Problem młodzieżowca w Wiśle, czyli efekt zaniedbań na wielu polach

13.09.2020

Wisła Kraków bardzo słabo weszła w obecny sezon. Zaledwie jeden punkt w pierwszych dwóch kolejkach oraz odpadnięcie z Pucharu Polski w 1/32 finału z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, to na pewno nie są wyniki satysfakcjonujące kibiców „Białej Gwiazdy”. Problemów jest mnóstwo, jednak dzisiaj skupimy się na jednym, ale za to bardzo istotnym: Krakowianie mają gigantyczny kłopot z obsadą pozycji młodzieżowca. 

Trzeba na wstępie zaznaczyć, że problem z młodymi zawodnikami w Wiśle to nie tylko kwestia bieżących rozgrywek. Również w poprzednim sezonie młodzi zawodnicy ubierali koszulkę z białą gwiazdą na piersi tylko dlatego, że musieli, a nie ze względu na wysokie umiejętności. Przyczyny tego stanu rzeczy są wbrew pozorom dość złożone i postaramy się w niniejszym tekście je wyjaśnić.

Grzech zaniechania w czasach chwały

O zaniedbaniu młodzieży w krakowskim klubie mówiło się jeszcze w czasach Bogusława Cupiała. Oczywiście pamiętamy o wszystkich zasługach, które 64-latek ma dla Wisły, ale nie można ukrywać – młodzież nie miała w jego czasach łatwo. Grali zawodnicy ściągnięci za duże pieniądze, z reguły gotowi do gry na już. Nie było czasu na rozwój młodych zawodników, bo liczyło się zdobywanie trofeów. Dlatego też bardzo mocno kulała akademia, która nie dość, że zaniedbana, to jeszcze znajdowała się pod skrzydłami TS Wisły, czyli zupełnie innego podmiotu prawnego niż piłkarska Wisła. Cupiał nie zrobił jednak za wiele, żeby coś z tym problemem zrobić – pasował mu status quo, czyli ściąganie gwiazd polskiej piłki za grube pieniądze, bo przecież taka strategia gwarantowała krótkoterminowe sukcesy. Patrząc z dzisiejszej perspektywy na tamte czasy, kibice Wisły odczuwają spory żal. Z pieniędzmi tak bogatego biznesmena zbudowanie sensownych podstaw pod pracę z młodzieżą byłoby o wiele łatwiejsze, niż w obecnej sytuacji. Czasu się jednak nie cofnie.

Oddawanie zdolnych piłkarzy lekką ręką

Nie jest jednak tak, że przez te wszystkie lata w Wiśle nie było żadnych talentów. „Biała Gwiazda” to gigantyczna marka i wielu utalentowanych chłopaków z okolic chciało (i wciąż chce) dla niej grać. Problem polegał na tym, że jak już trafił się utalentowany zawodnik, to z reguły był wypuszczany lekką ręką. Przykłady? Alan Uryga, Paweł Stolarski, Michał Nalepa, Adam Buksa, bracia Mak – wszyscy ci zawodnicy odchodzili z klubu za bezcen albo w wieku juniorskim, albo już mając na koncie mecze w Ekstraklasie. Właściwie jedynym piłkarzem z wiślackiej akademii, który został sensownie spieniężony w ostatnich 10 latach, był Michał Chrapek. Widząc, jakie przy Reymonta jest podejście do młodych naprawdę nie dziwi, że rok temu Przemysław Płacheta wybrał Śląsk Wrocław, gdzie jest większa szansa, że będzie potrafił rozwinąć swój talent.

Złe transfery

Zarysowaliśmy małe tło historyczne, jednak czas przejść do sedna sprawy i odpowiedzieć na pytanie: Czy coś się w tej kwestii poprawiło? Na pierwszy rzut oka odpowiedź musi być twierdząca – akademia w końcu trafiła pod skrzydła piłkarskiej spółki, wiec widać, że trójka właścicieli Wisły na poważnie myśli o rozwoju młodzieży w klubie. Jednak jeśli przyjrzymy się bliżej, to już nie jest tak kolorowo. Przede wszystkim rażą w oczy fatalne ruchy transferowe młodych piłkarzy. Od kiedy piecze nad klubem sprawuje trio Jakub Błaszczykowski, Tomasz Jażdżyński oraz Jarosław Królewski, pod Wawel trafiło sporo młodych piłkarzy. Problem jednak polega na tym, że na ten moment żaden z nich nie nadaje się do gry w pierwszej drużynie. Najbardziej znamienne jest tu letnie okienko transferowe 2019, kiedy na Reymonta przyszli Przemysław Zdybowicz, Serafin Szota oraz Damian Pawłowski. Obecnie każdy z nich błąka się po wypożyczeniach, a przecież wszyscy byli ściągani jako potencjalni młodzieżowcy do pierwszego składu. Jeśli dodamy do tego kolejny niewypał w postaci transferu Artura Balickiego, wyjdzie nam, że sternicy Wisły powinni nieco zainwestować w dyrektora sportowego albo dział skautingu.

Zdolni, ale niegotowi

A więc czy Wisła nie ma obecnie żadnych talentów w swoich szeregach?Wręcz przeciwnie – Aleksandra Buksy oraz Daniela Hoyo-Kowalskiego może krakowianom zazdrościć wiele klubów w Polsce. Problem jednak w tym, że obaj piłkarze są jeszcze niegotowi do regularnej gry na poziomie seniorskim. Daniel Hoyo-Kowalski miał niezłe wejście do Ekstraklasy pod koniec sezonu 2018/2019 jako 15-latek, jednak widać było u niego braki w przygotowaniu fizycznym. Potem doszła poważna kontuzja i zawodnik dopiero od kilku miesięcy normalnie trenuje z pierwszym zespołem. W tym sezonie zagrał z KSZO, jednak zaprezentował się słabo potwierdzając poniekąd tezę, że jego czas dopiero nadejdzie. Natomiast jeśli chodzi o Buksę, to jest on prawdopodobnie największym talentem w klubie od bardzo długiego czasu. Nic dziwnego, że latem tego roku było wokół niego bardzo duże zamieszanie. Bardzo długo istniało ryzyko, że młody napastnik nie przedłuży wygasającego w grudniu kontraktu. Na szczęście dla Wisły udało się przedłużyć umowę z młodym zawodnikiem. Tutaj jednak również mamy do czynienia z melodią przyszłości  – widać po nim, że fizycznie nie jest jeszcze gotowy na grę od początku meczu, najlepsze momenty w zeszłym sezonie miał w momencie, kiedy wchodził z ławki na podmęczonego rywala. Raczej nie można go jeszcze rozpatrywać pod kątem podstawowego młodzieżowca.

Nowa nadzieja

Wygląda na to, że obecnie jedynym młodzieżowcem w 100% gotowym do gry na poziomie seniorskim jest Dawid Szot. 19-latek świetnie zaprezentował się w przedsezonowych sparingach, ale co ważniejsze – w ligowym meczu ze Śląskiem Wrocław potwierdził, że może być z niego bardzo dużo pożytku. Bardzo ważna jest jego uniwersalność – pochodzący z Nowej Huty zawodnik może grać na boku obrony, stoperze, defensywnym pomocniku, a nawet na skrzydle. Taki piłkarz to prawdziwy skarb dla trenera i nic dziwnego, że klub postanowił przedłużyć z nim kontrakt do czerwca 2023 roku. Na ten moment fani Wisły powinni bardzo gorąco modlić się o to, żeby 19-latka omijały kartki i kontuzje, bo bez niego pierwsza jedenastka jest bardzo osłabiona.

Małym pocieszeniem dla kibiców może być fakt, że okienko transferowe jeszcze się nie skończyło, a według doniesień medialnych pion sportowy w Krakowie widzi problem w obsadzie pozycji młodzieżowca, ponieważ niedawno starał się ściągnąć do Krakowa Mateusza Młyńskiego z Arki Gdynia. Nie udało się, ale niewykluczone, że krakowianie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w kwestii transferu nowego młodzieżowca.

Fot. screen Canal+ Sport