Southampton urwało punkt Brighton. Było blisko jeszcze większej sensacji

Napisane przez Patryk Popiołek, 29 listopada 2024

Southampton, a więc aktualnie ostatni zespół w tabeli Premier League, gościł dziś na Amex Stadium, by zmierzyć się z Brighton. Zespół Fabiana Hurzelera był zdecydowanym faworytem tego spotkania, lecz ostatecznie po ponad 100 minutach rywalizacji mecz zakończył się remisem. „Święci” byli bardzo blisko sprawienia jeszcze większej sensacji, ale bramkę Archera anulowano po bardzo długiej analizie VAR. Zatem „Święci” łapią punkty, które są im potrzebne, niczym tlen. 

Pełna kontrola gospodarzy w pierwszej połowie

Ostatnia drużyna ligi przyjechała na Amex Stadium, by podjąć rękawice w starciu Brighton. W ostatnim swoim spotkaniu Southampton było blisko sprawienia niespodzianki z „The Reds”, prowadziło nawet 2:1, lecz bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Mohamed Salah. Gospodarze na pewno przystępowali do tego meczu ze zdecydowanie odmiennym podejściem, ponieważ w ostatnich dwóch pojedynkach dwukrotnie wygrali, pokonując m.in. będące w kropce City. Niemniej Southampton nadal nie mogło skorzystać ze swoich kluczowych zawodników, ponieważ brakowało m.in. Jana Bednarka, Aarona Ramsdale’a, czy Lallany.

Składy obu drużyn:

Brighton: Verbruggen – Lamptey (74′ Dunk), van Hecke, Igor, Estupinian – O’Riley (74′ Wieffer), Ayari – Rutter (88′ Minteh), Joao Pedro (74′ Adingra), Mitoma – Welbeck (79′ Ferguson)

Southampton: Lumley – Manning, Stephens, Harwood-Bellis, Walker-Petters, Sugawara (66′ Fraser)  – Armstrong (92′ Diaz), Fernandes, Downes (65′ Aribo) , Dibling – Archer (88′ Sulemana)

Początek tego meczu nie należał do najbardziej intensywnych, natomiast „Święci” w swoim stylu w mieli ogromne problemy z wyprowadzaniem piłki spod własnej bramki. Brighton czuwało i było blisko zyskania na właśnie takiej pomyłce. W 7. minucie gospodarze ruszyli z kontrą i po fatalnym błędzie Sugawary Mitoma był o włos od zdobycia bramki – w skrócie, tutaj powinien być gol. Podopieczni Hurzelera momentalnie przejęli inicjatywę, a pierwsza bramka wisiała na włosku.

W 16. minucie Rutter zszedł z prawej strony bliżej środka i uderzył bardzo mocno, lecz prosto w słupek. Lumley po raz kolejny mógł mówić o sporej dawce szczęścia. Dopiero po nieco ponad kwadransie Southampton zaczęło mocniej wychodzić poza własną połowę, choć nadal były to pojedyncze ataki. Jednak to, na co zanosiło się od dłuższego czasu, w końcu się ziściło. W 29. minucie KAoru Mitoma znakomicie odnalazł się w polu karnym i wykorzystał podanie od Lampteya.

Było to dość dziwne uderzenie, bo piłka po wrzutce Lampteya uprzednio odbiła się jeszcze od murawy, a nikt nie zdołał jej przeciąć. Mitoma nabiegł i uderzył po tym koźle z główki. Brighton dopięło swego. Później nieco spoczęło na laurach, lecz „Święci” wyglądali, jakby nie do końca mieli plan, co w takiej sytuacji począć. Pierwsza odsłona tego spotkania była dość jednostronna, o czym idealnie mówi nam brak celnego strzału ze strony Southampton. 1:0 po 45 minutach to chyba najmniejszy wymiar kary, ze względu na dużą nieskuteczność podopiecznych Hurzelera.

Bardzo blisko sensacji

Druga część rozpoczęła się praktycznie identycznie, jak kończyła się pierwsza. Trener Russell Martin nie do końca wyciągnął wnioski, przez co jego drużyna od samego początku musiała mocno się bronić przed kolejnymi atakami Brighton. Nic nie wskazywało na to, co wydarzyło się w 59. minucie spotkania. Dość duże zamieszanie w polu karnym Brighton idealnie wykorzystał Flynn Downes. Remis był ogromnym zaskoczeniem na Amex Stadium. To był także zdecydowanie moment, w którym goście poczuli krew w żyłach.

W 68. minucie stadion po raz kolejny zamarł, ponieważ po świetnym podaniu piłkę do siatki wpakował Cameron Archer. Jednak całą sytuację kontrolował VAR i bardzo długiej analizie sędziowie nie uznali tego trafienia. Gospodarze otrzymali kolejny bardzo wyraźny sygnał ostrzegawczy, że lekceważenie rywala może zakończyć się tutaj tragicznie. Wówczas rozpoczęła się gra dość chaotyczna, która zdecydowanie bardziej odpowiadała gościom.

Minuty uciekały, a kibice „Mew” coraz bardziej powątpiewali, czy z tego meczu uda się wyciągnąć więcej niż remis. Sędzia doliczył do podstawowych 90 minut aż dodatkowe 10, co tylko pokazuje jak długa była przerwa wywołana analizą wozu VAR. Niezwykle blisko było gola w 100. minucie, kiedy piłka uderzyła w słupek po zamieszaniu związanym z Simone Adingrą. Do samego końca nic więcej się nie zmieniło, więc utrzymał się wynik 1:1. Śmiało można nazwać ten rezultat sensacją.

Nad ranem NBA, a za dnia piłkarskie przygody. W wolnych chwilach komentator, który poza wielkimi ligami, niezwykle ceni sobie wyjazdy na boiska okręgówki.