Demolka na London Stadium. Liverpool znów zmiótł z powierzchni ziemi rywala

Napisane przez Mateusz Dukat, 29 grudnia 2024
Liverpool

Okresowi między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem często towarzyszy stagnacja, spokój i odpoczynek. Taki stan rzeczy zdecydowanie mija się z obecną sytuacją w Premier League. Niedzielnemu wieczorowi z najlepszą ligą świata towarzyszyło bowiem starcie West Hamu z liderem tabeli – Liverpoolem. Ostatecznie na London Stadium zwyciężyli faworyci, którzy pokonali gospodarzy aż 5:0.

Areola na ratunek

Zespół „The Reds” już od pierwszych minut spotkania próbował zepchnąć rywala do głębokiej defensywy. W pewnym sensie taktyka ta się sprawdziła, o czym najlepiej świadczy statystyka posiadania piłki. Po nieco ponad kwadransie gry piłkarze Liverpoolu mieli futbolówkę przy nodze przez ponad 60% czasu.

Przewaga gości w końcu zaczęła przynosić groźne sytuacje, które wypracował sobie Mohamed Salah. Po strzałach Egipcjanina dwukrotnie interweniował jednak bramkarz West Hamu – Alphonse Areola. Francuski golkiper miał sporo pracy w pierwszej połowie, natomiast trzeba przyznać, że na początku meczu prezentował naprawdę wysoki poziom sportowy. Poza efektownymi obronami Areola wykonywał też sporo „brudnej”, bramkarskiej roboty, takiej jak chociażby dyrygowanie linią obrony, czy niwelowanie zagrożenia po dośrodkowaniach zawodnikach Liverpoolu.

W okolicach 20. minuty kapitalną sytuację na otwarcie wyniku miał skrzydłowy – Luis Diaz. Kolumbijczyk znalazł się „oko w oko” z golkiperem West Hamu, natomiast mimo celnego i dość silnego strzału zespół „Młotów” ratował Areola.

Poszło jak z płatka

Chwilę później skrzydłowy Liverpoolu mógł się jednak cieszyć z upragnionego gola na 1:0. W 29. minucie spotkania Diaz najpierw (z pomocą przypadku) minął obronę gospodarzy, po czym trafił do bramki. Tym razem francuski golkiper nie zdołał interweniować, a to oznaczać mogło nic innego jak to, że „The Reds” mogli cieszyć się z objęcia prowadzenia.

Dla Luisa Diaza było to ósme trafienie w tym sezonie Premier League. Wcześniej Kolumbijczyk mógł pochwalić się chociażby dubletem strzelonym przeciwko Tottenhamowi.

Po starcie gola do głosu doszli także podrażnieni zawodnicy West Hamu. W 36. minucie strzał w słupek oddał Ghańczyk – Mohammed Kudus. Zepchnięty na chwilę do obrony Liverpool nie pozwolił jednak wejść przeciwnikom sobie na głowę. Praktycznie od razu po sytuacji Kudusa podopieczni Arne Slota podwyższyli rezultat na 2:0. Strzelcem gola tym razem był holenderski napastnik Cody Gakpo, natomiast przy okazji opisywania tej bramki nie można pominąć roli Mohameda Salaha, który jednym prostym, lecz nieoczywistym ruchem zupełnie zmylił defensywę West Hamu.

Przed przerwą zawodnicy Liverpoolu chcieli postawić jeszcze „kropkę nad i”. Dzieło zwieńczył nikt inny jak wspomniany wyżej Salah, który do asysty tym razem dołożył gola. Mimo że przed piłkarzami obu drużyn była jeszcze cała pierwsza połowa, nie będzie żadną nonszalancją, jeśli stwierdzimy, że tego wieczoru praktycznie wszystko było już rozstrzygnięte.

Po przerwie bez zmian

15 minut odpoczynku i późniejsza zmiana stron w zasadzie nie miała żadnego wpływu na obraz spotkania. Jedyną różnicą było chyba tylko to, że z każdą kolejną chwilą dominacji podopieczni Arne Slota emanowali większym luzem i pewnością siebie.

Kontynuacja festiwalu strzeleckiego zespołu z miasta Beatelsów nastąpiła w 54. minucie, kiedy to po strzale z dystansu Trenta Alexandra-Arnolda piłka wpadła do bramki strzeżonej przez Areolę. Po drodze futbolówka trafiła jeszcze jednego z zawodników West Hamu, co zupełnie zmyliło golkipera „Młotów”.

Po ustaleniu wyniku na 4:0 holenderski szkoleniowiec zdecydował się zdjąć z boiska dwóch rodaków. Ryana Gravenbercha i Cody’ego Gakpo zastąpili kolejno Wataru Endo oraz Diogo Jota.

W końcowych fragmentach meczu honorowego gola próbowali strzelić zawodnicy West Hamu. Największe kłopoty defensorom Liverpoolu zdecydowanie sprawiał Mohammed Kudus. Ghańczyk kilkukrotnie popisywał się swoją szybkością, oddawał także strzały. Dyspozycję Kudusa należy jednak traktować jako wyjątek od reguły, gdyż podopieczni Julena Lopeteguiego zupełnie nie podołali wyzwaniu i zwyczajnie dali się ośmieszyć Liverpoolowi.

O fatalnej dyspozycji West Hamu najlepiej świadczy to, jakie luźne i zupełnie bezstresowe podejście do meczu w ostatnich minutach prezentowali „The Reds”. „Młoty” tego wieczoru były tak słabe, że wejść ofensywnych próbował nawet… środkowy obrońca – Virgil van Dijk. Jeden z takich pomysłów w 82. minucie zakończył się groźnym strzałem defensora.

Bez większych starań Liverpool zdołał jeszcze podwyższyć rezultat na imponujące 5:0. Po prostej stracie West Hamu do bezpańskiej piłki dopadł Mohamed Salah, który od razu zdecydował się podać do Diogo Joty. Portugalczyk pewnym, podkręconym uderzeniem pokonał Areolę.

Liverpool na szczycie

Dzięki efektownemu zwycięstwu nad stołeczną drużyną „żołnierze Slota” umocnili swoją pozycję na fotelu lidera Premier League. Na ten moment „The Reds” mają aż osiem punktów przewagi nad drugim Nottingham Forrest i jeszcze do rozegrania jedno zaległe spotkanie.

Oprócz dorobku punktowego imponująco prezentuje się także równa, kapitalna forma klubu z Anfield. Najlepszym przykładem jest tutaj ostatnia porażka, której Salah i spółka ostatnio doznali… ponad trzy miesiące temu. Od tego czasu w rozgrywkach Premier League, Ligi Mistrzów i EFL Cup Liverpool zaliczył serię 23 meczów bez przegranej.

fot. PressFocus

 

 

1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)