Wychowanek i wieczna „zapchajdziura”. Nacho lekiem na kłopoty Realu

26.04.2022

Nigdy nie będzie gwiazdą. Nie jest także postacią drugoplanową. Jednak bez niego trudno sobie wyobrazić Realu Madryt. Zwłaszcza kolejni trenerzy, którzy dziękują Bogu, że mają do dyspozycji zawodnika uniwersalnego i nie marudzącego. Na pierwszy rzut oka Nacho Fernandez nie jest materiałem na idola dla młodych kibiców. Nie sposób nie docenić jego wkładu w sukcesu Los Blancos.

Wpisujemy w wyszukiwarkę na Youtube frazę „Nacho Fernandez”. Jako pierwszy wyskakuje… Argentyńczyk dzisiaj grający w Atletico Mineiro, a do niedawna w River Plate. To chyba najlepiej pokazuje skalę popularności wychowanka Realu Madryt. Jednak nijak się ma do jego przydatności dla zespołu.

***

Jose Mourinho może zostać okrzyknięty tym trenerem, który na dobre „wynalazł” Nicole Zalewskiego w Romie. Tak samo może o portugalskim szkoleniowcu powiedzieć Nacho Fernandez. Wychowanek Realu Madryt nigdy nie był pierwszym wyborem, a mimo tego już dziewiąty sezon gra w barwach pierwszego zespołu Realu Madryt, będąc jednym z najbardziej utytułowanych Hiszpanów w historii klubowej piłki.

Debiut przypadł na ciekawy moment. Tuż po zremisowanym klasyku na Santiago Bernabeu, Real Madryt jechał na Mestalla w końcówce sezonu 2010/2011. Był 23 kwietnia 2011 roku, a zatem 11 lat i trzy dni temu, gdy Nacho Fernandez dostał 90 minut przeciwko jednemu z największych ligowych konkurentów w ostatnim czasie. Los Blancos wyszli w eksperymentalnym zestawieniu. Na ławce Ozil, Cristiano Ronaldo, Xabi Alonso, Pepe czy Marcelo. Do przerwy już było 4:0, a skończyło się na 6:3 dla ekipy Mourinho. Później jeszcze spotkanie z Zaragozą, jesienią ochłapy w Pucharze Króla i na kolejne granie czekał… półtora roku.

Debiut Nacho przeciwko Valencii (źródło: Transfermarkt)

Gdyby wypisać piłkarzy bardziej spektakularnych od Nacho, to w obecnej kadrze Realu Madryt prawdopodobnie znaleźlibyśmy ponad 20 ciekawszych nazwisk. Zarówno pod względem piłkarskim, jak i marketingowym. Mimo tego chyba nie sposób sobie wyobrazić kadrę Los Blancos bez ich wychowanka. Obecnie jest jednym z trzech, obok Daniego Carvajala i Lucasa Vazqueza, regularnie grającym wychowankiem.

***

Ostatni sezon w barwach Castilli – rezerwach – przypadło mini-Clasico, czyli starcie z Barceloną B. 25 sierpnia minie 10 lat od tamtej pory, a warto przypomnieć sobie tamten czas. Wówczas Nacho był kapitanem drugiego zespołu Los Blancos w roli środkowego obrońcy. Na prawej stronie defensywy Fabinho, w ataku Jese, na skrzydle Denis Czeryszew, a na ławce dodatkowo Lucas Vazquez czy Raul de Tomas. Sporo dobrze znanych nazwisk, a wśród nich także brat Nacho – Alex Fernandez grający dzisiaj w barwach Cadizu. Na marginesie warto dodać, że były gratulacje od starszego brata za niedawny triumf Andaluzyjczyków na Camp Nou.

Debiutował na tym poziomie cztery lata wcześniej przeciwko Sangonerze na poziomie trzeciej ligi. Wtedy jednak nie miał tak ciekawego towarzystwa wokół siebie. Ze znanych postaci Antonio Adan, a kibice powinni także kojarzyć Alberto Bueno, Adama Szalaia. Warto dodać, że grał z nim m.in. Miguel Palanca, czyli późniejszy piłkarz… Korony Kielce. Na ławce trenerskiej? Julen Lopetegui. Jak widać kontynuacja tamtych czasów jest widoczna i dzisiaj. Różnica jest taka, że Nacho z tego grona zgarnął w futbolu, obok Lucasa Vazqueza zdecydowanie najwięcej. Na swoją karierę narzekać nie może Fabinho, z którym ten duet może się spotkać w finale Ligi Mistrzów.

Gdyby jednak wypisać całe towarzystwo, z jakim miał do czynienia tylko w rezerwach, nazwiska robiłyby wrażenie. Diego Llorente, Casemiro, Fabinho, Denis Czeryszew, Jese, Raul de Tomas, Alvaro Morata, Dani Carvajal, Pablo Sarabia, Marcos Alonso, Rodrigo Moreno, Dani Parejo to tylko wierzchołek góry lodowej. Zawodnicy, którzy grają lub grali na najwyższym poziomie. Nie wymieniliśmy dziesiątek nazwisk piłkarzy spotykanych na boiskach LaLiga, ale w słabszych klubach. Ponadto było sporo polskich wątków. Santiago Villafane, Javi Hernandez czy Miguel Palanca później trafili do naszych klubów. Nacho mijał się także w klubowych korytarzach z Kamilem Glikiem, Krzysztofem Królem czy Szymonem Matuszkiem, którzy wtedy byli na granicy zespołu B i C, z naciskiem na ten drugi.

Zapchajdziura czy uniwersalność??

Niektórzy mówią, że jeśli jesteś dobry wszędzie, to tak naprawdę nie jesteś nigdzie dobry… Uniwersalność ma swoje dwa oblicza. Z jednej strony multum możliwości do gry, pod kątem pozycji. Z drugiej zazwyczaj wszędzie… jesteś ostatni w kolejce. W ten sposób można rozpatrywać właśnie Nacho Fernandeza. To zresztą widać po liczbach, jakie rozgrywał przez długi czas. Rozpocznijmy od sezonu 2012/2013, gdy nie były to epizody, ale jakieś szansę:

12/13: 13 meczów
13/14: 19
14/15: 22
15/16: 22
16/17: 39
17/18: 42
18/19: 30
19/20: 10
20/21: 33
21/22: 36*

Obecne rozgrywki mogą być rekordowe. Do końca sezonu Real rozegra jeszcze siedem lub osiem meczów. Nadal jednak widać, że to nie jest pierwszy wybór. Nie licząc sezonu 2019/2020, gdy był poszkodowany przez kontuzje, mówimy o piłkarzu 32-letnim, który tylko pięć razy przekroczył granicę 30. spotkań.

Przy czym granicę 3000 minut przekroczył dopiero w wieku 27 lat, jednocześnie bijąc wcześniej pierwszy raz granicę 2000 minut. Warto jednak dodać, że granicę 3000 minut przekroczył ledwie dwa razy w karierze i niewiele zapowiada, by w obecnym miał nadejść trzeci raz. Ile potrzebnych jest meczów, by dobić do takich liczb? Przynajmniej 34. To nie jest jakaś wielka liczba, skoro w tym sezonie Real Madryt wybiegnie na boisko 55 lub 56 razy, jeśli uda mu się awansować do finału Ligi Mistrzów.

W skali drużyny jest dzisiaj na 13. miejscu. Wysoko? Jest m.in. przed Rodrygo, Marco Asensio czy Eduardo Camavingą. W hierarchii obrońców za Ederem Militao, Davidem Alabą, Ferlandem Mendym, Lucasem Vazquezem i Danim Carvajalem. Czyli szósty w kolejności do gry. Trzeci na pozycji środkowego obrońcy, drugi na lewej stronie defensywy i drugi/trzeci – w zależności od potrzeb – na prawej obronie. Niczym Adaś Miauczyński, wiecznie drugi.

Gwoli ścisłości warto dodać, że przy okazji sezonu 2017/2018, gdy rozegrał 3282 minuty był 10. w hierarchii drużyny. Wyprzedził nawet Karima Benzemę! Co ciekawe jednak wśród obrońców był… piąty. Varane trzeci, Ramos czwarty, Marcelo szósty, Carvajal ósmy. Nawet wtedy nie był w stanie przebić szklanego sufitu.

Cukrzyca nie przeszkodziła

W wieku 12 lat zdiagnozowano u niego cukrzycę. To jednak nie przeszkodziło mu nijak w rozwoju piłkarskiej kariery. Wtedy miał dopiero dwuletni staż w akademii Realu Madryt. Pierwsze diagnozy mówiły o zakończeniu marzeń o grze w piłkę. Dla nastolatka to musiał być ogromny cios. Jak się okazało, cukrzyca nawet nieco „pomogła”. Pomogła pod tym względem, że piłkarz musiał się znacznie lepiej prowadzić.

To sprawiło, że Nacho musiał i nadal musi prowadzić się niczym asceta. Większość kariery rozegrał bezboleśnie. To było jego atutem zreszta. Gdy inni mieli zdrowotne przygody, łapali kartki, Nacho wtedy mógł się zastępować. Kłopoty pojawiły się w sezonie 2019/2020. Pojawiły się wówczas kontuzje. Najpierw uraz więzadła wewnętrznego w kolanie, później także uraz uda. Opuścił łącznie 20 meczów i był bliski opuszczenia klubu. Rok po tych wydarzeniach mówił w wywiadzie dla Onda Cero, że niewiele brakowało, a mógłby odejść z Realu Madryt.

– Oczywiście, że jest trudniej. Musisz na siebie uważać trzy razy bardziej niż zdrowa osoba. Czasem to też pomoże. Zwracasz uwagę na dietę, wypoczynek, masz także poczucie obowiązku i zapewnienia sobie sprzętu do kontroli stanu cukru, insulinę itd. Mam jednak mnóstwo szczęścia, że gram w piłkę na najwyższym poziomie. Lubię też inne sporty. Uprawiam wszystkiego po trochu. Podczas wakacji nie odmawiam sobie jazdy rowerem po górach, triatlonu. Cukrzyca nie jest powodem, by mnie powstrzymać – mówił kilka lat temu dla oficjalnej strony UEFA.

***

Turyści z całego świata odwiedzający Santiago Bernabeu raczej nie zabijają się o koszulki z numerem 6 i napisem Nacho. Nie był i nie będzie kandydatem do bycia gwiazdą. Ale robi swoje, a dzisiaj ma szansę rozegrać 270 mecz w barwach Realu Madryt. Niewiele osób na świecie może pochwalić się takimi liczbami. Nawet obdarzony gwiazdorską gażą Gareth Bale rozegrał o jedenaście spotkań mniej.  W 2014 i 2016 jego udział w triumfach w Lidze Mistrzów nie był duży. Ale już 2017 i 2018 rok to znacznie większa rola Nacho Fernandeza, który ma na swoim koncie cztery złote medale Champions League. Dodajmy do tego tyle samo KMŚ i Superpucharów Hiszpanii; dwa, a zaraz trzecie, mistrzostwa Hiszpanii oraz kilka innych i mamy naprawdę utytułowanego gościa.