Legendy czuwające z góry

01.11.2019

Pierwszy listopada to zawsze dzień zadumy, w którym celebrujemy Wszystkich Świętych. Okres refleksji i wspomnień po naszych najbliższych, których już nie z nami nie ma. To także czas, gdy możemy wspomnieć nieobecnych sportowców, jacy odeszli w ostatnich latach, jednocześnie stając się symbolami. 

RCDE Stadium w podbarcelońskiej Cornelli. Na zegarze meczowym 21. minuta kolejnego domowego meczu Espanyolu. Nie bacząc na to, co się dzieje na murawie, nie bacząc na okoliczności, zawsze jest czczona z taką samą estymą – głośnymi i gromkimi brawami dla Daniego Jarque. Kapitan z numerem 21, który zmarł w 2009 roku na przedsezonowym zgrupowaniu we Włoszech. Wówczas miał zaledwie 26 lat, ale na zawsze zapadł w pamięć kibicom Papużek. Zresztą symboli „Eterno capitan”, czyli wiecznego kapitana jest wiele na stadionie i wokół niego. W klubowym sklepie nietrudno jest kupić gadżety związane z pamięcią o Danim Jarque, a centrum treningowe zlokalizowane w miejscowości Sant Adria i od stycznia 2012 roku nosi imię wychowanka Espanyolu.

Wszystko miało miejsce 8 sierpnia 2009 roku. Espanyol przygotowywał się do sezonu, w którym Dani miał rozpocząć swoją przygodę w roli kapitana drużyny. Pod Florencją, w Coverciano, trwało zgrupowanie. Dani rozmawiał przez telefon z narzeczoną i… doznał ataku serca. Kobieta zaniepokojona nagłym zakończeniem rozmowy, zadzwoniła do kolegi z pokoju, Corominasa, który zaalarmował cały zespół, ze sztabem medycznym włącznie. Niestety, długa reanimacja nie przyniosła efektów i Dani Jarque zmarł w szpitalu o 19:30. Zmarł tuż przed narodzinami syna, który przyszedł na świat… dwa miesiące później.

Tydzień później Cesc Fabregas zostaje jednym ze strzelców gola meczu Arsenal-Everton, po czym prezentuje ukrytą specjalną koszulkę pod meczowym trykotem, na której widnieje numer i nazwisko Daniego Jarque. Nie zapomniał także o nim Andres Iniesta w szczególnym dla siebie i całej Hiszpanii momencie. Po strzelonym golu w dogrywce finału Mistrzostw Świata w RPA zdjął koszulkę, pod którą widniał napis na podkoszulku: „Dani Jarque siempre con nosotros”, a więc Dani Jarque na zawsze z nami.

Kilka lat temu w wywiadzie dla Mundo Deportivo, Raul Tamudo, a więc też jedna ze współczesnych ikon Espanyolu, wspominał, że tamten dzień i czas po nim był najgorszym i jednym z najtrudniejszych w jego życiu. Stracił nie tylko kolegę z drużyny, ale przede wszystkim przyjaciela, o którym on oraz cała społeczność Espanyolu nie zapomni. Zresztą, przez wiele lat numer 21 nie był dostępny dla piłkarzy pierwszej drużyny, a do obiegu wrócił dopiero od sezonu 2017/18 i dzierży go dumnie wychowanek Marc Roca.

***

W Barcelonie była mowa o minucie 21., zaś w Sewilli na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan 300 sekund wcześniej rozpoczyna się festiwal oklasków. Właśnie z tym numerem na koszulce grał Antonio Puerta, tragicznie zmarły 28 sierpnia 2007 roku w czasie spotkania Sevilla-Getafe. Bardzo dobrze zapowiadający się wychowanek Los Nervionenses zemdlał przy bocznej linii w trakcie meczu, ale po szybkiej pomocy odzyskał świadomość i mógł pójść do szatni. Niestety, tam nastąpił drugi atak, którego już Puerta, mimo pomocy ze strony lekarzy, nie przeżył.

Sevilla chciała wycofać numer 16 z obiegu, ale przepisy ligowe nie są w tej kwestii zbyt łaskawe dla klubów, wszak do dyspozycji jest zaledwie 25 numerów od 1 do 25, więc ewentualne wycofanie numeru oznacza zabranie jednego miejsca dla piłkarzy. Początkowo celem było obsadzanie wychowanków z tym numerem i nawet to się udawało – Diego Capel, Jose Campana czy Antonio Luna, ale później pamięć okazała się nieco zawodna, bo z tymi cyframi na plecach biegali Dienis Czeryszew, Federico Fazio czy Stevan Jovetić, którzy jakkolwiek są dobrymi albo bardzo dobrymi zawodnikami, to jednak daleko im do grona wychowanków klubu. Co ciekawe udało się wrócić do tego trendu od sezonu 17/18, gdy numer przejął Jesus Navas, a więc najbardziej znany wychowanek Sevilli ostatnich lat. Ponadto rokrocznie rozgrywany jest towarzyski mecz Trofeu Antonio Puerta ku czci zmarłemu wychowankowi klubu.

***

Najświeższa sprawa, bo dotycząca wydarzeń z ubiegłego roku. Zacytujmy niedawny tekst „Dzisiaj miało być El Clasico…„, w którym opisywaliśmy przypadki odwołanych meczów z różnych szczególnych względów.

27. kolejka Serie A nie zwiastowała niczego złego. W sobotę rozegrane zostały trzy spotkania, w tym hitowe Napoli-Roma. W nocy poprzedzającej niedzielne starcie Udinese-Fiorentina umiera Davide Astori, zawodnik gości. Całe Włochy w szoku, informacja dociera około południa, gdy za moment miało zostać rozegrane spotkanie Genoa-Cagliari. Piłkarze obu ekip odmawiają gry w tym spotkaniu. Po chwili wszystkie niedzielne mecze zostają odwołane

Niestety, mimo że Astoriego nie ma z nami już ponad półtora roku, nadal trwa śledztwo w sprawie zaniedbań, jakich miał dopuścić się Giorgio Galanti, czyli lekarz, który jako ostatni badał Astoriego pod kątem kardiologicznym, a dodatkowo ktoś miał jeszcze sfałszować dokumentację medyczną!

Astori, co prawda był wychowankiem Milanu, jednak czuł się mocno związany z Fiorentiną. Przyszedł do Violi w 2015 roku i rozegrał 109 meczów w barwach klubu z Florencji. Co ciekawe zmarł w nocy z soboty na niedzielę, a w poniedziałek miał przedłużyć kontrakt do 2022 roku, który jednocześnie miał być ostatnim piłkarskim. Prezydent klubu Andrea Della Valle zdradzał później, że Astori wiązał przyszłość z klubem, a klub z nim. Plany były, by kapitan został trenerem lub nawet dyrektorem sportowym.

Przed kolacją zawodnicy schodzący ze swoich pokojów zostali poproszeni przez Emiliano Foramittiego, kibica Fiorentiny, do wspólnych zdjęć. Astori schodził jako… ostatni. Chwila rozmowy kapitana z kibicem, w której Foramitti życzył powodzenia w meczu z Udinese i selfie, które niejako przeszło do historii, bo było ostatnim zdjęciem Astoriego w życiu.