Zamieszki polityczne, nielegalne streamy i… dwa najlepsze zespoły w finale Copa Libertadores

23.11.2019

Sobotni wieczór dla kibiców piłki nożnej raczej kojarzy się wyłącznie z meczami ligowymi. Zwłaszcza, że kibice są mocno spragnieni swoich ulubionych lig po przerwie reprezentacyjnej. Tyle że jest alternatywa, by nieco zmienić scenariusz od godziny 21. Można obejrzeć finał Copa Libertadores, w którym nie ma żadnych przypadkowych ekip, tylko największe firmy z dwóch najważniejszych piłkarsko państw Ameryki Południowej!

W ostatnich latach różny był skład finałów najważniejszych klubowych rozgrywek poza Europą. Były drużyny z Paragwaju, Ekwadoru i częstokroć narzekano, że wielcy wywracali się na maluczkich lub dużo mniejszych od siebie, przez co malała renoma Copa Libertadores. Tymczasem drugi rok z rzędu dostajemy starcie gigantów w
najważniejszym meczu w Ameryce Południowej. W 2018 roku finał w Buenos Aires i… Madrycie po zamieszkach
wywołanych przez kibiców River Plate. Miało być Superclasico i wielkie święto, wyszedł gigantyczny skandal i dopiero po nim zwycięstwo Milionerów. Teraz na ich drodze staje właśnie Flamengo.

Statystyki

Wczoraj przedstawiliśmy obie ekipy na Futbolnews, a zatem odsyłamy do tekstów o River Plate i Flamengo. Warto jednak przytoczyć kilka ciekawostek statystycznych, przed dzisiejszym starciem, które przygotowało konto Opta Javier na Twitterze.

  • Leo Ponzio ma na swoim koncie najwięcej meczów pośród piłkarzy od początku kadencji Marcelo Gallardo – 178 gier
  • River Plate ma najwięcej kontaktów z piłką w polu karnym rywala – 301 – i w tej materii jest lepsze od drugiego pod tym względem Flamengo aż o 58 kontaktów!
  • Środkowy obrońca Flamengo, Pablo Mari, rozegrał w tej edycji Copa Libertadores pięć meczów i… żaden piłkarz nie wygrał z nim dryblingu!
  • Nicolas de la Cruz z River Plate jest specjalistą od…żółtych kartek dla rywali. Aż dziewięciu jego przeciwników otrzymywało napomnienia po faulach na Urugwajczyku w tej edycji
  • Flamengo nie wygrało żadnego z ostatnich pięciu spotkań przeciwko Argentyńczykom w Copa Libertadores, ale… przegrało tylko dwukrotnie w ostatnich 14. spotkaniach
  • River Plate nie przegrało sześciu ostatnich spotkań przeciwko Flamengo w rozgrywkach pod egidą CONMEBOL, a dodatkowo nie przegrało pięciu ostatnich meczów przeciwko brazylijskim ekipom w Copa Libertadores, tyle że… cztery z nich kończyły się remisami
  • Argentyńskie kluby wygrały 25 z 36. finałów Copa Libertadores, w których brały udział – 69,4% skuteczności. Brazylijczycy triumfowali w 18. z 33. prób – 54,5% skuteczności
  • Od wyjazdu do Europy w 2007 roku, Diego Alves obronił 32 z 77 rzutów karnych, czyli 42% całości, w oficjalnych meczach o stawkę
  • Jorge Jesus będzie czwartym europejskim trenerem, który poprowadzi zespół w finale Copa Libertadores. Bela Guttman i Renato Cesarini przegrywali w finałach prowadząc Penarol Montevideo i River Plate, zaś jedynym trenerem Europy z Libertadores w CV jest Chorwat Mirko Jozić, który triumfował w 1991 roku prowadząc chilijskie Colo Colo.

Jeden mecz zamiast dwóch

Wiele osób może nawet nie wiedzieć, ale europejski finał na neutralnym gruncie, który jest wybierany kilka lat wcześniej, wcale nie jest regułą na pozostałych kontynentach, a nawet można powiedzieć, że dla innych jest ewenementem. Tyle że władze CONMEBOL zdecydowały się na kopię europejskiego formatu od 2019 roku. Co prawda już dwanaście miesięcy temu doszło do gry na neutralnym stadionie, ale przełożenie meczu z Buenos Aires do Madrytu było sytuacją ekstremalnie wyjątkową i kompletnie niespodziewaną. W tym roku finał miał odbyć się w Santiago, ale… odbędzie się trochę kilometrów na północ, w peruwiańskiej Limie. O powodach jeszcze będzie okazja opowiedzieć, teraz kwestia zmiany zasad, która… budzi duże emocje.

Na ten temat wypowiedzieli się nasi eksperci, którzy przedstawiali obu finalistów. Zatem oddajemy głos Leszkowi Szucie, kibicowi River. – Nie podoba mi się ten finałowy format. Oglądamy Amerykę Południową, bo to coś innego. Ten mecz i rewanż miał swój klimat i swój smak. Powinni to trzymać jako odmienność od tego, co jest w Europie. Zresztą, gdyby tak zostało, to nie byłoby kłopotów z przenoszeniem finału jak się okazuje… Wtóruje mu Bartłomiej Rabij, czyli znany komentator i ekspert piłki południowoamerykańskiej. – Zrobiono to wbrew kibicom. CONMEBOL chce gonić Europę, ale zabiera się do tego nie od tej strony, co trzeba. Może gdyby w końcu udało się osiągnąć porozumienie z CONCACAF, to byłoby lepiej, zarówno w kwestii reprezentacji, jak i klubowo, wszak Meksyk czy USA to poważni rywale i też bardzo duże rynki zbytu, tyle że tam jest duży opór tych mniejszych, dla których nie wystarczy miejsca w najważniejszych turniejach i byliby trochę odcięci od najlepszych ekip – podsumował nasz ekspert.

Zmieniony gospodarz

Rozruchy polityczne w Ameryce Południowej, to mniej więcej takie zjawisko jak siarczyste mrozy w Polsce. Nikt tego nie chce, ale wiadomo, że wcześniej czy później do tego dojdzie. W ostatnich latach Wenezuela była niechlubnym liderem pod kątem wszelkich politycznych demonstracji, w czasie których władza używała policji i wojska na demonstrujących. W międzyczasie udało się załagodzić konflikt pomiędzy kolumbijskim rządem a partyzantką FARC. Życie jednak nie znosi próżni i dwie listopadowe imprezy organizowane przez CONMEBOL… zostały przeniesione ze względów politycznych.

Dzisiaj rusza Copa America U15, w której… miała zagrać reprezentacja Polski! CONMEBOL wystosował zaproszenie dla dwóch europejskich federacji i właśnie Polska oraz Belgia znalazła się w gronie ekip, które miały uzupełnić grono uczestników turnieju drużyn dla chłopaków z rocznika 2004 i młodszych. Tyle że PZPN dziesięć dni temu zdecydował się wycofać z turnieju. Dlaczego? Ano dlatego, że w międzyczasie przeniesiono turniej z Boliwii do Paragwaju. Wystąpienia polityczne spowodowane osobą prezydenta Evo Moralesa i zamieszanie z tym związane było zbyt duże, by ryzykować, dlatego zamiast w Warnes i Santa Cruz, turniej odbędzie się w Villa Elisa, Luque i Asuncion.

Turniej dla reprezentacji do lat 15 to „mały misio” w porównaniu do finału Copa Libertadores, który miał być wielkim świętem, o czym było już powyżej. Kłopot w tym, że na nieco ponad miesiąc przed decydującym meczem w Chile wybuchły wielkie demonstracje polityczne skierowane przeciwko prezydentowi Sebastianowi Pinierze i jego rządowi.

Według wielu mediów protesty rozpoczęły się od podniesienia cen biletów na metro o około 30 peso(15 groszy), ale to miał być jedynie punkt kulminacyjny, choć trudno im się dziwić, bo cytując tekst Mateusza Mazziniego z Polityki:

Metro i przed podwyżką było drogie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zarobki. Przy średnim wynagrodzeniu wynoszącym równowartość ok. 3 tys. zł dla regionu stołecznego miesięczne wydatki na przejazdy metrem mogą wynieść 500–1000 zł.

Tło protestów jest bardziej skomplikowane niż można przypuszczać, więc jeszcze jeden tekst ze wspomnianego tekstu.

Kilka tygodni temu protesty zaczęli bowiem uczniowie liceów. Prowadzeni przez młodzież z Instituto Nacionál, najstarszej i najbardziej prestiżowej szkoły średniej w Chile (nauczycielem był tu m.in. Ignacy Domeyko), protestowali przeciw likwidacji zniżek na transport i wysokim kosztom edukacji na wszystkich jej poziomach.

Chilijczycy od dłuższego czasu narzekali na poziom życia. Ceny są tam na europejskim poziomie, zaś płace pozostały na poziomie Ameryki Południowej, a rozwarstwienie społeczeństwa następuje w ekspresowym tempie. Protesty rozpoczęły się 18 października i zginęło w nich kilkadziesiąt osób, a kilka, może nawet kilkanaście tysięcy osób zostało aresztowanych. Straty gospodarki szacuje się na kilka miliardów dolarów, a dodatkowo w międzyczasie Chile nawiedziło… trzęsienie ziemi, o sile 6,3 w skali Richtera.

Tak pokrótce można wyjaśnić powody takiej decyzji CONMEBOL, która wybrała Limę w miejsce Santiago. Zatem zamiast na Estadio Nacional, zagramy na Estadio Monumental. Różnica jest taka, że w stolicy Peru pojemność stadionu jest większa o ponad 30 tysięcy miejsc!

Estadio Monumental w Limie(fot. Wikipedia)

Oglądamy nielegalnie

Niestety wśród 169. państw, w których jest choćby jeden nadawca posiadający prawa do Copa Libertadores, nie ma Polski! W tym sezonie żadna z telewizji nie zdecydowała się na transmitowanie najważniejszych klubowych rozgrywek poza Europą. Szkoda, bo w ostatnich latach do tego przyzwyczaił nas Sportklub, a więc telewizja, która w minionej dekadzie była najważniejszym kanałem dla wszystkich fanatyków latynoskiego grania, wszak to tam przez wiele lat można było w każdy weekend oglądać mecze ligi argentyńskiej i brazylijskiej. Tym razem polskim kibicom pozostaje szukanie internetowych streamów i słuchanie zagranicznych dziennikarzy.