Stefano Cortesi: Zauważyłem Lewandowskiego, gdy był nastolatkiem

15.11.2020

Stefano Cortesi pracował w roli skauta w wielu czołowych włoskich klubach – zaczął od Parmy, spędził również kilka lat w obu mediolańskich zespołach. Do 2020 roku pracował w chińskim Jiangsu Suning, aczkolwiek z powodu pandemii stracił pracę. W rozmowie dla “FutbolNews” skaut opowiedział o swojej pracy w największych włoskich klubach, a także zdradził kilka szczegółów ze swojego prywatnego życia.

***

Pracuje pan w roli skauta od ponad piętnastu lat. Znalazłem jednak informację o tym, że wcześniej prowadził pan drużyny młodzieżowe. To był pana pierwszy kontakt z piłką?

W młodym wieku byłem piłkarzem, ale grałem tylko na poziomie amatorskim. Po pewnym czasie zdecydowałem się jednak na to, by związać swoją przyszłość z zawodem trenera. Prowadziłem zespoły młodzieżowe – piętnasto-, szesnasto- i siedemnastolatków w Parmie. Z czasem zostałem kierownikiem szkolenia młodzieży, jednak zarząd klubu uznał, że moje doświadczenie można wykorzystać w skautingu. Tym samym zostałem najpierw skautem, a następnie kierownikiem działu skautingu. I pracuję w tych rolach od 25 lat.

Zanim przejdziemy do tematu pana pracy zawodowej – skąd przydomek “Il Comandante”, którym jest pan określany?

W wieku 16. lat zrobiłem sobie na ramieniu tatuaż z podobizną Che Guevary, który był często przedstawiany z przedrostkiem “El Comandante” ze względu na wojskową godność. Od tamtej pory ludzie dość żartobliwie zwracali się do mnie właśnie w ten sposób.

Dlaczego właśnie Che Guevara?

Che jest dla mnie mityczną postacią. Rewolucjonistą, który walczył za ludzi, którzy byli w opresji. Gdy miałem 16. lat, uważałem go za bohatera i do dziś pozostała mi po nim taka pamiątka.

Wróćmy do pana pracy w charakterze skauta. Co panu sprawia największą satysfakcję?

To po prostu piękna praca. Od kiedy pracuję w tej roli, odczuwam ogromną satysfakcję z odkrywania młodych talentów z całego świata. W ten sposób nie tylko poznaję nowych zawodników, ale także realia innych państw. Dowiaduję się, na co się konkretnie stawia w danej rzeczywistości piłkarskiej.

Co w takim razie może pan powiedzieć o Polsce?

To kraj, który w ostatnich latach bardzo się rozwinął. Ostatnio do Włoch trafia coraz więcej Polaków, ale obserwujemy was od lat.

Może pan zdradzić, których polskich piłkarzy miał pan okazję zaobserwować?

Przypominam sobie, jak byłem na meczu reprezentacji Polski do lat 16 przeciwko kadrze San Marino. Pamiętam, że sobie zanotowałem wtedy Lewandowskiego. Z tego, co kojarzę, był pierwszym polskim piłkarzem, na którego zwróciłem uwagę, gdy śledziłem rozgrywki U-17 i U-19.

Co w takim razie uważa pan za najważniejszy element pracy skauta?

Myślę, że przede wszystkim trzeba śledzić dużo spotkań, na różnych poziomach i kategoriach wiekowych. Praca skauta w dużej mierze opiera się na porównaniu poszczególnych zawodników. Poza tym obecność na wielu meczach pomaga również na większe rozeznanie w środowisku piłkarskim.

Pracował pan w Parmie w latach 1996-2001. Można powiedzieć, że załapał się pan w takim razie na najlepsze lata klubu.

Prawdę mówiąc, wtedy dopiero zaczynałem poznawać zawód skauta. Uważam, że ten okres był dla mnie bardzo ważny i zrozumiałem, że to najlepsza droga dla mnie. Pracowałem wtedy jednak nie dla samego klubu, a dla jego akademii. Nie miałem jednak okazji, by uczestniczyć w transferach.

Czym się wówczas różniły obowiązki skauta od obecnych?

Główny obowiązek był oczywiście ten sam – wyszukiwanie jak najbardziej perspektywicznych piłkarzy. Wtedy jednak nie było filmów i technologii – trzeba było bazować na swojej umiejętności rozpoznawania najlepszych cech poszczególnych piłkarzy.

Po Parmie pracował pan w kilku klubach Serie A. Z którym wiążą pana najlepsze wspomnienia?

Mimo że faktycznie pracowałem w klubach z najwyższej ligi, najlepiej wspominam pracę w Mantui, występującej wówczas w Serie B. Zanim przyszedłem, skauting tam praktycznie nie istniał i wykonaliśmy dużo pracy, żeby zrobić coś z niczego. Myślę, że z perspektywy czasu okres w tym klubie dał mi najwięcej satysfakcji.

Myślałem, że wspomni pan tutaj o pracy w Mediolanie*.

Spędziłem w tym mieście łącznie pięć dobrych lat i miałem styczność z najlepszymi zawodnikami na świecie. Myślę, że te doświadczenia wiele mnie nauczyły.

Jak to się stało, że rozpoczął pan jakiś czas temu pracę w Chinach?

Pracowałem wcześniej przez kilka lat dla klubu, którego właścicielem jest Suning*, dzięki czemu po jakimś czasie wylądowałem w Chinach. Skauting w tym kraju na razie jest w fazie rozwoju. Myślę jednak, że w tym kraju jest duży potencjał piłkarski nie tylko ze względu na ogromną liczbę mieszkańców. Uważam, że chińskie kluby potrafią dobrze zbalansować swoje dalsze plany rozwoju, dzięki czemu za jakiś czas staną się poważnym graczem na rynku piłkarskim.

Jak Jiangsu Suning wygląda z bliska?

Mogę powiedzieć, że to bardzo dobrze zorganizowana firma, a drużyna ma spory potencjał. Nic dziwnego, że w tym roku sięgnęli po mistrzostwo Chin. A co do działu skautingu – był w fazie budowy i nie pracowało u nas tak wiele osób, jak we włoskich gigantach.

Rozstał się pan z Jiangsu Suning na przełomie marca i kwietnia. Co dalej?

W tej chwili rozglądam się za nowym miejscem pracy. Nie ma to dla mnie znaczenia, w jakim kraju. Najważniejszy jest interesujący projekt oraz strategia, jaką klub zamierza budować.

Przyjąłby pan ofertę z Polski?

Tak jak wspomniałem, gdyby projekt mnie zainteresował, rozważyłbym propozycję z różnych państw. Czy to z Polski czy państw Europy Wschodniej.

Na koniec, w związku z niedzielnym meczem Włochy-Polska, jakie są pana przewidywania?

No cóż, jestem Włochem, więc nie mogę postawić inaczej niż na zwycięstwo moich rodaków.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

* Stefano Cortesi pracował w obu mediolańskich klubach, aczkolwiek podczas rozmowy przyznał, że nie może o nich rozmawiać wprost ani używać ich nazw.