Czy mentalny karzeł będzie jeszcze potworem? W Lidze Mistrzów ostatnia nadzieja Liverpoolu

10.03.2021
Ostatnia aktualizacja 27 czerwca, 2023 o 14:39

Z faktu, że sezon 2020/2021 nie będzie dla Liverpool FC tak magiczny jak rozgrywki 2019/2020, wszyscy kibice zdawali sobie doskonale sprawę. Nikt nie spodziewał się jednak takiej degrengolady, jaka ma miejsce od początku 2021 roku. Osiem porażek od stycznia, w tym sześć z rzędu u siebie, to rzecz bez precedensu w 127-letniej historii klubu z miasta Beatlesów.

Podstawowe pytanie zatem brzmi, czy da się logicznie wytłumaczyć to, co ostatnimi czasy dzieje się z „The Reds”? – Sam Jürgen Klopp mówi, że jeżeli ktoś to wytłumaczy, to tak jakby namalował arcydzieło albo napisał wielką pozycję książkową. I to są takie rzeczy, których nawet sam Klopp nie jest w stanie wyjaśnić – obrazowo przedstawia nam sytuację na Anfield Road, Wojciech Piela, dziennikarz Weszło FM.

Samotność na Anfield

Ma on jednak swoją teorię, co mistrzom Anglii w tym trudnym okresie szczególnie by pomogło. – Mam takie wrażenie, że gdybyśmy mieli normalny świat i kibice byliby na Anfield, to Liverpool by tych sześciu meczów z rzędu u siebie nie przegrał. Oczywiście nie byłoby też tak, że wszystkie by je wygrał i cały klub opierał się tylko na fanach. Ten rozjuszony tłum mógłby jednak sprawić, że rywal raz czy dwa nie wytrzymałby w obronie – podkreśla Piela.

Wiadomo jednak, że nie tylko Liverpool jest osamotniony brakiem kibiców. W takiej sytuacji jest każdy klub w Europie. Piela zaznacza również, jak bardzo loty obniżyła większość czołowych podopiecznych Kloppa.

Już tak skuteczni nie są boczni obrońcy, a to na nich opierała się ofensywa drużyny w ostatnich latach. W dwóch poprzednich sezonach, Trent Alexander-Arnold i Andrew Robertson mieli mnóstwo asyst (odpowiednio 30 i 26, w bieżącej kampanii zaś obaj mają na koncie po pięć decydujących podań – przyp. mk), w tym ich gra została już rozczytana przez obrońców. Słabnie również z każdym rokiem Roberto Firmino, który ma najmniej goli od trzech lat. W środku pola brakuje również Jordana Hendersona. Z konieczności wiele spotkań w tym sezonie rozgrywał na pozycji stopera i dopiero wówczas wielu ludzi zauważyło, jak wiele traci zespół, gdy nie ma go w centrum drugiej linii. Więcej oczekiwano również po Thiago Alcantarze. On może jakiś wielkich błędów nie popełnia, ale też swoimi podaniami nie daje wiele Liverpoolowi – wylicza Wojciech Piela.

Problemem jest również wąska kadra, która sprawia, że Klopp nie ma możliwości zaskoczyć czymś rywala. – Cały czas jest to granie na jedno kopyto i ustawienie 1-4-3-3. Nie ma możliwości, by Liverpool zagrał w składzie np. z rozgrywającym, w systemie 1-4-2-3-1,  bo nie ma piłkarza o takiej charakterystyce. Nie może również zagrać w taktyce z trójką z tyłu, bo nie ma trzech klasowych stoperów. Rywale więc już dawno w grze tego zespołu się połapali. Jest szereg błędów, szereg niedociągnięć, ale skala tego wszystkiego i tak przekracza wyobrażenie, bo „The Reds” nigdy w historii sześciu meczów u siebie nie przegrali. To także pokazuje w jak trudnym momencie się znaleźli – dodaje dziennikarz Weszło FM.

Zgubiona pewność siebie

Jamie Carragher nie miał litości dla swoich młodszych kolegów. W jednym z wywiadów podkreślił, że jeszcze niedawno Liverpool FC był mentalnym potworem, dziś zaś jest jedynie mentalnym karłem. Czy to jednak nie zbyt radykalna opinia? – W obecnej sytuacji mało jest radykalnych opinii, bo to jest degrengolada totalna. Na Liverpool nie da się obecnie patrzeć. Zawsze jego cechą charakterystyczną było to, że nawet jak tracił gola, potrafił się zmobilizować i odrobić straty. W ostatnim czasie nie jest zaś w stanie odpowiednio zareagować, co pokazuje, że tej pewności siebie brakuje – zgadza się Piela.

Niepokoi również fakt, że koncepcja na grę chyba wyczerpała się Kloppowi. Mało jest strzałów z dystansu, brakuje ruchliwości i pomysłowości, gdy rywal dobrze się ustawi – dodaje dziennikarz Weszło FM.

Po 28. kolejkach, Liverpool jest na 8. miejscu w tabeli Premier League. Do czwartej Chelsea traci już siedem punktów. Jedyną nadzieją na uratowanie tego sezonu jest więc dobry występ w Lidze Mistrzów.

Powiew optymizmu

W 1/8 finału piłkarze Kloppa wygrali „umownie” na wyjeździe z Red Bull Lipsk 2:0 (mecz bowiem odbywał się w Budapeszcie). Patrząc jednak na ich aktualną dyspozycję, nawet taka zaliczka nie uspokaja kibiców przed rewanżem.

Coś się w końcu udało „The Reds” i był to taki powiew optymizmu. Faktem jest też jednak, że Liverpool nie był zdecydowanie lepszy od zespołu z Lipska. Red Bull jak na siebie też zagrał słabo, widać u nich wyraźnie brak klasowego napastnika po odejściu Timo Wernera. Niemniej Anglicy głównie korzystali z błędów, jakie popełniała drużyna Juliana Nagelsmanna. Sami z siebie wielu dogodnych sytuacji też nie potrafili stworzyć. Można powiedzieć, że Liverpool nie wypracował tak dobrych okazji, jakie wypracował mu Red Bull. Błędy Niemców też nie były jednak efektem pressingu Liverpoolu czy jego aktywnej postawy.– nawiązuje Wojciech Piela do pierwszego meczu tych ekip w Budapeszcie.

Piela przyznaje więc, że przed rewanżem to Liverpool jest bliższy awansu do ćwierćfinału, ale…-  Patrząc jednak na ostatnią formę Liverpoolu rewanż zapowiada się na bardziej ciekawy niż byłby w normalnych okolicznościach. Przy nawet lekkim kryzysie, wyjazdowe zwycięstwo 2:0 sprawiałoby, że te emocje w drugim spotkaniu były co najwyżej letnie, a tak z pewnością będzie walka od pierwszej minuty – kończy nasz rozmówca.