Sen o potędze w Lublinie. Motor gra z Legią w Pucharze Polski

01.12.2021

Półtora roku minęło od informacji o przejęciu klubu przez Zbigniewa Jakubasa. Motor Lublin trafił w ręce jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Plany są ogromne, z pozoru wszystko wygląda bardzo dobrze. Czy aby na pewno? Przyglądamy się lublinianom z bliższej perspektywy.

W czerwcu ubiegłego roku Zbigniew Jakubas powiedział, że za rok Motor Lublin ma zagrać ligę wyżej – na zapleczu Ekstraklasy. Tak się jednak nie stało. Żółto-biało-niebiescy nadal są na trzecim szczeblu rozgrywek i trudno nie odnieść wrażenia, że idzie im po prostu słabo, jak na ambicje i postawione cele. Tym głównym jest awans do Ekstraklasy najpóźniej do 2025 roku. To sporo czasu. Zakładając nawet brak awansu w obecnym sezonie, później pozostają trzy lata na dwie promocje. Nadal zapas czasowy będzie. Ale nie o to chyba w tym projekcie chodziło.

„Warszawski zaciąg”

Tak się mówi o wielu osobach wokół klubu z przeszłością w Legii Warszawa. Trasa S17 na linii Warszawa – Lublin jest już niemal gotowa. Do stolicy można dojechać w półtorej godziny bez zbędnego pośpiechu. Jednak nie wszystkim jest po drodze z taką sytuacją na Arenie Lublin. Marek Saganowski i Kacper Marzec w sztabie szkoleniowym, Bogusław Leśnodorski w radzie nadzorczej oraz Michał Żewłakow w roli dyrektora sportowego. Tak do niedawna wyglądało zestawienie osób związanych w przeszłości z Legią.

Już nie wygląda, gdyż z pracą pożegnał się ten ostatni. Trzeba przyznać, że rok pracy był i tak długim okresem. Żewłakow w tym czasie wsławił się dwiema rzeczami. Najpierw wypadkiem samochodowym spowodowanym po pijaku. To nie rzutowało na jego pracę. Natomiast kibice mieli mnóstwo pretensji na komentowanie meczów w Canal+, które musiało odbijać się w jego roli w Motorze. Największy niesmak był 7 listopada. Wówczas lublinianie skompromitowali się na Kaszubach, przegrywając 0:3 z Radunią Stężyca. Dwie godziny później Żewłakow niewzruszony skomentował przy Łazienkowskiej spotkanie Legii ze Stalą Mielec. Dzień później oficjalnie zakończyła się współpraca byłego reprezentanta Polski z lubelskim klubem.

Z kolei Bogusław Leśnodorski sam przyznaje, że jego udział w klubie jest znikomy. Ma pełnić rolę doradczą i w zasadzie trudno mówić o jego działaniach, które mają wpływ na codzienną rzeczywistość w Lublinie. Zresztą jego konto twitterowe znacznie aktywniejsze jest w momencie meczów Legii.

Gorąco wokół klubu

Ostatnie tygodnie to nie był spokojny czas wokół Motoru Lublin. Piłkarze zanotowali długą serię meczów bez wygranej. Wiele remisów, aż przyszedł wspomniany wyjazd do Steżycy. Porażka 0:3 w fatalnym stylu mocno wkurzył kibiców, którzy udali się na tamto spotkanie. Po meczu krzyknęli piłkarzom kilka mocniejszych słów. Kontynuacja tej historii miała miejsce 600 kilometrów stamtąd, już na Arenie Lublin.

Motor wygrał z Wisłą Puławy 4:1, jednak po spotkaniu piłkarze wspólnie uznali, że nie podejdą pod sektor H, skąd prowadzony jest doping. Skończyło się na kolejnych mocnych okrzykach. Wtedy do gry wkroczyła prezes Marta Daniewska pokazując środkowy palec w stronę trybun. W późniejszym oświadczeniu tłumaczyła się, że była wyzywana przez niektóre osoby wśród kibiców. Oświadczenie jednak niczego nie zmieniło, tym bardziej że klub poza publikacją na stronie internetowej, nie zdecydował się na publikacje w social mediach…

Zamieszanie na linii piłkarze – kibice szybko zostało zakończone na spotkaniu, które pomogło zbliżyć obie strony. Co innego z panią prezes. Wydaje się, że swoim zachowaniem spaliła za sobą mosty i jej dalsza obecność na stanowisku nie będzie mile widziana na trybunach.

Drużyna bez rozwoju

Gdy Marek Saganowski zimą ubiegłego roku przejmował Motor Lublin, wówczas ten był w środku tabeli II ligi. Było wiadome, że szansę na bezpośredni awans są znikome. Po cichu mówiło się o barażach. Te jednak nie nastąpiły po średniej wiośnie. Żółto-biało-niebiescy długo męczyli się ze swoją grą. Rywale widzieli zespół, który ma ogromne kłopoty z atakiem pozycyjnym. Do 30. metra przed bramką rywala wszystko szło zgodnie z planem. Później takowego już brakowało. Skończyło się dopiero na 9. miejscu w tabeli, choć do szóstej Skry zabrakło dwóch punktów. A to częstochowianie dzisiaj grają w I lidze i mimo bycia „bezdomnym” całkiem dobrze radzą sobie w roli beniaminka.

W obecnym Motor jest na ósmym miejscu w tabeli, a może być dziewiąty, gdy Garbarnia wygra swój zaległy mecz. To właśnie obraz tego, że zespół się nie rozwija, jak miał to robić. Marek Saganowski ma za sobą 40. meczów w roli trenera. Mimo tego cały czas powtarza o budowie zespołu. Zapytany – przez autora tego tekstu – na konferencji przedmeczowej o to, kiedy skończy się budowa, wyznaczył okres po zimie. Przerwa między rundami ma być okresem, w którym lublinianie dokonają korekt w składzie i będą znacznie mocniejsi na wiosnę.

Trudno powiedzieć czy tak będzie. Na dzisiaj drużyna opiera się na kilku indywidualnościach. Sezon kapitalnie rozpoczął Michał Fidziukiewicz. Do końcówki września strzelił aż 13 goli. Odjechał wszystkim w klasyfikacji strzelców. Później jednak w dziewięciu meczach strzelił tylko dwa gole – oba w starciu z Wisłą Puławy. To zresztą było jedyne wygrane – ligowe – spotkanie żółto-biało-niebieskich od połowy września! Od jego goli zespół jest niezwykle uzależniony. Podobnie zresztą jak od postawy Sebastiana Madejskiego w bramce. Wśród pozostałych zawodników pozytyw można wyciągać przy Piotrze Ceglarzu w linii pomocy, ostatnie tygodnie niezłe prezentuje Damian Sędzikowski na skrzydle. Równą dyspozycje dają także stoperzy. W ich przypadku nie można narzekać, wszak defensywa nie zawodzi.

***

Z zewnątrz wszystko wygląda ładnie. Motor Lublin ma bogatego właściciela, znanego trenera – z boiska – oraz piękny stadion. Buduje się centrum treningowe itd. Szkopuł w tym, że na dzisiaj niewiele funkcjonuje, jak należy. Piłkarsko zespół jest w środku tabeli II ligi, a miał walczyć o awans. Na dzisiaj już wiadomo, że baraże to będzie główny cel zespołu na wiosnę. Atmosfera wokół klubu także nie jest najlepsza.

Być może dzisiejszy mecz z Legią Warszawa to zdecydowanie poprawi. Przed Motorem Lublin szansa na powtórzenie największych sukcesów z Pucharu Polski. W nim dwukrotnie lublinianie byli w 1/4 finału. Ostatni raz w sezonie 1981/1982, czyli 40 lat temu. Dziesięć sezonów później ostatni raz mieli okazje mierzyć się z pierwszym zespołem Legii Warszawa. Dla stolicy województwa lubelskiego to będzie zatem wielkie święto futbolu. Dla mieszkańców to miła odmiana po wielu latach gry w III lidze, gdy oglądali zespoły Sokoła Sieniawa, Jutrzenki Giebułtów przy Wiślan Jaśkowice. Na kilka godzin przed meczem wiadomo, że dzisiaj na trybunach zasiądzie ponad 14 tysięcy kibiców. Jest także szansa na pobicie rekordu stadionu, który ustanowiła kadra U21 podczas Euro w 2017 roku grając przeciwko Szwecji.

Fot. Robert Romaniuk(Motor-Skra z ubiegłego sezonu)