Lechia w obronie trofeum. Co słychać u Piotra Stokowca i spółki?

24.07.2020

Dwa finały z rzędu dla drużyny znad morza? Brzmi znajomo. W 2017 i 2018 roku takiej sztuki dokonała Arka Gdynia, triumfując w pierwszym z nich. Teraz czas na Lechię Gdańsk, która przed rokiem sięgnęła po Totolotek Puchar Polski. Czy drużynie Piotra Stokowca uda się obronić trofeum? O tym przekonamy się dopiero późnym wieczorem, ale najpierw zajrzymy, co słychać u biało-zielonych.

Wydaje się, że dwa lata pracy w ekstraklasowym klubie to dużo. To prawda, ale na szczęście czasy się zmieniły, dlatego dzisiaj Piotr Stokowiec ma przed sobą pięciu trenerów, którzy dłużej prowadzą swoje ekipy. Tak czy siak szkoleniowiec gdańszczan może być zadowolony z dotychczasowej pracy. W końcu zgarnął już Puchar i Superpuchar Polski, a teraz staje przed szansą na obronę pierwszego z tych trofeów.

Trzeba przyznać, że Lechia jeszcze kilka lat temu lubiła rozdawać prezenty drużynom z niższych lig w pucharowych rozgrywkach. W 2014 roku Stali Stalowa Wola, dwa lata później Puszczy Niepołomice, a po kolejnych dwunastu miesiącach Bytovii Bytów. Po tym ostatnim meczu piłkarze mieli kłopot z powrotem do Gdańska, gdyż rozwścieczeni kibice… przebili opony w klubowym autokarze. Od tamtej pory biało-zieloni zaliczyli już jedenaście meczów bez porażki w turnieju tysiąca drużyn. Rok temu pokonali Wisłę Kraków, Resovie, Termalice Nieciecza, Górnik Zabrze, Raków Częstochowa, a w Warszawie ograli Jagiellonie Białystok po golu Artura Sobiecha z 96. minuty!

Teraz droga rozpoczęła się od łatwych zadań i wygranych w Wejherowie oraz Chełmie. Później jednak musieli ograć Zagłębie Lubin, Piast Gliwice, a ostatnio Lecha Poznań, którego wyeliminowali po rzutach karnych. Trzeba przyznać, że mieli w nich mnóstwo szczęścia. Jeszcze więcej miał go Zlatan Alomerović, który w meczu z Gryfem był o włos od… tego, by dostał w głowę wystrzeloną z trybun rakietnicą!

Bez fajerwerków, ale z wynikami

Wielu lubi zarzucać Stokowcowi nudny, toporny styl gry, który trudno się ogląda. Może coś w tym jest, ale w minionym sezonie w spotkaniach ligowych Lechii kibice zobaczyli 98 goli. Były pod tym względem lepsze ekipy, ale 2,65 gola na mecz raczej nudy nie przysparza. – Trener wie, że zarzuca mu się usypianie kibiców i rywali. Zespół strzela na 1:0 i jest obrona, która nie zawsze przynosi efekty. Jednak Lechia miała też kilka meczów z efektownym obliczem. Mecz w Lubinie na 4:4 czy derby z Arką 4:3 – może to przypadek – ale też pokazały, że jest duży potencjał ofensywny. Jednak, gdy trzeba zagrać o konkretny cel, gdy przychodzi ważny mecz, pojawia się wyrachowanie i chłodna kalkulacja, która okazuje się skuteczna – mówi Piotr Wiśniewski, dziennikarz z Trójmiasta, dzisiaj piszący dla serwisu Łączy Nas Piłka.

Tyle że Stokowiec chciał takiej zmiany, którą ostatecznie porzucił.  – Lechia w tym sezonie chciała zmienić swoje oblicze i nie wyszło. Pod koniec sezonu wrócili do swojej gry i trzeba przyznać, że pokazali skuteczność. To czwarte miejsce i wygrane puchary są naprawdę dobrymi wynikami. Wydaje mi się, że Lechia przyzwyczaiła już – zwłaszcza w pucharze – że jest wyrachowana i skuteczna aż do bólu. Pokazał to choćby mecz w Poznaniu. Poczekali na swoją szansę i Flavio strzelił gola. W finale myślę, że nie będzie to odbiegało od normy i zobaczymy tradycyjną Lechię z żelazną dyscypliną taktyczną – kończy temat Wiśniewski.

Człowiek instytucja – Flavio Paixao

Siedem kolejnych sezonów z dwucyfrową liczbą goli w Ekstraklasie. Kto to taki? Nietrudno zgadnąć, że chodzi o Flavio Paixao. Na początku wszyscy zachwycali się jego bratem Marco, ale tego w naszym kraju już dawno nie ma, więc bryluje drugi z portugalskich braci. Zresztą liczby mówią same za siebie – 79  goli w lidze, a łącznie dla polskich klubów trafił 89. razy! Takimi statystykami w zasadzie dzisiaj nikt się wśród zawodników polskich klubów nie może pochwalić. Oczywiście, gdyby był młodszy, pewnie byłoby wielu chętnych na jego usługi zagranicą. Mimo wszystko kilka lat gry na takim poziomie robi wrażenie.

Flavio Paixao zdobędzie pierwszą bramkę w meczu? W Totolotku takie zdarzenie możecie zagrać po kursie 4,61

Dużym jego atutem jest regularność. Jesienią 11 goli, wiosną 10. Można odejmować strzelane gole z rzutów karnych, ale z drugiej strony pokazuje, że jest w nich naprawdę specjalistą. Osiem trafień w dziewięciu próbach to wynik dobry, zwłaszcza że wielokrotnie jedenastkami zapewniał punkty swojemu klubowi. Tak było podczas kapitalnych derbów Trójmiasta dwa miesiące temu. Lechia wygrała 4:3, a Paixao skompletował hat-tricka, którym zapewnił wygraną lechistom.

Flavio rozgrywa genialny sezon. Strzela w lidze, trafiał we wszystkich pucharowych meczach. To taki zawodnik, który zawsze potrafi się odnaleźć w polu karnym. Człowiek od zadań specjalnych. Zresztą mowa o najskuteczniejszym obcokrajowcu w historii Ekstraklasy oraz najskuteczniejszym zawodniku w historii trójmiejskich derbów – docenia kunszt Portugalczyka nasz ekspert.

Kto poza nim?

W pucharze pierwszym bramkarzem był i prawdopodobnie pozostanie Zlatan Alomerović. Na kogo poza nim warto jeszcze zwrócić uwagę? Nasz ekspert wskazywał na duet środkowych obrońców – Mario Maloca i Michał Nalepa oraz skrzydła, na których jest spory wybór. Omran Haydary, Jaroslav Mihalik czy Conrado. – Haydary w ostatnim czasie jest w coraz wyższej formie. Dostał wiele szans w końcówce sezonu, choć nie wiem czy to efekt tego, że Lechia o nic więcej, niż o czwarte miejsce nie mogła powalczyć, czy po prostu to, że wkomponował się w zespół. Mihalik będzie chciał coś udowodnić swojemu byłemu pracodawcy, a jest jeszcze Conrado. Brazylijczyk strzela, asystuje i potrafi zrobić dużo dobrego dla zespołu, gdy jest na boisku. Może to on da sygnał do ataku, gdyż swoimi indywidualnymi akcjami jest w stanie rozerwać szyki obronne Pasów – dodaje Wiśniewski. Jednocześnie zauważa, że wśród ofensywnych zawodników ważną rolę może odegrać Łukasz Zwoliński jako joker.

Duża łyżka dziegciu w słoiczku miodu

Przede wszystkim jednak Lechia w ostatnich latach jest mocno kojarzona z… permanentnymi kłopotami finansowymi. Parafrazując słynne powiedzenie, nikt ci tyle nie da, ile Adam Mandziara obieca. Gdański klub miał mnóstwo nieprzyjemności z komisją licencyjną, ale za każdym razem udawało się zabrać głowę spod topora. Nie zawsze bez szwanku, gdyż sypały się kary finansowe, z punktowymi włącznie.

Głośno było także o sprawie trójki zawodników, którzy jakiś czas temu odeszli z klubu. Sławomir Peszko dzisiaj jest zawodnikiem Wieczystej Kraków, Rafał Wolski Wisły Płock, a Artur Sobiech w tureckim Fatih Karagumruk. Co ich łączy? Odeszli w złych relacjach z klubem i trenerem. Z klubem, gdyż Lechia nie wywiązywała się z płacenia na czas, wobec czego pojawiły się wezwania do zapłaty i rozwiązania kontraktów z winy klubu.

Nie chciałbym uogólniać, bo każda decyzja była indywidualna, a nie zbiorowa. Mogę sobie wyobrazić, że będę z nimi kiedyś współpracować. Często to nie klub podejmował decyzję, a sami zawodnicy. Rozstaliśmy się z wieloma zawodnikami, z którymi mam bardzo dobre relacje – tak Piotr Stokowiec skomentował sprawę odejścia wyżej wymienionej ekipy na łamach Przeglądu Sportowego. Jednak sami zainteresowani mieli inne zdanie na temat relacji na linii trener-zawodnicy. Rafał Wolski na Twitterze napisał, że nie rozmawiał w ogóle z trenerem na temat odsunięcia od pierwszego zespołu. Artur Sobiech powiedział, że to był najgorszy człowiek z jakim pracował w roli trenera, zaś Sławomir Peszko mówił o Stokowcu, że to „śliski” człowiek.

Nie będąc w najbliższym kręgu zespołu ani wokół wspomnianych bohaterów tej opery mydlanej, trudno jest jednoznacznie wyrokować. Skoro trzech zawodników tak mówi, może trzeba dać im wiarę. Z drugiej strony mogą to być kolejne narzekania na trenera przez zawodników, którzy nie grali.

Remis w meczu? W Totolotku takie zdarzenie możecie zagrać po kursie 3,35

Szansa na sukces nr 2

Tak czy siak łatwo trenerowi Stokowcowi być nie może, skoro klub ma kłopoty finansowe i trzeba zadowolić właściciela, kibiców i piłkarzy jednocześnie. To się jednak udało dwanaście miesięcy temu, gdy najpierw Lechia sięgnęła po Totolotek Puchar Polski i odświeżyła klubową gablotę po 36 latach przerwy. Po chwili dorzucili Superpuchar. Teraz powtórka byłaby mile widziana. W końcu za wygraną w pucharze klub dostanie 6 milionów złotych oraz szansę gry w europejskich pucharach.

Przed nami drugi finał Pucharu Polski w Lublinie i historia jest po stronie Lechii. W 1979, w którym również był pojedynek Trójmiasto kontra Kraków. Wtedy jednak Arka zagrała z Wisłą i m.in. po golu Janusza Kupcewicza wygrała 2:1. Czy tym razem znowu Trójmiasto będzie górą w starciu północ vs południe? Przekonamy się około 22.