„Idę. Albo nie idę”, czyli dwie zmiany reprezentacji w ciągu… dwóch dni

10.11.2019

Kluby swoją drogą, ale reprezentacja to rzecz święta. W niepamięć odeszły czasy, w których nawet najlepsi piłkarze świata mieli na koncie występy dla dwóch/trzech (czasem nawet więcej) drużyn narodowych. Jeśli w dorosłej piłce zadebiutuje się w barwach jednego kraju, klamka zapadła.

Jest to oczywiście w stu procentach słuszne rozwiązanie, jednak często generuje problemy. Młodzi zawodnicy, mogący ze względu na swoje pochodzenie przyjąć kilka „piłkarskich narodowości”, są często rozszarpywani niczym zwierzyna na polowaniu. Federacje prześcigają się w przekonaniu ich do siebie, za wszelką cenę chcąc zabrać na zgrupowanie i dać im zagrać choć minutę w oficjalnym meczu.

W ostatnich latach mieliśmy mnóstwo przypadków, w których młode „perełki” dostawały szybko szansę w mocnej reprezentacji, po czym przepadały. Były już jednak „zaklepane”, na wszelki wypadek, gdyby jednak wspięły się na topowy poziom.

Tym razem ciekawa sytuacja była udziałem Adamy Traore, wychowanka Barcelony, grającego w angielskim Wolverhampton. 23-latek urodził się w Hiszpanii, grał w hiszpańskich młodzieżówkach, ale w jego żyłach płynie malijska krew. Dwa dni temu „Kingfut.com” poinformowało, że utalentowany, potwornie szybki skrzydłowy zdecydował się na zmianę barw narodowych i reprezentowanie kraju swoich rodziców.

Minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin, a pojawiła się dość sensacyjna wiadomość. Jaka? Otóż Adama Traore otrzymał powołanie do reprezentacji Hiszpanii w miejsce kontuzjowanego Rodrigo Moreno i… postanowił je przyjąć. Cóż, zdecydowanie raczej nie jest najmocniejszą cechą charakteru młodego zawodnika…