Śląsk Wrocław kontra Lech Poznań, czyli starcie drużyn odrodzonych

12.09.2020

Nie ma wątpliwości, że największy hit 3. kolejki PKO BP Ekstraklasy odbędzie się we Wrocławiu. Rozpędzony Śląsk podejmie wicemistrza Polski, czyli drużynę Lecha Poznań. Czy Śląsk podtrzyma dobrą passę? A może Lech odniesie pierwsze ligowe zwycięstwo w tym sezonie? Czy neutralny widz może spodziewać się dobrego meczu? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w niniejszym tekście.

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że mamy do czynienia z Ekstraklasą, a jak wiemy wszelkie logiczne prawidła często w tej lidze nie działają. Mimo wszystko spróbuję na podstawie porównania obu drużyn wysnuć pewne wnioski i pokusić się o małą prognozę przed tym meczem.

Odrodzenie

Śląsk Wrocław przystępował do sezonu 2019/2020 w kiepskich nastrojach. W kampanii 2018/2019 wrocławianie ledwo uniknęli spadku, gwarantując sobie utrzymanie dopiero kolejkę przed końcem rozgrywek.  Na dodatek po tamtym sezonie z klubem rozstał się najlepszy strzelec Marcin Robak, który odszedł do znienawidzonego przez fanów „Wojskowych” Widzewa. Latem 2019 kibice Śląska mieli naprawdę niewiele powodów do optymizmu, jednak ku zaskoczeniu wszystkich, ta drużyna odpaliła. Wrocławianie od początku punktowali bardzo dobrze, prezentując równą formę. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że w grze „Wojskowych” nie było za wiele fajerwerków. Zamiast tego, Vitezslav Lavicka postawił na wybieganie oraz dyscyplinę taktyczną w defensywie. Efekty na koniec sezonu były bardzo zadowalające, ponieważ Śląsk zajął 5. miejsce – najwyższe od 5 lat. W pewnym momencie sezonu wydawało się, że wrocławianie są poważnym kandydatem do pucharów, jednak w rundzie finałowej nieco zabrakło pary.

W Poznaniu zeszły sezon również bardzo optymistycznie nastroił kibiców na przyszłość. Oczywiście Lech to klub, który w ostatnich latach miał nieco wyższe ambicje niż Śląsk, ale na ambicjach i szumnych zapowiedziach zazwyczaj się kończyło. Czarę goryczy przelał sezon 2018/2019, kiedy lechici zajęli 8. miejsce, najniższe od 14 lat, grając przy tym bardzo słaby futbol, po drodze notując takie wpadki jak 2:5 z Wisłą Kraków przy Bułgarskiej czy 0:4 z Piastem w Gliwicach. Od tamtego momentu zarząd pod przewodnictwem Karola Klimczaka obrał drastyczną zmianę w polityce klubu – w klubowych gabinetach powiedziano dość przepłacanym transferom z zagranicy. Zdecydowano się dać większą szansę wychowankom z akademii, która we wcześniejszych latach była prawdziwą dumą Lecha. Efekty przyszły bardzo szybko – podopieczni Dariusza Żurawia zdobyli srebrny medal zdobyty w bardzo dobrym stylu – lechici byli najczęściej atakującą drużyną w całych rozgrywkach. W Poznaniu kibice głośno zaczęli mówić, że w kolejnym sezonie chcą zdetronizować Legię.

Jak widać oba kluby w poprzednim sezonie dały nadzieję, że po latach chaosu wszystko zmierza w dobrym kierunku. Co prawda obrały trochę inną filozofię gry, jednak w obu drużynach widać było pomysł i konsekwencję w jego realizacji.

Różne okienka transferowe

Królem okienka transferowego w Polsce jest Legia Warszawa i z tym raczej ciężko dyskutować. Wydaje się jednak, że bardzo mocno po piętach depcze jej Śląsk Wrocław. Dyrektor sportowy „Wojskowych” Dariusz Sztylka wykonał kapitalną pracę w to lato,który ściągnął ośmiu piłkarzy, z których każdy na papierze wygląda bardzo dobrze (a niektórzy już na boisku). Fabian Piasecki, Mateusz Praszelik i Waldemar Sobota z miejsca zostali zawodnikami podstawowego składu i od początku sezonu prezentują się bardzo dobrze. Michał Szromnik, Patryk Janasik i Rafał Makowski bardzo dobrze wyglądali w pierwszej lidze i na pewno swoje szanse dostaną. Marcel Zylla to melodia przyszłości, natomiast zakontraktowany kilkadziesiąt godzin temu Bartłomiej Pawłowski powinien również z marszu wskoczyć do pierwszej jedenastki wrocławian. Jeśli chodzi o ubytki, to poza Przemysławem Płachetą nie odszedł nikt istotny. Mówi się jeszcze o odejściu Jakuba Łabojki do Brescii Calcio, ale akurat 23-latek nie jest aż tak istotnym zawodnikiem jak nowy zawodnik Norwich City. Ze Śląska odeszli raczej zawodnicy niechciani i wypaleni, których czas we Wrocławiu się skończył. Reasumując – na pewno okienko na duży plus.


Nieco inaczej sprawa wygląda w Poznaniu. Przede wszystkim zarząd bardzo późno zebrał się do robienia transferów. Co prawda już w zimie zakontraktowano Alana Czerwińskiego, dość wcześnie przyszli Mikael Ishak i Filip Bednarek, ale dziur w składzie Lecha było zdecydowanie więcej, a tak naprawdę dopiero ostatnio ruszyła ofensywa transferowa „Kolejorza”. W ostatnim czasie do Lecha przyszli skrzydłowy Jan Sykora, napastnicy Mohamad Awad oraz Nika Kaczarawa. Jak dodamy do tego rezerwowego bramkarza Marko Malenicę to wyjdzie nam, że nowych piłkarzy jest całkiem sporo. To jednak tylko pozory, ponieważ Lech wciąż ma gigantyczne braki kadrowe. Przede wszystkim brakuje zmienników na bokach obrony, bo Robert Gumny odszedł, a Wołodymir Kostevych jest skonfliktowany z klubem i Dariusz Żuraw nie bierze go pod uwagę przy doborze składu. Na dodatek nie ma wartościowego zmiennika dla pary środkowych pomocników Jakub Moder – Pedro Tiba, bo za takiego piłkarza nie należy uznawać Karlo Muhara. Jakby tego było mało, to ciągle mówi się o tym, że na dniach odejdzie Kamil Jóźwiak, więc na skrzydło też będzie potrzebne zastępstwo. Wygląda więc na to, że przed zarządem Lecha bardzo pracowite trzy tygodnie, jednak Dariusz Żuraw na ostatniej konferencji przedmeczowej wlał w serca kibiców „Kolejorza” nutkę optymizmu.

Początek sezonu

Podopieczni Vitezslava Lavicki w świetnym stylu rozpoczęli sezon w lidze. Najpierw pewnie pokonali 2:0 Piasta Gliwice, czyli brązowego medalistę zeszłego sezonu, a następnie nie dali szans Wiśle Kraków przy Reymonta, wygrywając 3:1. Kapitalne wrażenie robi przede wszystkim nowy młodzieżowiec Mateusz Praszelik. Wychowanek Legii Warszawa zaliczył w tych spotkaniach dwie asysty oraz wywalczył rzut karny. 20-latek sprawia, że niedługo kibice Śląska mogą zapomnieć o Płachecie. Jednak nie tylko Praszelikowi należą się pochwały – bardzo dobrze wygląda Fabian Piasecki, który po rocznym rozbracie z Ekstraklasą wygląda o klasę lepiej niż wtedy, kiedy spadał z Miedzią Legnica. W wysokiej formie są też Robert Pich, którego dwie bramki walnie przyczyniły się do zwycięstwa w Krakowie oraz dyrygujący grą zespołu Waldemar Sobota. Jeśli dodamy do tego sprawnie funkcjonującą defensywę, nie może dziwić fakt, że wrocławianie są liderem po dwóch kolejkach.

Lech znajduje się po zupełnie przeciwnym biegunie. „Kolejorz” bardzo słabo rozpoczął sezon. Na inaugurację przegrał w Lubinie z Zagłębiem, natomiast w 2. kolejce nie dał rady na własnym boisku Wiśle Płock, zaledwie remisując 2:2. W oczy rzuca się fakt, że w obu tych meczach poznaniacy tracili gole w końcówce, a przecież w zeszłym sezonie to właśnie w ostatnich minutach lechici wyszarpywali najwięcej punktów. Drużyna nieco spuściła z tonu względem końcówki poprzedniego sezonu – zwłaszcza odnosi się to do młodych piłkarzy takich jak Kamil Jóźwiak, Jakub Kamiński czy Tymoteusz Puchacz. Oczywiście to tylko początek sezonu i nie można wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, ale na pewno te wyniki nie są zadowalające. Małą osłodą dla fanów Lecha jest fakt, że Mikael Ishak wygląda na piłkarza, który bez trudu zastąpi Christiana Gytkjaera. Było sporo obaw z odejściem Duńczyka, jednak wszystko wskazuje na to, że bezpodstawnych, ponieważ Ishak strzelił cztery bramki w czterech dotychczasowych meczach.

Starcie dwóch koncepcji

Obie drużyny mają trochę punktów wspólnych, jednak zdecydowanie więcej je dzieli niż łączy. Śląsk dał się poznać jako świetnie zorganizowana i skuteczna drużyna prowadzona przez wyjadacza z zagranicy. Natomiast Lech stawia na ofensywny i odważny styl gry, który młodym zawodnikom wpaja Dariusz Żuraw, czyli trener ze zdecydowanie mniejszym bagażem doświadczeń niż Vitezslav Lavicka. Czy to oznacza, że zobaczymy w sobotę nudny mecz, w którym Lech będzie atakować, a Śląsk głównie się bronić i czekać na kontry? Niekoniecznie. Po pierwsze, to dopiero początek sezonu, więc obie drużyny nie mają za wiele do stracenia. Po drugie, wystarczy popatrzeć na wyniki z poprzedniego sezonu – 1:3, 1:1, 2:2 – te spotkania były bardzo wyrównane i obfitowały z wiele okazji bramkowych z obu stron.

Jeśli chodzi o przewidywania, to wbrew bukmacherom uważam, że więcej kart jest po stronie wrocławian. Gospodarze tego meczu są na fali, mają skompletowaną kadrę i nie muszą przejmować się rozgrywkami w Europie. Oczywiście lekceważenie Lecha przy jego jakości byłoby szaleństwem (przestrzega przed tym sam Lavicka), ale widać, że w tej drużynie nie wszystko działa, jak należy.

Reasumując: uważam, że zapowiada się bardzo interesujące widowisko z wieloma okazjami i bramkami z obu stron. Chyba tylko wspomniana na wstępie „logika Ekstraklasy” może to zepsuć.