Lewandowski, Milik, Piątek i reszta. Kapitalny atak w najważniejszym momencie

22.03.2022

Za dwa dni Szkocja, a siedem ktoś z duetu Szwecja/Czechy. Z niecierpliwością czekamy na dwa marcowe mecze reprezentacji Polski. Czeka także Czesław Michniewicz na debiut. Miał mieć do dyspozycji pięciu napastników, będzie czterech. Jednak nie ich liczba, ale jakość może cieszyć. Wszyscy pokazują, że 2022 rok to udany czas dla nich. Oby swoją dyspozycje przekuli na kadrę.

Pamiętacie tego tweeta Zbigniewa Bońka?

Minęły cztery lata i trochę się ten tweet brzydko zestarzał. Lewandowski swój pułap zwiększył, Arkadiusz Milik zmienił otoczenie i się odbudował. Reszta raczej poszła w dół ze swoimi karierami. Jednak dzisiaj możemy być zadowoleni ze stanu posiadania w pierwszej linii. Przeanalizowaliśmy sobie liczby naszych reprezentantów w nowym roku. Co u nich słychać?

Lewandowski i rekordy, odcinek kolejny

Po raz piąty w karierze przekroczył granicę przynajmniej 30. goli w jednym sezonie Bundesligi. To kolejny rekord Gerda Mullera, który udało mu się dogonić. Tylko legendarny Niemiec do tej pory osiągnął tę granicę. Lewy ponownie będzie chciał przebić granicę, do której dotarł niecałe dwanaście miesięcy temu. Mowa o rekordzie bramek w jednym sezonie Bundesligi. Na dzisiaj 31 trafień, czyli jeszcze potrzebuje 11 sztuk w siedmiu meczach do przebicia własnego rekordu. Przy okazji nasz napastnik ma już 308 goli we wszystkich bundesligowych meczach. To oznacza, że do Gerda Mullera traci już tylko 57 bramek. Jeśli Lewandowski przedłuży kontrakt z Bayernem przynajmniej o rok – do 2024 roku – wówczas sezon 2023/2024 powinien być tym, w którym Lewy wymaże kolejny rekord Niemca z tablicy wyników.

W tym roku bilans bardzo dobry. Dwanaście meczów i 15 goli, licząc wszystkie rozgrywki. Konkretniej byłoby powiedzieć, że strzelał w ośmiu. Nie trafiał przeciwko Herthcie, Eintrachtowi czy Bayerowi. Były jednak trzy dublety i już dwa hat-tricki. Pierwszy z Koln w lidze, drugi z Salzburgiem w Lidze Mistrzów.

Przekonać trenera

Jorge Sampaoli długo opierał się na regularne występ Arkadiusza Milika. A to brak zaangażowania Polaka w grę, a to chęć gry z fałszywą „9” itd. Wiele mówiło się o niechęci Argentyńczyka do Polaka, a także konflikcie obu panów. Ostatecznie Arkadiusz Milik zrobił najlepsze, co mógł – strzelał gole. W Lidze Konferencji Europy już cztery sztuki. To jego bramki w domowych meczach z Karabachem i Basel pomogły w awansie do 1/4 finału.

W lidze bywało różnie. Rok rozpoczął od meczu opuszczonego przez koronawirusa. Potem podstawowy skład i… spotkanie na ławce. Kilka minut w Lyonie, aż przyszedł 4 lutego i spotkanie z Angers. Olympique Marsylia rozpoczął od 0:2 po 10. minutach. Potem jednak koncert Polaka. Hat-trick, a OM wygrało 5:2. Jak się okazało, osiem dni później Milik znowu na ławce. Wstał z niej, strzelił gola na wagę 3 punktów w Metz. Od tamtej pory praktycznie już tylko podstawowy zawodnik. Co ciekawe w tym czasie zaliczył przerwę trzech gier bez gola. Jednak ostatnie dwa spotkania przed reprezentacyjną przerwą to kolejne trafienia. Z Brestem gol i asysta, przeciwko Nicei jedna bramka – otwierająca mecz.

Renesans we Florencji

Skoro Florencja jest kolebką renesansu, a francuskie słowo oznacza odrodzenie, to Krzysztof Piątek nie mógł lepiej trafić. Pobyt w Berlinie może uznać za zdecydowanie nieudany. Hertha nie miała pomysłu na zagospodarowanie naszego reprezentanta. „Pjona” żyje z podań kolegów, a tam ich nie dostawał. W tym sezonie jeden gol, a łącznie ledwie 13 w 58. występach. Statystyki bardzo marne. Znacznie lepiej sprawa wygląda po powrocie do Włoch. 13 stycznia rozegrał swoje pierwsze minuty. Dwa miesiące wystarczyły, by przekonać wszystkich do swojej osoby.

Na Artemio Franchi trafił jeszcze, gdy był tam Dusan Vlahović. Wiele osób pukało się w głowę na takich ruch. Jednak Serb błyskawicznie zamienił Florencję na Turyn i zwolnił miejsce w ataku. Jedenaście meczów i sześć goli to dobry rezultat, chociaż statystyki poprawił zdecydowanie w rozgrywkach Pucharu Włoch. Jest oczywiście łyżka dziegciu w beczce miodu. Mowa o rzutach karnych. Zdążył już dwa zmarnować – jeden dobity w Bergamo. Jednak zdecydowanie możemy mówić, że Krzysztof Piątek odżył we Fiorentinie.

Amerykański duet

Adam Buksa od dłuższego czasu cieszy nas formą za Oceanem Atlantyckim. Obecne rozgrywki – od końcówki lutego – rozpoczął spokojnie. Za nim 5 meczów, w których strzelił dwa gole. Co ciekawe w miniony weekend dostał wolne od trenera i dzięki temu mógł szybciej przylecieć do Polski na zgrupowanie. Buksa w eliminacjach pokazał się z bardzo dobrej strony. Strzelił łącznie 5 goli, chociaż uczciwie trzeba powiedzieć, że tylko jednego poza meczami z San Marino. Jednak w suchych liczbach jego reprezentacyjny bilans wygląda imponująco – 5 meczów i 5 goli.

Karol Świderski też nie może narzekać na swój dorobek w kadrze. 14 meczów i 6 goli to wyniki więcej niż przyzwoite. Na pewno lepsze niż te z obecnego sezonu. W barwach PAOK-u 29 meczów i zaledwie 4 gole. To jednak nie przeszkodziło mu w transferze do MLS. „Świderek” wszedł do ligi z buta. Trzeci mecz w barwach Charlotte FC i dublet przeciwko New England Revolution. To właśnie w tym meczu nie zagrał Buksa. Świderski szansę wykorzystał, ale niestety doznał także kontuzji. To blokuje jego przyjazd na kadrę.

Bilans powołanych napastników do reprezentacji Polski za rok 2022:

Robert Lewandowski – 12 meczów: 15 goli
Arkadiusz Milik – 15 meczów: 12 goli
Krzysztof Piątek – 11 meczów: 6 goli
Adam Buksa – 5 meczów: 2 gole*
Karol Świderski – 6 meczów: 2 gole**

* – sezon w MLS rozpoczął się pod koniec lutego
** – transfer do MLS, gdzie sezon rozpoczął się przed chwilą. Nie przyjechał na zgrupowanie ze względu na kontuzje

***

To nadal jest zestaw, w którym centralną postacią jest Robert Lewandowski. Napastnik Bayernu Monachium to gwiazda numer jeden i wokół niego wszystko będzie się kręcić. Cieszy także, że do strzelania na swoim poziomie wrócili Milik oraz Piątek. Miniony rok także pokazał, że Buksa ze Świderskim potrafili być wzmocnieniem kadry i dać ważne gole podczas eliminacji. Na dzisiaj o tę pozycję możemy być spokojni.