Idzie, idzie Podbeskidzie ku utrzymaniu. Jak budzili się „Górale”?

20.02.2021

Na koniec 2020 roku, Podbeskidzie Bielsko-Biała zamykało tabelę PKO BP Ekstraklasy z dorobkiem zaledwie dziewięciu „oczek”. Fakt, że „Górale” tak szybko wydostaną się ze strefy spadkowej, był jedną z ostatnich rzeczy, której w lidze polskiej spodziewali się kibice.

Tym bardziej, że beniaminek w ciągu trzech kolejek w 2021 roku zdobył niemal tyle samo punktów, co przez całą rundę jesienną.

Odbici od dna

– Jesienią sięgnęliśmy dna – nie szczypie się w język w rozmowie z „FutbolNews.pl”, napastnik bielszczan, Kamil Biliński. – Dużo nam dała przerwa świąteczna. Wyczyściliśmy głowy, nabraliśmy energii i na pierwszy trening przyjechaliśmy z nowymi nadziejami.

W rekordowo krótkiej pauzie zimowej przy ul. Rychlińskiego 21 wiele się działo. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia zwolniony został Krzysztof Brede, który w Bielsku-Białej pracował od czerwca 2018 roku. W jego miejsce przyszedł Robert Kasperczyk, bielska legenda, który w sezonie 2010/2011 po raz pierwszy w historii wprowadził Podbeskidzie do ekstraklasy. W tej samej kampanii doszedł również z zespołem do 1/2 finału Pucharu Polski.

– Na pewno była to znacząca zmiana, każdy chciał się pokazać nowemu sztabowi. Odżyli również ci, którzy u poprzedniego szkoleniowca nie grali zbyt często. Widać było tą pozytywną energię u wszystkich, począwszy od kapitana, a skończywszy na rezerwowych. Mamy wspólny cel i te nasze pozytywne wyniki napędzają nas do tego, aby jak najlepiej funkcjonować. Nie chciałbym też jednak, żeby to tak wyglądało, że słabsza gra jesienią to była tylko wina poprzedniego trenera – opisuje najskuteczniejszy piłkarz czerwono-biało-niebieskich nastroje w bielskiej szatni.

Zespół wzmocniło też w końcu kilku doświadczonych zawodników: Rafał Janicki (259 meczów w ekstraklasie), Petar Mamić (66 występów w lidze chorwackiej) i David Niepsuj (64 spotkania w lidze polskiej). To właśnie było największą bolączką Podbeskidzia jesienią. W kadrze na sezon 2020/2021 zawodników ogranych w najwyższej klasie rozgrywkowej można było bowiem policzyć na palcach jednej ręki.

– Na pewno jest to wartość dodana. Są momenty w sezonie kiedy niezbędne jest tzw. cwaniactwo boiskowe, a nam tego ewidentnie brakowało. Mówi się, że nasza kadra nie jest jeszcze zamknięta, tak więc niewykluczone, że tej zimy ktoś jeszcze do nas dołączy – mówi Biliński.

Nikt nie wariuje

Od końca stycznia humory pod Klimczokiem zatem dopisują. Co się jednak działo w okresie 9 listopada – 18 grudnia, kiedy Podbeskidzie nie potrafiło wygrać pięciu kolejnych spotkań, a trzy z nich przegrało odpowiednio 0:4 z Lechem Poznań, 0:5 z Piastem Gliwice i 1:4 z Wisłą Płock? – Mogę zapewnić, że w tamtym momencie dawaliśmy z siebie wszystko – przyznaje 32-letni napastnik. – Nikt nie robił tego specjalnie. Najwyraźniej jednak to było za mało jak na poziom ekstraklasy, stąd te srogie lekcje. Byliśmy przez rywali dosłownie czołgani i przegrywaliśmy w złym stylu. Dlatego tak ważna była świąteczna przerwa. Gdyby nie ona, pewnie tak szybko z tego dołka byśmy się nie wygrzebali.

Jesienią zatem głównym zadaniem bielszczan było to, aby nie załamywać się po kolejnych klęskach. Teraz cel numer jeden to twarde stąpać po ziemi. Zwłaszcza, że do końca rozgrywek jeszcze daleko. – Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że w szatni panuje pełna pokora i spokój, więc żaden z nas nie zachłysnął się dobrymi wynikami. Punktujemy, ale nasza sytuacja zbytnio się nie poprawia. Dlatego dalej w każdym spotkaniu musimy dawać z siebie 100% i zrzucić presje na inne zespoły. Nikt zatem z powodu dobrych wyników nie wariuje – zapewnia Biliński.

Gra o przyszłość

Podbeskidzie zatem wiosną walczy o utrzymanie, a Kamil Biliński o swoją przyszłość, wszak jego umowa z „Góralami” wygasa 30 czerwca. – Kontrakt mam do czerwca, ale jest w nim punkt o automatycznym przedłużeniu o rok pod warunkiem rozegrania określonej liczby minut. Na chwilę obecną nie zaprzątam sobie jednak tym głowy. Dla nas liczy się teraz tylko każdy kolejny mecz, a nie kolejne mecze. W sobotę gramy z Jagiellonią Białystok i teraz to nas tylko interesuje – kończy.