Lech Poznań był aktywny w zimowym okienku. Pięć transferów wystarczy?

26.02.2021

Lech Poznań bez wątpienia nie przespał letniego okna transferowego, przeprowadzając kilka ruchów. Czy okażą się one na tyle wystarczające, że zespół znów zacznie zachwycać, jak to miało miejsce w rundzie wiosennej ubiegłego roku?

Kadra okazała się zbyt wąska

Forma Lechitów w rundzie jesiennej rozgrywek PKO BP Ekstraklasy mogła pozostawiać wiele do życzenia. Zespół, który miał papiery na to, żeby włączyć się do walki o mistrzostwo, okupował lokaty w środku tabeli. Już w połowie sezonu podopieczni Dariusza Żurawia tracili dość sporo do podium. W tej chwili tracą do trzeciego Rakowa dziewięć punktów – to z jednej strony mało, z drugiej dużo – patrząc, że “Kolejorza” poza pierwszymi trzema zespołami wyprzedza jeszcze siedem.

Głównym problemem Lecha w rundzie jesiennej była bez wątpienia wąska kadra. Chociaż latem do zespołu dołączyło kilku piłkarzy, którzy wydawali się uzupełnieniem składu, część z nich nie podołała zadaniu. Przez to kluczowi piłkarze, jak Tymoteusz Puchacz, Jakub Moder czy Mikael Ishak grali praktycznie co trzy dni. A dwaj pierwsi przez dwa miesiące wręcz nie mieli przerwy dłuższej niż cztery dni z powodu występów w reprezentacjach – Moder w pierwszej, Puchacz w młodzieżowej.

Chociaż wiosną Lech Poznań już nie zagra w europejskich pucharach, zarząd postanowił wyciągnąć kilka wniosków. Oczywiście – przyjście nowych piłkarzy wynikało z odejścia części dotychczasowych zawodników. Część z zimowych transferów Lecha wygląda dość obiecująco, aczkolwiek z drugiej strony – na niektóre efekty najwyraźniej fani “Kolejorza” będą musieli poczekać.

Miał być nowy Moder, jest nowy Muhar?

Jeszcze w ubiegłym roku Lech Poznań zakontraktował szwedzkiego pomocnika Jespera Karlstroma, który ma na koncie występ w reprezentacji. Początkowo nie było wiadomo, czy w założeniu ma być to typowy defensywny pomocnik w stylu Karlo Muhara (choć nieco lepszy) czy następca Jakuba Modera, który będzie miał także zadania z przodu. Jak się okazało, Szwed bardziej zastępuje tego pierwszego. Może na razie wystrzega się takich tragicznych błędów, do jakich Chorwat wręcz przyzwyczajał, ale jednak wciąż nie do końca pomaga Pedro Tibie. Przeciwko Śląskowi zagrał już jednak nieco lepszy mecz niż choćby w starciu z Górnikiem, gdy w pierwszej połowie mógł wylecieć z boiska. Może nie będzie tak źle?

Stoperzy na ratunek

Trudne początki po powrocie do Poznania ma również Bartosz Salamon. Chociaż 29-latek błyszczał w sparingach, pierwszego meczu w rundzie wiosennej nie zaliczy do udanych. Można wręcz powiedzieć, że częściowo odpowiadał za gola Alexa Sobczyka w siódmej minucie. W spotkaniu z Zagłębiem już nie popełniał błędów, aczkolwiek później już nie zagrał z powodu kontuzji. Na ten moment wciąż jednak były piłkarz Milanu wydaje się poważnym wzmocnieniem defensywy “Kolejorza”.

Do transferu Antonio Milicia już za to nikt nie podchodził z entuzjazmem. Owszem, to były piłkarz Anderlechtu, ale od początku był uważany za piłkarza za słabego na ten zespół.

Już na początku przylgnęła do niego opinia “zbyt słabego na Anderlecht” i nie zrobił nic, żeby spisywać się lepiej. Dlatego też belgijscy dziennikarze częściej go krytykowali niż chwalili – stwierdził dla “FutbolNews.pl” belgijski dziennikarz Pieter-Jan Calcoen.

Na razie trudno jednoznacznie ocenić grę Chorwata. Z jednej strony nie zawalił gola w meczach z Zagłębiem i Śląskiem, aczkolwiek problemy w ataku obu drużyn nie są tajemnicą. Tymczasem przeciwko Wiśle Płock 26-latek źle się zachował przy bramce – nie przypilnował Patryka Tuszyńskiego, który podał piłkę do Luki Susnjary. Wybitnego występu więc na razie Milić w Poznaniu nie zaliczył. Wydaje się być jednak nieco lepszym zawodnikiem niż Djordje Crnomarković.

Najbardziej zaskakujący ruch

Nika Kwekweskiri miał być tylko uzupełnieniem składu Lecha. Początkowo przedstawiano go jako defensywnego pomocnika, aczkolwiek widać, że potrafi również wyjść do przodu. Gruzin wszedł z ławki w meczach z Radomiakiem oraz Wisłą Płock i próbował operować piłką na połowie rywala. Na ten moment trudno powiedzieć cokolwiek na temat jego gry, aczkolwiek może bardziej przydałby się Lechowi jesienią niż teraz? Na pewno na większą weryfikację przyjdzie czas dopiero, gdy Dariusz Żuraw pozwoli mu grać od pierwszej minuty.

Udany debiut Amerykanina

Aron Johannsson to najnowszy nabytek “Kolejorza” i można powiedzieć, że już przynosi efekty. Amerykanin z islandzkimi korzeniami otrzymał szansę gry od początku przeciwko Śląskowi i ją wykorzystał, zdobywając bramkę. W ostatnim ligowym starciu może trudno było się doszukiwać w jego zachowaniach na boisku niekonwencjonalnych zagrań, aczkolwiek drugi napastnik w Lechu ostatnio był na wagę złota. Nika Kaczarawa bowiem nie błyszczał, a Filip Szymczak doznał kontuzji, po której dopiero po nowym roku wrócił do gry. Czy nie za późno ten transfer, patrząc na eksploatację i problemy zdrowotne Mikaela Ishaka? Bez wątpienia, ale z drugiej strony – lepiej późno niż wcale. Może Johannsson przyczyni się do uratowania tego sezonu przez piłkarzy Lecha?

Pierwszy letni transfer

Poza tym Lech sfinalizował transfer, do którego dojdzie tak naprawdę dopiero latem. “Kolejorz” zapewnił sobie pozyskanie Radosława Murawskiego, który niegdyś był czołową postacią zespołu Piasta. Piłkarz w Turcji spisuje się bez zarzutu, aczkolwiek z końcem sezonu wygasa jego kontrakt, co już wykorzystały władze Lecha. I znowu – to byłby ciekawy transfer z myślą o pucharach, aczkolwiek Lechitom do nich na razie daleko. 26-latek zapewni w środku pola jednak większy spokój aniżeli Karlstrom, dzięki czemu Pedro Tiba będzie mógł częściej grać z przodu. Czy po powrocie będzie znów gwiazdą ligi? Niewykluczone.

Mimo transferów – kilka luk pozostało

Chociaż wydaje się, że Lech Poznań zimą dokonał solidnych wzmocnień, można dostrzec, że czegoś brakuje. Niewątpliwie w zespole przydałby się nowy skrzydłowy, choćby nawet ze względu na powrót do Maccabi Hajfa Mohammada Awwada. Owszem, ostatnio gola strzelił Jan Sykora, ale trudno powiedzieć czy Czech faktycznie wreszcie się przełamał, czy może w kolejnych meczach zaliczy zjazd. Poza tym Michał Skóraś jest kontuzjowany, a Jakub Kamiński na boisku musi grać często na kilku pozycjach, co jest zaletą, ale niekoniecznie dobrze świadczy o zespole i jego trenerze.

Możliwym posunięciem byłoby również pozyskanie, choćby na zasadzie wypożyczenia, nowej “dziesiątki”. Dani Ramirez w tym sezonie nie przypomina siebie z poprzedniego sezonu, a Filip Marchwiński może i ma talent techniczny, ale w jego grze brakuje konsekwencji. Może dobrym ruchem byłoby pozyskanie piłkarza, który dobrze spisuje się nie tylko jako ofensywny pomocnik, ale także skrzydłowy czy napastnik? Konkurencja w składzie mogłaby nieco zmobilizować wspomnianych piłkarzy.

Poza tym, przydatny mógłby się okazać nowy piłkarz na pozycji prawego obrońcy. Bohdan Butko wrócił z wypożyczenia i przeniósł się do Turcji, dlatego Alan Czerwiński jest jedynym nominalnym piłkarzem na tę pozycję. Piłkarz jeszcze w czasach gry w Zagłębiu grał regularnie, aczkolwiek każdy zespół aspirujący do miejsca nieco wyższego niż w środku tabeli powinien mieć zastępstwo dla podstawowych piłkarzy, szczególnie w defensywie. Chyba że Dariusz Żuraw zamierza tutaj dać szansę komuś z rezerw, jeśli zaistnieje taka potrzeba.

Wiosna będzie łatwiejsza niż jesień?

Lech Poznań zimą był niezwykle aktywny na rynku transferowym i pozyskał piłkarzy, którzy z czasem mogą mieć wpływ na wyniki. Mimo to, nie załatał do końca problemów w ofensywie, przez co Mikael Ishak czy Aron Johannsson będą mieli utrudnione zadanie. Również brak nominalnego zastępcy Alana Czerwińskiego może tutaj zwrócić uwagę. Należy jednak podkreślić, że największe błędy w transferach “Kolejorz” popełnił latem i teraz może tylko szukać szans, by się im przeciwstawić. Mimo wszystko, Lech na wiosnę rozegra mniej meczów niż jesienią. Na razie jednak nie widać, żeby uspokojenie rytmu meczowego miało wpływ na wyniki…

Fot. Przemysław Szyszka/lechpoznan.pl