Nerwowe ruchy rzadko bywają skuteczne

28.09.2020

Legia Warszawa (znowu) zmieniła trenera i czeka na efekt nowej miotły. Określenie, które nawet zdaniem naukowców nie ma żadnego konkretnego przełożenia na fakty funkcjonuje w futbolowym języku w najlepsze. Wierzą więc w niego prezesi, właściciele, a  nawet niektórzy zawodnicy. Szczególnie ci, którzy u poprzednika grali mniej. Ale akurat w ekipie z Łazienkowskiej w tej kwestii nikt nie miał prawa czuć się pokrzywdzony. Aleksandar Vuković dbał o swoich podopiecznych jak mało który ostatnio pracujący w tym miejscu trener. W swoich wyborach był sprawiedliwy. Jeżeli Dariusz Mioduski liczył na tego typu pozytywny „ferment”, to się pomylił. 

Czesław Michniewicz na pewno zrobi na drużynie dobre wrażenie. Mimo, że „Vuko” pod tym kątem był na najwyższym poziomie, selekcjoner U-21 ma znakomity warsztat interpersonalny. Na pewno zdobędzie drużynę, bo jego po prostu nie da się nie lubić. Co jednak wydarzy się, gdy nie przejdzie Karabachu i „będzie mógł „skoncentrować się jedynie na lidze”? Czy umyje ręce twierdząc, że to nie on przygotowywał i kompletował drużynę? A jeśli awansuje to odda cześć Vukoviciowi jak kiedyś Jose Maria Bakero Jackowi Zielińskiemu po pokonaniu Manchesteru City w Lidze Europy, gdy na kilka dni przed tym prestiżowym spotkaniem władze „Kolejorza” podziękowały trenerowi, który dał im tytuł w Ekstraklasie? Mam taką nadzieję.

Wydawało się, że pion sportowy Legii transferowo zrobił wszystko, by w końcu klub znalazł się w pucharowej grupie. Niby ściągnął piłkarzy gotowych do grania ale czy póki co, któryś z nich zrobił różnicę? Artur Boruc nie wybronił jeszcze żadnego meczu, Bartosz Kapustka razi przeciętnością, Rafael Lopes przekonuje się, że bycie gwiazdą Cracovii nijak nie przekłada się na ten sam status w Legii, Filip Mladenović czaruje asystami, ale w obronie jest gorzej, z czego skorzystali gracze Omonii. O Joelu Valencii jeszcze nic nie da się powiedzieć, ale umówmy się: skoro odbił się od ściany w Championship do Warszawy też nie przyleciał z gwarancją podniesienia jakości drużyny. Jeżeli tym wszystkim graczom za kilka dni pozostanie już tylko gra o Puchar i Mistrzostwo Polski ten projekt zaliczy spektakularną klęskę i zostanie z olbrzymimi kosztami, bo każdy z nowych nie zawitał do Warszawy by zarabiać drobne. Konsekwencje poniósł na razie ten, w którego uderzyć było najprościej. W przypadku niepowodzenia odpowiedzialność powinna zajrzeć o kilka pięter wyżej.

Legia – tak jak kilka lat temu w przypadku trafienia na Dundalk w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów – znów ma farta w losowaniu. I nie chodzi nawet o Karabach Agdam. Ale o fakt, że wszystkie cztery mecze w Europie rozgrywa u siebie. Szczęściu trzeba jednak pomagać. Nerwowe ruchy w piłce rzadko okazują się skuteczne.

Dziennikarz Polsatu Sport, Bożydar Iwanow