Gry duchów – gdy kibic staje się zwykłym widzem

05.04.2021

W sytuacji, gdy covid-19 pochłonął już prawie 3 mln ludzkich istnień, niemoralnym byłoby narzekać, że kibicom zabrano możliwość delektowania się futbolem na żywo, wśród innych piłkarskich świrów. Zastanowić się natomiast możemy, jak w minionych 12 miesiącach zmienił się odbiór meczów bez ludzi, których stadion od zawsze był naturalnym środowiskiem.

Wielka pobudka

Narzekamy na to, że nasz ukochany sport został obdarty z jakichkolwiek emocji. Boje w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, w poszczególnych ligach czy starcia reprezentacji wyglądają niczym przedsezonowe sparingi. Puste stadiony, niegdyś tętniące życiem, przygnębiają. Niemcy nazwali to wprost „geiterspiele”, czyli gry-duchów. Coś co kiedyś było wypadkową kar za niewłaściwe zachowanie kibiców i ostrzeżeniem przed kolejnymi ekscesami, teraz stało się normą. Wszyscy robią co mogą, aby upozorować normalność. Organizatorzy umieszczają na trybunach kartonowe podobizny kibiców. Realizatorzy telewizyjnych transmisji podkładają głosy z archiwalnych meczów, aby widz przed TV choć po części mógł poczuć tą otoczkę. Jest to jednak tylko tania prowizorka, jak naprędce budowane osiedle domków jednorodzinnych w kultowym „Misiu”.

Nie ma nic bardziej pustego niż pusty stadion. Nie ma nic bardziej niemego niż miejsca pozbawione widzów – stwierdził Eduardo Galeano, urugwajski historyk i kibic piłkarski. I nie ma też bardziej trafnych słów, które opiszą to, co od ponad roku przeżywamy. Dziennikarz sportowy, prezenter, ale i naukowiec, David Goldblatt z kolei dodał: – To była wielka pobudka. Wyjaśnione zostało głębokie znaczenie piłki nożnej dla niezliczonej liczby ludzi jako spektaklu i zjawiska społecznego, gdy tłum wchodzi w interakcje z rzeczami na boisku. Nic dodać, nic ująć.

12 zawodnik w odstawce

Obecnie jesteśmy tylko niemymi odbiorcami futbolu. Nie mamy już na niego absolutnie żadnego wpływu. Na stadionie, nasz fanatyczny doping może dodać skrzydeł i ponieść ku wielkim rzeczom piłkarzy ukochanej drużyny. Presja trybun może również sprawić, że kolana ugną się pod graczami znienawidzonej drużyny przeciwnej. To jest to, o czym przy okazji fatalnej passy Liverpool FC na Anfield Road, wspominał na naszych łamach, dziennikarz Weszło FM, Wojciech Piela. – Mam takie wrażenie, że gdybyśmy mieli normalny świat i kibice byliby na Anfield, to Liverpool by tych sześciu meczów z rzędu u siebie nie przegrał. Oczywiście nie byłoby też tak, że wszystkie by je wygrał i cały klub opierał się tylko na fanach. Ten rozjuszony tłum mógłby jednak sprawić, że rywal raz czy dwa nie wytrzymałby w obronie – stwierdził.

W mało której dziedzinie życia, zwykły widz ma wpływ na to, co może się wydarzyć. W kinie czy teatrze możemy emocjonować się filmem czy sztuką, ale każde z tych przedstawień zostało już dawno wyreżyserowane, a my dostajemy już gotowy produkt. Na koncercie możemy dać się ponieść atmosferze, ale tu przecież dany artysta decyduje, jaki przebieg będzie miał jego występ. Meczu nie da się wyreżyserować, włożyć w ramy sztywnego scenariusza, przewidzieć jego przebieg. Nie bez powodu kibic był od zawsze określany mianem „12 zawodnika”. Choć doskonale o tym wiedzieliśmy, dopiero teraz przekonaliśmy się, że te słowa to bynajmniej nie pusty frazes.

Przedłużające się zamknięcie trybun to również poważne zagrożenie dla kultury kibicowskiej. Współczesny futbol to bowiem od lat walka ducha z materią. Z jednej strony, traktujemy kluby jako jeden z fundamentalnych elementów lokalnej społeczności. Z drugiej, kluby to przecież także globalne marki, dla których pandemia to przede wszystkim gigantyczne straty finansowe. FIFA w 2020 roku wyliczyła je na 14 miliardów euro. 2021 rok jest póki co o tyle lepszy, że na razie większość rozgrywek, zarówno klubowych, jak i międzynarodowych, przebiega zgodnie z planem. Deficyt będzie zatem mniejszy. Ale wciąż będzie. A kto za to zapłaci? Cytując inżyniera Mamonia z nieśmiertelnego „Rejsu”: Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana.

Ściany już nie pomagają

Brak kibiców może nie przewrócił futbolu kompletnie do góry nogami. Nie byliśmy póki co świadkami spektakularnych upadków światowych futbolowych potęg i zarazem, powstań nowych piłkarskich imperiów na gruzach tych starych. Niemniej, oglądając uważnie mecze ligowe i pucharowe, nie trudno dojść do konstatacji, że nic nie jest jak dawniej.

W futbolu nagminnie zaczęły bowiem padać wyniki hokejowe. Ilość takich rezultatów w ostatnim czasie zdecydowała przekraczała dotychczasową normę. Przykładów daleko nie trzeba szukać – słynny ćwierćfinał Champions League z poprzedniego sezonu – Bayern-Barcelona (8:2), czy też starcie Aston Villi Birmingham z Liverpoolem (7:2). – Brak presji trybun spowodował, swobodne podejście do futbolu wielu klubów, stąd tak co tydzień w którejś lidze zdarzają się takie dziwaczne rezultaty – stwierdził Andrew Warshaw z Instytutu Międzynarodowego Futbolu.

Zwróćmy też uwagę jak na znaczeniu stracił atutu własnego boiska. Za przykład na poparcie tej tezy niech posłużą nam pierwsze mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Pomijając starcia RB Lipsk – Liverpool FC i Atletico Madryt – Chelsea, które odbywały się na neutralnym gruncie, w pozostałych przypadkach, własny stadion nie był dla gospodarzy żadnym atutem. PSG zwyciężyło z Barceloną aż 4:1, Borussia Dortmund pokonała Sevillę 3:2, Bayern rozbił Lazio 4:1, z kolei Real Madryt i Manchester City przed rewanżami zanotowały sporą zaliczkę w postaci zwycięstw 1:0 z Atalantą i 2:0 z Borussią Moenchengladbach. Jedynie FC Porto było w stanie wygrać u siebie z Juventusem. Na sześć meczów, w aż pięciu triumfowali goście. I żadna z tych ekip, nie roztrwoniła przewagi w rewanżu. To dokładnie obrazuje jakich czasów dożyliśmy.

Tępy dźwięk

Nie jest jednak tak, że tylko my kibice, ubolewamy z powodu aktualnego stanu rzeczy. Piłkarze również nie potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Możliwa gra bez wsparcia z trybun od zawsze jawiła im się jako koszmar. Temat ten w swojej autobiografii „Magia w grze. Moja historia” poruszał Mesut Oezil, na długo przed tym, gdy bramy wejściowe na wszystkie stadiony świata zostały przed piłkarskimi fanami zatrzaśnięte na cztery spusty. Był sezon 2006/2007, gdy Schalke 04 Gelsenkirchen podejmowało u siebie Bayern Monachium. „Die Koenigsblauen” zawodzili wtedy na całej linii, więc kibice urządzili protest. Milczeli dokładnie 19 minut i 4 sekundy, a długość ich bojkotu nawiązywała do daty powstania klubu. Tak ten moment zapamiętał, wchodzący wówczas do zespołu z Zagłębia Ruhry przyszły reprezentant Niemiec.

Wszystko wydawało się takie nienaturalne, nierealne. Słyszałem tępy dźwięk odbijającej się od nogi piłki podczas podań. Słyszałem też oczywiście okrzyki fanów Bayernu, gdy ich piłkarze rozgrywali udane akcje. To nie miało nic wspólnego z piłką nożną. To wtedy po raz pierwszy poczułem, jak doping fanów potrafi uskrzydlić piłkarzy. Który zawodnik ma ochotę biegać, gdy na stadionie panuje grobowa cisza? Jednak gdy bolą uszy, bo panuje tak wspaniała atmosfera, to możemy biegać, nawet jeśli czujemy, że płoną nam uda” – pisał. Dopiero po upływie 20 minut, fani niebiesko-białych wrócili do dopingu, a ich pupile zremisowali z „Bawarczykami” 2:2.

Umówmy się, często zdarzało nam się nie doceniać wkładu kibiców w piłkarskie widowisko. Narzekaliśmy na natężenie bluzgów z ich strony w trakcie spotkań, większe skupienie się na kwestiach oprawy, pirotechniki czy szeroko pojętej otoczki, aniżeli samego meczu. Bez nich jednak ta zabawa w kopanie skórzanej kuli, nie ma jednak większego sensu.

Wszystko w naszych rękach

Ile jeszcze potrwa ten stan rzeczy? Ile jeszcze, zamiast prawdziwego futbolu, oglądać będziemy grę duchów? Wszystko zależy od tempa szczepień w danych krajach. W Rosji np. już od dłuższego czasu kibice są wpuszczani na trybuny. W Anglii ambitny plan zakłada, że zaplanowany na 25 kwietnia finał Curling Cup na Wembley obejrzy 8000 widzów. Także ostatnia kolejka sezonu 2020/2021 w Premier League ma stać pod znakiem wielkiego powrotu fanów na stadiony (oczywiście w ograniczonej liczbie). Jeśli gdzieś też ma się odbyć EURO 2020 z powszechnym dostępem do meczów dla sympatyków futbolu, to jedynie w Wielkiej Brytanii, która wzorowo wywiązuje się z kwestii szczepień.

Wszystko teraz w rękach rządów poszczególnych krajów, medyków oraz nas samych. Los futbolu taki jaki zapamiętaliśmy z ery przedcovidowej, znów zależy od nas.