. Strzelcem jedynego gola z Sowietami okazał się Rui Jordao, o którym w tym tekście jeszcze usłyszymy.

Euro 1984 – okoliczności oraz faza grupowa

Stadion w Nantes powstał specjalnie na okazję turnieju, a areny w Strasburgu, Saint-Etienne czy Marsylii przeszły przebudowę.

Grupy siódmego turnieju rangi mistrzostw Europy rozlosowano w styczniu 1984 roku. Po raz pierwszy na ME miało nie być meczu o trzecie miejsce. 7 stycznia 1984 roku z okazji losowania, selekcjoner Francuzów Michel Hidalgo powiedział:

Bardzo łatwo powiedzieć, że jesteśmy faworytami, bo gramy u siebie, ale wierzę, że zaakceptujemy to, że musimy się z tą misją zmierzyć, z naszymi założeniami i że to boisko zadecyduje, że nie powinno się za wcześnie pewnych rzeczy zakładać.

Zapowiedział też swoje odejście po turnieju, prowadził on kadrę od 1976 roku – przejmując ją po ww. Stefanie Kovacsu. Hidalgo był idealistą, podobnie jak Platini – rozumieli się oni doskonale. Wychodzili z założenia, że w pomocy warto grać układem ’trzy dziesiątki i jedna szóstka’, nie odwrotnie – z trzema 'zasuwającymi’ i jednym kreatorem.

Idea szczytna, ale obaj się zgadzali w tej sprawie. Media nazywały to 'champagne football’. I tak też Francuzi za Hidalgo grali – monolit linii pomocy stanowili: Luis Fernandez, Jean Tigana, Alain Giresse i właśnie Michel Platini. Od czarnej roboty był pochodzący z Hiszpanii pomocnik PSG.

W drużynie od niedawna brakowało Jean-Francoisa Lariosa. Podczas MŚ 1982 miał mieć romans z żoną Platiniego. Pochodzący z Algierii gwiazdor światowego futbolu miał dać ultimatum – albo on, albo ja. Nawet nie zdawali sobie sprawy w obozie kadry francuskiej, jak fantastyczną decyzję podjęto, patrząc po fakcie na bieg historii francuskiego futbolu reprezentacyjnego.

12, 16. i 19.06 – Francja i Platini w grupie domowego turnieju

Piłkarze Francji oraz Danii mieli splątane nogi, czuć było, że to pierwszy mecz turnieju. Długo w tym spotkaniu nie było zbyt wielu okazji ani nawet przestrzeni, by zaatakować. Aż nadeszła 78. minuta meczu. Jean Tigana zanotował doskonały przechwyt i zagrał po ziemi do Alaina Giresse’a, ten podał także po ziemi w pole karne, ale jeden z Duńczyków zatrzymał piłkę, do której dopadł Platini. Piłkarz Juventusu uderzył na bramkę i wykorzystał będącego na wykroku Ole Qvista, czym wyprowadził 'Les Bleus’ na prowadzenie.

Francja kończyła ten mecz w dziesiątkę, bo Manuel Amoros potraktował jednego z rywali ’z dyńki’– konkretnie Jespera Olsena. 22-latek został zawieszony na trzy mecze za ten wstydliwy incydent. Niecałą dekadę później, będzie winowajcą porażki Marsylii w Bari w finale Pucharu Europy 1991. Duńczycy jako drużyna narodowa dopiero się rozkręcali. Ich meczem założycielskim była wygrana na Wembley w eliminacjach do tego turnieju – po bramce legendarnego Allana Simonsena, zdobywcy Złotej Piłki 1977. Sepp Piontek i Richard Moller Nielsen wspólnie stworzyli za kilka lat jedną z najpiękniejszych historii futbolu – o triumfie Danii na EURO 1992 przeczytasz TUTAJ.

Koszmar z najczarniejszych snów – tak o Belgach mówiono we Francji w kontekście reprezentacji. Belgowie przed spotkaniem na ME na nowiuteńkim Stade de la Beaujoire przegrali z 'Les Bleus’ tylko trzy z ostatnich 21 bezpośrednich meczów. W roku 1956, 1970 oraz 1981 to Francuzi byli lepsi. W pozostałych, Belgowie zanotowali 10 wygranych i osiem remisów. Francuzi byli więc nakręceni na to, aby w najważniejszym momencie, na ważnym turnieju we własnym kraju, odwrócić kartę.

I rzeczywiście, wyszli nakręceni, wręcz napakowani jak kabanosy – jak mawia legendarny już tekst z gry Football Manager. Już w czwartej minucie z wolnego Patrick Battiston zaserwował prawdziwą petardę, która spadła na poprzeczkę, ale Belgowie się pogubili, stali niczym w blokach startowych. Piłka spadła przed pole karne, gdzie Platini przyjął futbolówkę i od razu przełożył ją sobie na lewą nogę, po czym huknął po ziemi przy bliższym słupku. 1:0 w Nantes.

32. minuta meczu to z kolei kolejny pokaz świetnego zrozumienia na linii Tigana – Giresse. Pierwszy wyłożył piłkę, a drugi efektownie podciął piłkę ponad belgijskim bramkarzem, Jean-Marie Pfaffem. Po kolejnych dziesięciu minutach, aż sześciu Belgów nie upilnowało Luisa Fernandeza, który z najbliższej odległości skierował do bramki piłkę głową. To był nokaut, jak dwa lata wcześniej z Polską na Camp Nou, gdzie brylował Zbigniew Boniek, wtedy jeszcze bez meczu w Juve, ale z podpisaną umową.

Mecz był już ustawiony, Belgowie nie mieli nic do powiedzenia – było jednak gorzej. Szesnaście minut przed końcem sprezentowali gospodarzom rzut karny, na bramkę zamienił go Platini. W 88. minut doszło do wydarzenia historycznego – Platini zdobył trzeciego gola w tym meczu, kierując głową piłkę do bramki z mniej więcej jedenastu metrów, było to silne uderzenie.

Był to gol o tyle wyjątkowy, że wyrównał dorobek Justa Fontaine’a w koszulce kadry narodowej – strzelił tym samym swojego 30. gola w kadrze. Poza aspektem historycznym – Francja była już pewna awansu z grupy do półfinału, mając cztery punkty po dwóch meczach i bilans bramek 6:0. Sam Platini zanotował przy okazji perfekcyjnego hattricka, bo strzelił gola głową oraz obiema nogami.

Ostatni pojedynek w grupie był z Jugosławią. Kraj ten był w coraz większym chaosie, minęły cztery lata od śmierci Josipa Broza Tity. Sami na turniej dostali się w niesamowitych okolicznościach. Ljubomir Radanović w doliczonym czasie gry ostatniego meczu eliminacyjnego dał zwycięstwo z Bułgarią, które zapewniło im awans na turniej kosztem Walijczyków. Historyczna kraina Wielkiej Brytanii na powrót na wielki turniej musiała poczekać… kolejne 32 lata.

19 czerwca na Stade Geoffroy Guichard w Saint Etienne w 32. minucie swoją chwilę chwały miał Milos Sestić, który po dwójkowej akcji pięknie załadował pod ladę piłkę w bramce Joela Batsa. Golkiper Auxerre nie miał jednak powodu do wstydu – to był pierwszy gol stracony przez Francję na tym turnieju, 212 minut czystego konta to powód do dumy. W 59. minucie wyrównał Platini, który zdobył piątego gola na turnieju i został samodzielnie najlepszym francuskim strzelcem w historii reprezentacji – wykończył podanie z prawej strony zupełnie niepilnowany, ale jak rasowy napastnik.

Cztery minuty później, Platini ponownie na tym turnieju potężnie główkował, tym razem zrobił to ’szczupakiem’. Wyjątkowej urody trafienie było jego szóstym w trzecim meczu, zdobytym w ciągu 243 minut turnieju. W tamtym momencie jego średnia wynosiła gol co 40 minut.

To był prawdziwy pokaz magii i dominacji – w 75. minucie Platini dołożył trzecią bramkę, co oznaczało, że w dwóch meczach Euro z rzędu zanotował hattricka. Jugosławianie mogli tylko rozłożyć ręce, jak Belgowie trzy dni wcześniej. Platini poprawił średnią bramek na gola co 36 minut – było to coś absurdalnego. Do końca meczu piłkarze z Bałkanów strzelili jeszcze bramkę – autorem był Dragan Stojković, który 40 lat później poprowadzi na turnieju ME w Niemczech kadrę Serbii.

23.06 i 27.06 – mecze fazy pucharowej o chwałę dla Francji

23 czerwca na półfinał ME czekała Marsylia i Stade Velodrome. W 24. minucie prawdziwą bombę zaserwował Jean-Francois Domergue. Obrońca uderzył nie do obrony – był to jego pierwszy gol dla narodowej reprezentacji. Na 14 minut przed końcem, trudnym technicznie strzałem głową popisał się Jordao, który pokonał Batsa. Wynik 1:1 utrzymał się do końca regulaminowego czasu gry. Tam jednak po raz drugi w turnieju Francja była na przegranej pozycji. Jordao ponownie pokonał Batsa, w 98. minucie uderzając piłkę po skosie, celowo serwując ją w ten sposób, aby uniemożliwić bramkarzowi odczytanie toru lotu piłki.

Czas uciekał, a drugi raz w ciągu dwóch turniejów mistrzowskich uciekał 'Trójkolorowym” finał wielkiej imprezy. Pięć minut przed końcem dogrywki, modlitwy laicyzującego się narodu zostały wysłuchane. Prośby dotarły do Lourdes, do Fatimy nie zdążyły dotrzeć. Domergue w podbramkowym zamieszaniu po raz kolejny uderzył lewą nogą na siłę i wyrównał. Był to jego drugi i ostatni gol w kadrze. Dość powiedzieć, że po turnieju, w kadrze zagrał tylko trzykrotnie, a mecz z Portugalią był jego piątym występem dla 'Les Bleus’.

W 119. minucie spotkania, po raz kolejny w tym turnieju błyskiem geniuszu wykazał się Jean Tigana. Pomknął on w pole karne i dociągnął do końca boiska, po czym podał w kierunku Platiniego. Po drodze, piłka ominęła bramkarza, a obrońca w nią nie trafił, padając przy okazji na ziemię. Platini futbolówkę przyjął, poprawił i załadował „pod ladę”. Velodrome eksplodowało z radości. Dosłownie w 114. minucie to Portugalia była jedną nogą w finale. Platini zdobył swoją ósmą bramkę na turnieju.

 

27 czerwca przyszła pora na zmierzenie się z resztą piłkarskiej części Półwyspu Iberyjskiego – tym razem rywalem była hiszpańska inkwizycja. Francuzi się jej spodziewali, w końcu Hiszpanie także wygrali swój mecz półfinałowy. Tak już zupełnie na poważnie, przed turniejem Platini miał na koncie 26 bramek w kadrze, a 12 miał strzelone w paryskim Parku Książąt. Parc des Princes z meczów kadry znał więc jak własną kieszeń. Godzina zero nadeszła dla niego, gdy był, jak to mówiła młodzież parę lat temu, w istnym sztosie.

Na trybunach nie mogło zabraknąć prezydenta Francoisa Mitteranda czy mera Paryża, Jacquesa Chiraca, jego późniejszego następcy w ramach urzędu głowy państwa francuskiego, co nastąpiło dopiero… za 11 lat. W BBC był to jedyny mecz turnieju jaki pokazano. Dlaczego tylko finał? Otóż na turnieju nie było żadnej drużyny z Wysp Brytyjskich. Wyżej wymieniona Walia straciła awans na imprezę w ostatnim meczu swojej grupy eliminacyjnej, z racji bramki Jugosławii z Bułgarią po 90. minucie tegoż spotkania.

W pierwszej połowie finału, bardzo dużo problemów sprawiał Hiszpanom Jean Tigana. Miał jedną dogodną okazję, często pchał się w rajdy w stronę bramki iberyjczyków, ciężko było go powstrzymać. Wygrywał masę pojedynków na boisku, niczym przez cały domowy turniej. Euro’ 84 w jego wykonaniu było równie znakomite, co w przypadku Platiniego.

Patrick Battiston, dwa lata wcześniej poturbowany wraz ze swoimi zębami przez gwałtowny manewr Toniego Schumachera tym razem nie został powalony na murawę. To on chwilowo powalił na ziemię marzenia o mistrzostwie Europy dla Hiszpanów. Wybił on piłkę z linii bramkowej po jednej z prób, która minęła już Joela Batsa. Na szczęście dla bramkarza Auxerre, anioł Battiston czuwał. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowo. Finał czekał na swojego bohatera – lub też antybohatera. W 57. minucie poznaliśmy ich obu.

Przed polem karnym Hiszpanów faulowany był Bernard Lacombe. Michel Platini uderzył całkiem zwyczajnie i przewidywalnie z rzutu wolnego, a Luis Arconada, golkiper Hiszpanów, przepuścił piłkę pod brzuchem. Francja wyszła na prowadzenie. Gdy wydawało się, że Hiszpanie zbliżają się do wyrównania, kilka minut po czerwonej kartce dla La Roux – gospodarze turnieju wyszli z kontrą. Jean Tigana zaserwował swoją czwartą asystę w tym turnieju, podając doskonale w uliczkę, a 22-letni napastnik AS Monaco Bruno Bellone przelobował w 91. minucie Arconadę i Francja zdobyła swoje upragnione pierwsze trofeum międzynarodowe, w dodatku przed własnymi kibicami.

Platini za życia stał się bogiem francuskiego futbolu, przewyższając jakby nie patrzeć dziedzictwo Fontaine’a i wymiernie zbliżając się do Raymonda Kopy, który wygrywał w Madrycie dwie dekady wcześniej. Platini zanotował 9 trafień w pięciu spotkaniach turnieju, strzelał w każdym z meczów. Francja zanotowała z kolei 14 trafień w całym turnieju i do dziś to niepobity rekord w kategorii „najwięcej bramek jednej reprezentacji na turnieju rangi ME”. Francuska linia pomocy zanotowała aż 11 z nich (9-Platini, 1- Fernandez, 1-Giresse). Dwa to dzieła obrońcy Domergue’a, a jedno – na dobicie Hiszpanów w finale – napastnika Bellone’a.

 

Platini tym tytułem dołączył do panteonu wybitnych Francuzów futbolu – tj. Jules Rimet, który stworzył FIFA, Henri Delaunay, który po 30 latach doczekał się realizacji swojego pomysłu z wewnątrz-europejskim turniejem reprezentacyjnym czy pomysłodawcą reformy europejskich pucharów czy Gabriel Hanot, pomysłodawca Złotej Piłki oraz formatu Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, protoplasty Ligi Mistrzów.

Stał się inspiracją dla wielu – w tym Zinedine’a Zidane’a. Kolejna z legend francuskiej piłki, także pochodząca z Algierii, podawała piłki podczas półfinału z Portugalią. Samemu geniuszowi piłki nożnej lat 80. podał raz i był tym momentem zachwycony, onieśmielony.

Czerwiec roku 1984 na zawsze zapisał się w historii Francji. Kraj znad Sekwany wygrał po raz pierwszy turniej międzynarodowy. Był to pierwszy z pięciu reprezentacyjnych triumfów 'Les Bleus’. Na kolejny poczekali 14 lat – do… kolejnego u siebie, gdy do głosu doszedł zainspirowany przez Platiniego 'Zizou’.

A Michel Platini wkroczył w swój absolutny szczyt formy, zaledwie trzy lata przed końcem kariery piłkarskiej. Jak to mówią – szczęście jednych jest nieszczęściem drugich.

Sukces Platiniego na tej imprezie to przekleństwo dla Lariosa oraz Arconady. Jeden zapamiętał się jako 'ten od żony Platiniego’, a drugi, mimo, że był bardzo dobrym bramkarzem, został zapamiętany głównie z finałowego babola. Taki jest jednak czasem sport – brutalny i bez litości.

Młody chłopiec z Joeuf, który zachwycał się grą Di Stefano, był na zakręcie w nastoletnim wieku, gdy błędnie zdiagnozowano problemy z sercem, dostąpił swojego momentu chwały, gdy oklaskiwał go cały naród i podziwiała cała Europa. Opłaciło się notoryczne zostawanie po treningach i godzinami udoskonalanie rzutów wolnych, bo to właśnie ten element przydał się w wielkim finale. Taka była historia Euro 1984 francuskiego 'Le Roi’.