Polska – Portugalia: historia meczów

Napisane przez Maciej Bartkowiak, 15 listopada 2024
Michał Pazdan vs Cristiano Ronaldo; Polska - Portugalia 2016

W przypadku spotkań Polska – Portugalia mamy do czynienia z kilkoma klasykami. Każdy przecież pamięta dublet Ebiego Smolarka po jednym z najlepszych spotkań naszej reprezentacji w historii. Będzie ono jednym z omawianych w tekście. Poruszymy m.in. także klęskę na mundialu 2002 (Pauleta show), po której Polacy de facto pożegnali się z turniejem, czy słynny ćwierćfinał EURO 2016 i jego wspaniały początek, ale bolesne zakończenie.

Betters baner bonus powitalny

Jedyny nasz gol na mundialu 1986

Po raz pierwszy Polska zmierzyła się z Portugalią w ramach eliminacji mistrzostw świata 1978. W październiku 1976 roku ”Biało-Czerwoni” wygrali w Porto 2:0 i było to pierwsze z trzech naszych zwycięstw nad tą drużyną. Zwycięstwo Polaków w Porto było jedynym odniesionym nad Portugalią na wyjeździe. Dublet na zamkniętym w 2014 roku Estádio das Antas ustrzelił wtedy Grzegorz Lato. Drugie zwycięstwo, na które trzeba było czekać dziesięć lat, miało miejsce na neutralnym terenie, a trzecia nasza wygrana nad Portugalią była jedyną odniesioną w Polsce.

Dodajmy, że wygrana 2:0 w Porto była debiutem Jacka Gmocha w roli selekcjonera. Przejął schedę po Kazimierzu Górskim, który po igrzyskach olimpijskich w Montrealu podał się do dymisji, mimo zdobycia na nich srebrnego medalu. W kraju taki wynik uznano bowiem za porażkę. W rewanżowym meczu eliminacji mistrzostw świata 1978, który odbył się w Chorzowie rok po pierwszym meczu, padł remis 1:1. Ostatecznie Polacy drugi raz z rzędu zakwalifikowali się na mundial, a Portugalczycy trzeci kolejny mundial obejrzeli jedynie w telewizji.

Na mistrzostwa świata Portugalia wróciła dopiero w 1986 roku. Dwa lata wcześniej w debiutanckich dla niej mistrzostwach Europy dotarła do finału, a w eliminacjach do tego turnieju dwukrotnie pokonała Polaków. Mistrzostwa świata 1986 były drugimi z rozszerzoną liczbą uczestników do 24. Dzięki temu – podobnie, jak obecnie na mistrzostwach Europy – do 1/8 finału awansowały dwie pierwsze drużyny z każdej z sześciu grup, a dodatkowo cztery najwyżej rozstawione reprezentacje w rankingu drużyn z trzecich miejsc.

Beneficjentami tego formatu w 1986 roku byli m.in. Polacy, którzy w pierwszej kolejce fazy grupowej zremisowali 0:0 z Maroko, ale pięć dni później pokonali właśnie Portugalię 1:0 po bramce Włodzimierza Smolarka z 68. minuty. W ostatniej kolejce podopieczni Antoniego Piechniczka zostali rozbici przez Anglię, a hat-tricka już w pierwszej połowie ustrzelił Gary Lineker, ale mimo bilansu bramkowego 1:3 trzy punkty (wówczas dwa za wygraną, jeden za remis) wystarczyły do zajęcia jednego z czterech dodatkowych miejsc premiowanych grą w 1/8 finału.

W 1/8 finału rozgrywanego w Meksyku mundialu ”Biało-Czerwoni” zostali rozbici przez Brazylię, ponosząc tym samym swoją najwyższą wówczas porażkę na mistrzostwach świata (0:4). Także jedyny raz w historii Polacy zakończyli swój udział na mistrzostwach świata z tak małą liczbą strzelonych goli. Na kolejny mundial z udziałem polskiej reprezentacji – i w ogóle jakikolwiek duży turniej – trzeba było czekać aż 16 lat.

Piłkarze do zupy

Dwa dni po zwycięstwie w Chorzowie z Norwegią 3:0, które dało nam kwalifikację na turniej, już dwie kolejki przed końcem eliminacji (Polacy byli także pierwszą europejską drużyną, która zagwarantowała sobie udział na MŚ 2002) ówczesny selekcjoner Jerzy Engel na antenie radia RMF mówił: – Marzenia są po to, żeby je spełniać. Marzeniem był awans do mistrzostw świata, a teraz będziemy marzyć dalej – o mistrzostwie świata.

W związku z pierwszym od niemal dwóch dekad takim sukcesem, jak zakwalifikowanie się na duży turniej, polscy piłkarze musieli zmierzyć się z ogromnym zainteresowaniem marketingowym. Symbolem kampanii reklamowych z udziałem ”Biało-Czerwonych” stały się słynne zupki Knorra, do których dołączane były wywiady z reprezentantami Polski. Ta kampania odbiła się na nich czkawką, bowiem porażki w dwóch pierwszych meczach sprawiły, że mecz ostatniej kolejki z USA był już tylko ”meczem o honor”.

Mimo „pierwszych 15 minut perfekt”, jak mówił Jerzy Engel, Polacy przegrali 0:2 w meczu otwarcia ze współgospodarzami turnieju – Koreą Południową. ”Mecz o wszystko” był zaś wyrównaniem najwyższej porażki w historii naszych występów na dużych turniejach. Portugalia zmiażdżyła nas 4:0. Do przerwy przegrywaliśmy 0:1 po bramce Pedro Paulety, a w 65. i 77. minucie najlepszy piłkarz sezonu 2001/02 Ligue 1 dołożył kolejne dwa trafienia. Co ciekawe, na następny hat-trick na mistrzostwach świata trzeba było czekać osiem lat i siedem dni. Tuż przed upływem podstawowego czasu gry i tak przygnębionym już jak zbity pies Polakom dodatkowy cios zadał Rui Costa.

Portugalczycy odkuli się za porażkę z USA 2:3 w pierwszej kolejce, ale w ostatniej serii gier przegrali z Koreą Południową 0:1 i pierwszy dla nich mundial od 16 lat zakończył się tak, jak ten ostatni na którym wzięli udział – odpadnięciem w grupie. Polacy zaś w ”meczu o honor” z niemal połową wymienionego składu pokonali USA 3:1, a już po pięciu minutach prowadzili 2:0. Amerykanom ta porażka i tak nic złego nie zrobiła, bowiem sensacyjnie wyszli z grupy.

Stare rany w postaci klęski z Portugalią zostały rozdrapane dziewięć miesięcy po tym meczu. W marcu 2003 roku zespół Pudelsi wydał bowiem album ”Wolność słowa”, gdzie jeden z utworów zatytułowany jest ”Mundialeiro” i odnosi się do występu Polaków na mundialu w Korei i Japonii. Niemal każdy wers w tym utworze kończy się członem ”-eiro”, co jest nawiązaniem do języka portugalskiego. A refren tego utworu zna chyba większość:

Mundialeiro, MundialeiroJak można było przegrać cztery zeiro?Cztery zeiro, cztery zeiroSkończone dla nas mundialeiro

Dublet Ebiego i Krzynówek, który miał nie strzelać

Cztery lata później Polacy również zakwalifikowali się na mistrzostwa świata, ale mundial w Niemczech znów miał ten sam schemat – mecz otwarcia, mecz o wszystko i zwycięski mecz o honor. Po turnieju z posadą selekcjonera pożegnał się Paweł Janas, a stanowisko przejął po nim Holender Leo Beenhakker. W jego debiucie Polacy przegrali towarzysko w Odense z Danią 0:2, a następnie na rozpoczęcie eliminacji EURO 2008 ulegli w Bydgoszczy Finlandii 1:3. Kilka dni później na stadionie Legii ”Biało-Czerwoni” jedynie zremisowali 1:1 z Serbią, dla której był to trzeci mecz jako niepodległe państwo.

Przełamanie nastąpiło dopiero podczas październikowego zgrupowania, gdy Polacy wygrali w dalekim Kazachstanie 1:0 po bramce Euzebiusza Smolarka. ”Ebi” był absolutnym bohaterem tamtego zgrupowania, bowiem to również on przesądził o naszym zwycięstwie 2:1 z Portugalią, które miało miejsce 11 października w Chorzowie. Dodajmy, że Portugalia raptem trzy miesiące wcześniej zaczęła czwarte miejsce na mundialu w Niemczech.

Było to nasze trzecie i ostatnie jak dotąd zwycięstwo z Portugalią i jedyne odniesione na polskiej ziemi. Mnóstwo sytuacji (mogło być 5:1 lub 6:1), boki obrony Paweł Golański i Grzegorz Bronowicki zatrzymujący Ronaldo to do dziś jakaś abstrakcja. Do dziś uznaje się to spotkanie za jedno z najwybitniejszych w historii naszego futbolu, a być może nawet i najlepsze w całym XXI wieku. Gen założycielski zespołu Beenhakkera.

Do rewanżowego starcia, które odbyło się 8 września 2007 roku na Estadio da Luz Polacy przystępowali z pierwszego miejsca w grupie. W międzyczasie kadra Beenhakkera dwukrotnie wygrała z Azerbejdżanem (5:0 i 3:1), po 1:0 pokonała Belgię i Armenię, ale takim samym rezultatem uległa Armenii w rewanżu. Mimo to przed bezpośrednim meczem ”Biało-Czerwoni” mieli cztery punkty przewagi nad trzecią Portugalią, która walczyła o wskoczenie do pierwszej dwójki dającej awans na EURO 2008.

Tuż przed przerwą trafił na 1:0 Mariusz Lewandowski, ale na początku drugiej połowy wyrównał Helder Postiga. W 73. minucie gospodarze objęli prowadzenie za sprawą Cristiano Ronaldo. Wówczas w Belgradzie zakończył się już mecz Serbii z Finlandią, w którym padł wynik 0:0, więc przy porażce nasza przewaga nad drugim i trzecim miejscem malała do jednego punktu. W 87. minucie Jacek Krzynówek zrobił coś niesamowitego. Z prawego skrzydła zszedł do środka i uderzył z dystansu. Wielu kibiców wprost przyznawało, że w tamtym momencie krzyczało przed telewizorami ”nie strzelaj”, ale szczęście się do nas uśmiechnęło. Piłka odbiła się od słupka, a następnie od pleców strzegącego bramki Ricardo i wylądowała w siatce.

Status quo został więc zachowany, a Polacy już do końca eliminacji nie oddali pierwszego miejsca. Pozostałe cztery eliminacyjne mecze ”Biało-Czerwonych” to dwa zwycięstwa i dwa remisy, a dzięki wygranej z Belgią 2:0 na Stadionie Śląskim w Chorzowie podopieczni Beenhakkera już na kolejkę przed końcem eliminacji zapewnili sobie pierwszy w historii awans na mistrzostwa Europy. To, co wydarzyło się podczas turnieju w Austrii i Szwajcarii to już jednak historia, do której z pewnością nie chcemy wracać.

Karny, który boli do dziś

Po ponad czterech latach Polacy ponownie spotkali się z Portugalczykami, ale pierwszy raz od niemal dziewięciu lat był to mecz o stawkę. W międzyczasie – 29 lutego 2012 roku – starcie tych drużyn było pierwszym meczem rozegranym na otwartym miesiąc wcześniej Stadionie Narodowym. To spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0. Nieco ponad cztery lata później oba zespoły zmierzyły się w 1/4 finału EURO 2016.

Były to jedyne mistrzostwa Europy na których Polacy wyszli z grupy. Wówczas zresztą na wyjście Polski z grupy na dużym turnieju trzeba było czekać 30 lat, bowiem ostatnia taka sytuacja miała miejsce na wyżej wspomnianym mundialu 1986. W drodze do ćwierćfinału Polacy najpierw nie przegrali ani jednego grupowego meczu i do nie stracili ani jednej bramki. Po 1:0 pokonaliśmy Irlandię Północną oraz Ukrainę, a w międzyczasie zremisowaliśmy 0:0 z Niemcami i po tym meczu można było… czuć duży niedosyt.

Portugalia z fazy grupowej prześlizgnęła się jak ślimak – po trzech remisach, korzystając z nowej formuły awansów z trzecich lokat. Trzy punkty wystarczyły, by znaleźć się w strefie premiowanej awansem do 1/8 finału w rankingu drużyn z trzecich miejsc. EURO 2016 było bowiem pierwszymi mistrzostwami Europy na których udział wzięły 24 drużyny, a format turnieju był identyczny, jak na omawianych na samym początku mistrzostwach świata 1986.

Mecz ”Biało-Czerwonych” otwierał fazę 1/8 finału – w dramatycznych okolicznościach wyeliminowaliśmy Szwajcarię po rzutach karnych. Tego samego dnia Portugalia mierzyła się z Chorwacją i dopiero po dogrywce pokonała ją 1:0. Ćwierćfinałowe z Portugalią rozpoczął się fenomenalnie. Polacy już w pierwszej połowie otworzyli wynik spotkania. W Marsylii wydarzyło się to jeszcze szybciej niż w Saint-Etienne, gdyż Robert Lewandowski piłkę do siatki wpakował już w 100. sekundzie. Dziś to ósmy najszybciej strzelony gol w historii mistrzostwach Europy, a wówczas był drugi.

W 23. minucie Polacy po swojej słynnej ”tiki-tace” mogli prowadzić 2:0, ale zabrakło finalizacji tej sytuacji. Ta niewykorzystana szansa zemściła się, niestety, dziesięć minut później. Nani sprytnie odegrał do Renato Sanchesa, a 18-letni wówczas pomocnik Benfiki poprowadził piłkę do lewej nogi i strzałem sprzed pola karnego pokonał Łukasza Fabiańskiego. Ponownie w tym turnieju oba zespoły musiały przystąpić do dogrywki, ale w niej rozstrzygnięcie nie zapadło, choć… szkoda, bo wydawaliśmy się tam zespołem lepszym i brakło trochę odwagi.

Czwartą serię zamykał najlepszy nasz piłkarz na tym EURO, który wszystkich zadziwił. Krytykowany był bowiem za słabą formę klubową i brak regularnej gry. Jakuba Błaszczykowskiego zatrzymał Rui Patricio. Chwilę później Ricardo Quaresma pokonał Fabiańskiego i Portugalczycy wygrali konkurs rzutów karnych 5:3. Tuż po meczu w Internecie zaczęto nagłaśniać, że Rui Patricio przedwcześnie opuścił linię, więc karny powinien zostać powtórzony. Kilka dni po meczu powtórzył to ówczesny szef sędziów UEFA Pierluigi Collina.

Desperackie apele niektórych kibiców o powtórzenie karnego, czy nawet meczu z Portugalią stały się wręcz memem. Jednak EURO 2016 to ostatni duży turniej, na którym nie obowiązywał jeszcze system VAR. Gdyby wówczas już był zaimplementowany na szeroką skalę, a nie jedynie wdrażany, do powtórki karnego Błaszczykowskiego z pewnością by doszło i być może ta historia potoczyłaby się inaczej. A tak do końca życia pozostaje nam rozpaczać, że w półfinale czekała na nas zmęczona turniejem Walia (bez Ramseya!), a po jej pokonaniu może jakoś w finale udałoby się także wygrać z Francją i sięgnąć po Puchar Henriego Delaunaya.

Przynajmniej możemy mówić, że odpadliśmy z późniejszym triumfatorem mistrzostw Europy. Portugalia została także mistrzem pierwszej edycji Ligi Narodów UEFA, która odbyła się w sezonie 2018/19. W trzyzespołowej wówczas fazie grupowej mierzyliśmy się właśnie z nią oraz Włochami. Pierwszy mecz z Portugalczykami zakończył się porażką na Stadionie Śląskim w Chorzowie 2:3, ale miesiąc później w Guimaraes w rewanżu zremisowaliśmy 1:1.

Druga wizyta Portugalii na Narodowym

Po równo sześciu latach i jednym dniu – 12 października 2024 roku – Portugalia ponownie zagrała w Polsce. Była to pierwsza wizyta tej reprezentacji na Stadionie Narodowym w Warszawie od 2012 roku. Wówczas oprócz remisu 0:0 z ”Biało-Czerwonymi” na otwarcie tego stadionu, Portugalczycy zagrali także w ćwierćfinale EURO 2012, gdzie pokonali Czechów 1:0 po bramce Cristiano Ronaldo w 79. minucie.

Zanotowali drugie zwycięstwo na tym obiekcie. Do przerwy zespół prowadzony przez Roberto Martineza był zdecydowanie lepszy i prowadził 2:0 po bramkach Bernardo Silvy i Cristiano Ronaldo. Przez dwubramkową stratę Polacy wyglądali w drugiej połowie, jakby stracili wszelką nadzieję i chcieli tylko dograć ten mecz do końca. Wiarą w zespół Michała Probierza w 78. minucie bramką na 1:2 natchnął Piotr Zieliński.

Dziesięć minut później piłka po niefortunnej interwencji Jana Bednarka wylądowała w naszej bramce i Portugalczycy ponownie wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Wynik już nie uległ zmianie i Portugalia po raz pierwszy w historii wygrała dwa mecze z rzędu w Polsce. To jedyne jak dotąd wyjazdowe zwycięstwo Portugalii w 2024 roku. Nie licząc EURO, które rozgrywane było na neutralnym terenie, kadra Martineza w bieżącym roku na wyjeździe przegrała towarzysko 0:2 ze Słowenią i zremisowała 0:0 w meczu Ligi Narodów ze Szkocją.

Starcie na Estadio do Dragao w Porto będzie 14. w historii pomiędzy Portugalią a Polską, a szóstym, które odbędzie się w Portugalii. Jak dotąd ”Biało-Czerwoni” odnieśli w tym kraju jedno zwycięstwo, dwa razy zremisowali i dwukrotnie przegrali. Jedyne zwycięstwo w Portugalii nasza kadra odniosła w październiku 1976 roku, gdy w roli selekcjonera debiutował Jacka Gmocha. Walka o drugą w historii i pierwszą od niemal pół wieku wygraną tej ziemi rozpocznie się już w piątek 15 listopada o godzinie 20:45.

fot. PressFocus