Najlepsze Lazio w XXI wieku?

26.01.2020

Juventus z Sarrim, Inter z Conte, a może Napoli z Ancelottim. Tak mniej więcej było latem, gdy kibice Serie A zastanawiali się nad tym, kto będzie główną gwiazdą nadchodzącego – wówczas – sezonu calcio. Tymczasem okazuje się jedna z głównych ról przypadła stołecznej ekipie, która w ostatnich tygodniach jedzie po wszystkich jak walec.

Na półmetku rozgrywek trzecie miejsce robi wrażenie, a jeszcze bardziej styl w jakim Simone Inzaghi i spółka osiągnęli ligowe podium.

Wszystko się tak naprawdę rozpoczęło od 19 października i 69. minuty meczu z Atalantą. Do tego czasu La Dea prowadziła na Olimpico aż 3:0, ale podopieczni Simone Inzaghiego za sprawą – a jakże – Ciro Immobile oraz Joaquina Correi doprowadzili do remisu. Później, co prawda poodpadali z Ligi Europy i – ostatnio – z Pucharu Włoch. Tyle że w lidze zanotowali 11 kolejnych zwycięstw, a po drodze jeszcze ograli Juventus na saudyjskiej ziemi w walce o Superpuchar.

Po drodze były zwycięstwa takie, jak ostatnio z Sampdorią, gdzie wszystko odbyło się lekko, łatwo i przyjemnie, ale były wyjazdy do Brescii czy Cagliari, gdzie wygrywali w doliczonym czasie gry. Zwłaszcza triumf na Sardynii budzi respekt, bo wygrali mecz, w którym przegrywali do… 93 minuty!

Liczby po ich stronie

Wszyscy zachwycają się najlepszym atakiem Atalanty, kapitalnym duetem Lukaku i Lautaro, ale powiedzmy sobie szczerze, że najlepszym piłkarzem Serie A tego sezonu jest dzisiaj Ciro Immobile, choć niektórym chyba do dzisiaj trudno w to uwierzyć. Przytoczmy cytat z ostatniego tekstu Filipa Kapicy i Mateusza Święcickiego w tygodniku „Piłka Nożna”.

To wręcz nie mieści się w głowie – naród, który jak nikt inny wynosi na piedestał piłkarzy wciąż nie potrafi docenić wirtuoza, który zdobywa gola za golem po każdym odbiciu karty w fabryce. Na litość boską, facet ma 23 gole po 20 kolejkach ligowych, a wciąż jest traktowany jak początkujący rockman, który niby cieszy się uznaniem w podziemiu, ale wciąż nie może wygramolić się z garażu, by wskoczyć na wielką scenę

Pięć dubletów, jeden hattrick i pojedyncze gole złożyły się na 23 trafienia po 20. kolejkach! Na tym etapie sezonu jest lepszy o siedem sztuk od CR7 i tylko o bramkę „gorszy” od wspomnianego duetu Interu. Gdy dodamy do tego pięć ligowych asyst wychodzi, że miał bezpośredni udział przy niemal 61% akcjach bramkowych biancoceleste!

– Oczywiście Ciro Immobile jest w formie zjawiskowej, zbliża się do największych legend w historii Lazio w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców. Wiadomo, jest taka obawa, że ewentualna kontuzja spowoduje sytuację niemal identyczną do tej sprzed dwóch lat. Wtedy na samym końcu rozgrywek nieobecność Ciro Immobile i bardzo nieskuteczne występy Felipe Caicedo kosztowały brak awansu do LM – nieszczęsny mecz z Crotone na wyjeździe w przedostatniej kolejce. Para Caicedo – Correa na pewno nie będzie tak skuteczna, aczkolwiek każdy z nich jest w dobrej formie, niemniej jednak przy ich występie, nieobecności Ciro, w odwodzie zostaje „maskotka” – jak zwykli mawiać kibice na Olimpico – Bobby Adekanye. No nie jest to zbyt poważne… – mówi Dominik Mucha występujący jako ekspert Serie A w Eleven Sports, a prywatnie kibic Lazio.

Przez genialną formę Immobile, taki Felipe Caicedo, który w 3/4 klubów we Włoszech byłby pierwszym wyborem w ataku, może pochwalić się zaledwie 535 minutami na półmetku sezonu, ale w tym czasie zdążył ustrzelić pięć goli i zanotować trzy asysty, czyli punktuje do klasyfikacji kanadyjskiej średnio, co 67 minuty!

Indywidualne popisy to jedno, bo statystyki drużynowe w porównaniu do ubiegłego sezonu również dają wiele do myślenia.

Bramki strzelone: 18/19 – 1,47/mecz; 19/20: – 2,42/mecz
Bramki stracone: 18/19 – 1,21/mecz; 19/20: – 0,95/mecz
Punkty: 18/19 – 1,56/mecz; 19/20: – 2,37/mecz

W każdym z tych aspektów różnica jest znacząca. Jeśli strzelasz prawie jednego gola więcej, tracisz o ćwierć bramki mniej, musi się to przełożyć na punkty, których zdobywasz o ponad 0,8 na mecz więcej! W perspektywie jednego meczu być może nie robi wrażenia, ale mnożąc razy 38 kolejek, wychodzi nam aż 30,4pkt!

A może mistrzostwo?

Parafrazując słowa Romana Kołtonia możemy zastanowić się czy Lazio ma realną szansę na scudetto w maju? Patrząc na tabelę nie jest to scenariusz science-fiction, w końcu strata do Juve wynosi 6 punktów, czyli na ten moment Lazio jest w 100% zależne od siebie. Mają jeden mecz zaległy, więc wygrywając wszystkie mecze, chwilę przed Euro będą mogli świętować tytuł… To oczywiście scenariusz mocno upraszczający, ale nie niemożliwy, chociaż nie wszyscy podzielają nasz optymizm. – Każdy kibic Lazio jest nauczony doświadczeniem, że dopóki będą istniały matematyczne szanse na wypadnięcie poza czwórkę gwarantującą grę w Champions League, zawsze mimowolnie i automatycznie będzie zerkać do tyłu. Zbyt wiele razy było bardzo blisko, zbyt często główny rywal uciekał na ostatnim metrze przed metą, by teraz mimo doskonałych wyników, zdecydowanie ponad możliwości drużyny, aż tak mocno się podpalać i głośno rozmawiać o scudetto. Rozmowa o mistrzowie jeśli się pojawia, to głównie jako chichot losu i możliwość „darcia łacha” ze zdecydowanie bogatszych, bo przecież w osławione „ferrari”, które – zdaniem il presidente – otrzymał Simone Inzaghi od Claudio Lotito nikt o zdrowych zmysłach nie wierzy.

Oczywiście trudno założyć, że druga runda będzie tak samo udana dla drużyny Inzaghiego, ale paradoksalnie dla nich wszystkie atrakcje pozaligowe już się zakończyły. W LE się skompromitowali, w Coppa Italia dali się ograć słabemu ostatnio Napoli, ale to jest zmartwienie… głównie dla rezerwowych.

– Wszystko to należy połączyć. Nie uważam, że Liga Europy została olana. Zdarzyła się niespodziewana porażka z Cluj, ale o braku awansu decydowały frajerskie przegrane w ostatnich minutach z Celtikiem. Dwukrotnie w bardzo podobnych okolicznościach. Niektórzy bardzo chętnie szafują hasłem lekceważenia rozgrywek, ale tu miało miejsce sporo pecha, które również uwydatniło wąską kadrę jaką ma Lazio. Wielu zawodników, którzy grali w LE zostało negatywnie zweryfikowanych. Piłka nożna to także stawianie realnych priorytetów. Z Napoli w pucharze wszyscy wiedzieli, że najważniejsze jest aby uniknąć dogrywki nawet kosztem odpadnięcia, bo zbyt wysokie cele ujawniły się na horyzoncie, aby z nich rezygnować, czy ryzykować rozproszeniem – kontynuuje Mucha.

Negatywna weryfikacja wielu zawodników głównie dotyczy tych, którzy nie grają wiele w lidze. Skład jest stały, o czym mówią statystyki drużynowe w kwestii liczby rozegranych minut w Serie A. Po tym najlepiej widać, że Inzaghi ma niemalże żelazne zestawienie. Ostatni z tej jedenastki Lucas Leiva przebywał na boisku 1127 minut, a dwunasty Marco Parolo nie rozegrał nawet połowy tego – 551!

Jedyne rotacje następują na konkretnych pozycjach. Od czasu do czasu w obronie szansę dostanie ktoś z dwójki Patric czy Bastos. To samo w ataku Felipe Caicedo, co może wiązać się z przesunięciami do linii pomocy. To samo niżej, gdy wchodzą do akcji Parolo, Marusić czy Jony. To właśnie tej szóstce będzie brakowało gry, bo jeśli nie będzie wysypu kartek i kontuzji, Inzaghi raczej nie ma w zwyczaju kombinowania przy składzie.

Nic nie zapowiada radykalnego, a nawet jakiegokolwiek, poszerzenia tej kadry, o czym wspomina nasz ekspert. – Nie jest szeroka, ale w styczniowym oknie transferowym Igli Tare i Claudio Lotito zapowiedzieli, że żadnych transferów nie będzie. Gdzieś pojawiły się plotki o Paloschim, ale mogłyby się one ziścić jedynie w wypadku awansu do dalszej fazy Pucharu Włoch. Ewentualne rotacje mogą dotoczyć jedynie odejść albo wzmocnień z satelickiego klubu z Salerno.

Ojciec sukcesu

Przede wszystkim jednak trzeba podkreślić rolę i sukcesy Inzaghiego. Coppa Italia, dwa zdobyte Superpuchary może w wielu miejscach nie zrobiłyby wrażenia, ale w dobie totalnej dominacji Juventusu na półwyspie apenińskim, to jednak znaczące sukcesy. Zewsząd chwalony Maurizio Sarri często bywał kontrowany stwierdzeniem „zero tituli”. Oczywiście Napoli za czasów Sarriego oglądało się z niekłamaną przyjemnością, ale myślę, że Aurelio De Laurentis i kibice w Kampanii woleliby trochę brzydszy futbol, ale z pucharami w gablocie.

– Średnia zdobytych punktów, sukcesy, liczba trofeów już teraz premiują do tego by nazywać go jednym z najlepszych trenerów Lazio w XXI wieku. Oczywiście krytyki było nie mało, ponieważ drużyna się nie rozwijała, grała bardzo niechlujnie, nie przypominała tego zespołu z sezonu 17/18. Dopiero teraz ponownie wszystko się zazębiło – dodaje Mucha. Nasz ekspert również odnosi się do ustawienia 3-5-2, które w zeszłym sezonie ligowym było zewsząd krytykowane przez kibiców Lazio i mocno negowane. Dzisiaj wygląda to inaczej, ale dwanaście miesięcy temu zupełnie inne było podejście do Inzaghiego i jego uporczywego stawiania na ten sam sposób gry. – Skuteczne 3-5-2 – wymaga gigantycznej pracy na boisku, dużego zaangażowania, ciągłej presji na rywalu. Jak to jest trudne, o czym przekonuje się często Inter Antonio Conte ze zdecydowanie lepszymi zawodnikami, a „Szymon” ma do tego niekiedy bardzo egzotycznych i dojrzałych wiekowo wykonawców. Nadal uważam, że awans do LM będzie wielkim sukcesem, a seria zwycięstw, która pewnie skończy się bliżej niż dalej będzie bardzo przyjemnym wspomnieniem, ale jedynie wówczas gdy we wrześniu po 12 latach na Olimpico przy meczu Lazio będzie można usłyszeć hymn CL – zakończył.