Wielki Milan ponownie… wielki. O krok od mistrzostwa!

22.05.2022

Kilka lat temu skład Milanu był obiektem wielu żartów i memów. Wpisy „Wielki Milan” po minimalnych wygranych nad drużynami zamykającymi tabelę również należały do prześmiewczych. Teraz jednak Rossoneri wracają na należne im miejsce. Już dzisiaj przed nimi wielka okazja na pierwszy od dziesięciu lat tytuł mistrza Włoch. Wystarczy zremisować z Sassuolo!

Atalanta punktem wyjścia

22 grudnia 2019 roku doszło do jednego z największych wstrząsów w klubie. Porażka 0:5 w Bergamo z Atalantą była totalnym upokorzeniem. Ekipa Gian Piero Gasperiniego była wówczas lepsza o kilka klas. Końcowy wynik to najmniejszy wymiar kary dla gości z Mediolanu. Ledwie dwa i pół miesiąca wcześniej posadę trenera Milanu objął Stefano Pioli. Wiele osób pukało się w głowę. Ani w Lazio, ani w Interze nie zrobił cudów, chociaż w stolicy finał Pucharu Włoch raz osiągnął z zespołem. Głównie prowadził średniaków, a tutaj trzeba było cudotwórcy. To był jego dziesiąty mecz na ławce Milanu, a w tym czasie zgarnął ledwie 12 punktów. Wydawało się, że szybciej wyleci z pracy niż ją dostał. Tym bardziej że Milan jak był 11., gdy go przejmował w październiku, tak nadal pozostał na tej pozycji na koniec 2019 roku. Ani drgnął!

Jednak Atalanta nie kojarzy się tak negatywnie, jak mogłoby się wydawać po powyższym akapicie. Przed chwilą Milan pokonał bergamczyków w drodze po scudetto. Rok temu w ostatniej kolejce wygrał w pobliskim Bergamo także 2:0. Wtedy dało to wicemistrzostwo i powrót do Ligi Mistrzów po kilku latach przerwy. Warto dodać, że ewentualna porażka na Gewiss Stadium oznaczała spadek na… piąte miejsce i ledwie Ligę Europy!

Trzech bohaterów

Porównajmy, jak się Milan zmienił za kadencji Piolego. Pierwszy mecz z Lecce… na remis 2:2. W podstawowym składzie Theo Hernandez, Franck Kessie i Rafael Leao. Tylko te trzy nazwiska powtórzą się w niedzielę na Mapei Stadium. Zresztą Portugalczyk wówczas musiał grać na „9”. Wszyscy kibice Milanu byli przekonani, że to marnej jakości piłkarz. Dzisiaj w roli skrzydłowego to kandydat na MVP ligi, mimo że liczby przemawiają za konkurencją. Na ławce wtedy siedzieli jeszcze Ismael Bennacer, Rade Krunić i Ante Rebić. Dwaj ostatni wtedy podnieśli się z ławki, ale to tyle, jeśli mamy wymieniać kluczowe ogniwa dzisiaj i wczoraj. Oczywiście wtedy jeszcze dużą rolę odgrywał Alessio Romagnoli. Dzisiaj kapitan jest już odstawiony na boczny tor. W tym momencie jako trzeci wybór na środek obrony, a gdy latem trafi Sven Botman i wyleczy się Simon Kjaer, miejsca dla niego zabraknie.

Ibra dobry duch

Jeśli mówi się, że jakiś piłkarz miał wpływ na sukcesy drużyny, zazwyczaj wiąże się to z dobrymi występami. W przypadku napastników głównie zachwycamy się golami, ale są wyjątki. Najlepszym przykładem Zlatan Ibrahimović. Specyficzny styl bycia to jedno. Przede wszystkim ogromna etyka pracy, chęć zwyciężania oraz mentalność mistrza. To trzy elementy, które Ibra wprowadził po powrocie do Milanu. W ubiegłym sezonie 19 meczów i 15 goli robiło wrażenie. W obecnych rozgrywkach ledwie osiem trafień, ale to nie przeszkadza mu być kluczowym ogniwem zespołu. Od dłuższego czasu rozpoczyna mecze na ławce, ale zawsze realizatorzy wrzucają przebitki z kamer, które akurat trafiają na reakcje Szweda. Mnóstwo emocji, okrzyków, zaczepek w stronę kolegów, które mają motywować. On tym żyje i żywo się interesuje wszystkim, co się dzieje na boisku i dookoła niego, a nawet w drodze na stadion. Tak jak przed ostatnim meczem, gdy… uszkodził szybę w autokarze klubowym.

Taka rola w wieku 40 lat wydaje się być idealna dla niego i dla klubu. Paradoks polega na tym, że ostatni jego występ od pierwszej minuty zakończył się… porażką ze Spezią. W styczniu doznali pechowej porażki. Zmarnowali mnóstwo sytuacji, a w końcówce sędzia pospieszył się z gwizdkiem i nie mógł później uznać prawidłowego gola strzelonego przez Ante Rebicia. Już teraz wiadomo, że w Milanello chcą pozostania Ibry w klubie. Jeszcze nie wiadomo w jakiej roli. Czy jako piłkarz, czy ktoś w sztabie/klubie, ale ma być nadal duchem drużyny.

Nos transferowy

Milan przez ostatnie dwa sezony dokonał mnóstwo nieoczywistych transferów. Chodzi o takie ruchy, które na pierwszy rzut oka nie wyglądały na hity transferowe, a nimi się okazały. Nie zaliczymy do tego przyjścia Tonaliego. Skala talentu ogromna, więc musiał wystrzelić. Ale już transfer Fikayo Tomoriego takim był. Anglik przyszedł za grube pieniądze – około 30 milionów euro. Mnóstwo było obaw związanych z przyjściem. Przychodził po rozegraniu 230 minut przez pół roku w Chelsea. Z miejsca pierwszy skład na San Siro, a teraz szef defensywy.

Zresztą środek obrony to największa zagadka. 20-letni Pierre Kalulu wyciągnięty z rezerw Lyonu za milion euro miał być uzupełnieniem składu. Pewnie nadal nie byłby podstawowym graczem, gdyby nie kontuzja Simona Kjaera. Francuz okazuje się być niezastąpiony i dzisiaj Duńczyk będzie miał ogromne kłopoty, gdy wróci po kontuzji. Zresztą Kjaer, którego historia została dobrze opisana w książce „Kopalnie talentów” to kolejny przykład na super transfer. Niecałe 4 miliony euro zapłacone Sevilli to przecież śmieszna kwota. Duńczyk przecież chwilę wcześniej kompletnie zawodził w Atalancie. Ponadto długa historia kontuzji, ciągłe zmiany klubów. W teorii nie miało prawa się udać, a znowu wyszło na korzyść Milanu.

Alessandro Florenzi sięgnął 30. i wydawało się, że najlepsze za nim. Tymczasem wypożyczenie z Romy okazało się strzałem w dziesiątkę pod kątem wzmocnienia rywalizacji na prawej stronie defensywy. Nie mówiąc już o Olivierze Giroud. Miał być zapchajdziurą i kimś przyzwyczajonym do gry z ławki. Swoje jednak zrobił, a bez niego nie byłoby wygranych derbów, które zapoczątkowały zmiany w tabeli Serie A w tym roku!

Odejścia przyjemne i bolesne

Transfery to nie tylko przychodzący piłkarze. Nie udało się uzyskać oszałamiających kwot za wszystkich. Andre Silva poszedł za drobne do Niemiec i tam udowadnia, że nadal umie strzelać. Oczywistym jest, że najbardziej bolały darmowe odejścia Gianluigiego Donnarummy i Hakana Calhanoglu. Pierwszy wychowanek i potencjalna legenda klubu, co jednak młody golkiper szybko zaprzepaścił. Drugi wybrał lokalnego rywala i błyskawicznie zamiast całować herb na czerwono-czarnej koszulce, to całuje na czarno-niebieskiej… Żałować można także tego, że nikt nie poznał się na talencie Manuela Locatelliego. Marne 14 milionów euro wzięte latem 2019 roku wygląda bardzo źle, w kontekście tego, ile zapłaci Juventus do kasy Sassuolo po okresie wypożyczenia.

Lucas Paqueta okazał się pomyłką, Suso nieco mniejszą, ale za nich klub zgarnął niezłe pieniądze. Podobnie wcześniej z Krzysztofem Piątkiem czy Patrickiem Cutrone. Zwłaszcza patrząc na to, jak potoczyły się kariery obu napastników.

Uwolnienie się od wychowanka

Nikt nie ma wątpliwości, że w kilka miesięcy Mike Maignan został najlepszym bramkarzem Serie A. Wychowany w PSG, latem ubiegłego roku trafił na San Siro z Lille. Świeżo upieczony mistrz Francji miał w teorii trudne zadanie. Zastąpić Gianluigiego Donnarumme. Wychowanek klubu sportowo prezentował wysoki poziom, ale swoim zachowaniem do spółki z Mino Raiolą rozwścieczył kibiców. Chciał bajońskich sum na nowym kontrakcie, ale klub nie ugiął się pod presją i teraz nie żałuje. Gigi średnio prezentuje się w Paryżu, chociaż zgarnia jeszcze lepsze apanaże niż mógłby mieć w Mediolanie. Nikt za nim jednak nie płacze. Maignan wjechał z buta do ligi włoskiej i dzisiaj prezentuje się lepiej od Szczęsnego, Handanovicia oraz pozostałych gwiazd. 31 meczów i zaledwie 21 puszczonych goli, a przy tym szesnaście czystych kont. Kosmiczny wynik Mike’a. Zreszta na jego instagramie zapisane relacje mówią jasno, że mamy do czynienia z Magic Mike Maignan.

Brak gwiazd

Lazio ma Ciro Immobile, Siergieja Milinkovicia-Savicia. Roma ma przede wszystkim Jose Mourinho. Juventus Dusana Vlahovicia, ale także Chielliniego, Bonucciego, z kolei Inter Lautaro Martineza. Milan nie ma gości o takim statusie. Nie chodzi o klasę sportową, bo ta jest niepodważalna. Marketingowo w teorii nie ma gracza na poziomie światowym. Rafael Leao rośnie z meczu na mecz, ale to jeszcze nie to. Olivier Giroud CV ma konkretne, ale przez lata był obiektem żartów. Sandro Tonali ma wszystko by stać się kimś ikonicznym. Wychowanek Brescii, ale od małego kibic Milanu. Dopiero 22 lata na karku, a prezencja niczym Andrea Pirlo, z dodatkiem agresji Gennaro Gattuso. Na pewno jednak sumarycznie pozostaje w cieniu Nicolo Barelli, jeśli mówimy o środku pola reprezentacji Włoch.

W tyłach Theo Hernandez, który miał wiele, by grać w Realu Madryt, ale okrężną drogą dostał się do kadry Francji. Może zawita tam także Pierre Kalulu, czyli piłkarz z największym wzrostem jakości pomiędzy początkiem a końcem sezonu. Mike Maignan ma wszystko, by być kolejnym bramkarzem super bohaterem. Żaden z wymienionych graczy to nadal nie jest gwiazda europejskiej piłki. Przeciętny kibic spoza Włoch miałby kłopoty, żeby rozpoznać tych piłkarzy na ulicy.

Bez fajerwerków

Dzisiejszy Milan to nie jest drużyna, którą ogląda się z wielką przyjemnością. Ich mecze nie mają nic z tego, co prezentowała swego czasu Atalanta. W tym sezonie znacznie więcej dzieje się w spotkaniach Sassuolo czy Lazio. Tam łącznie padło 129 i 127 goli. W przypadku Milanu nie mamy nawet „setki” – 97. Jednak są nadzwyczaj skuteczni w wygrywaniu.

Czwarta ofensywa nie jest kłopotem, chociaż trzy tygodnie temu pisaliśmy o pewnym paradoksie. – Najlepszymi strzelcami zespołu są Rafael Leao i Olivier Giroud mający po… 9 goli. To miejsce dopiero w trzeciej dziesiątce najlepszych killerów. Lepszych snajperów posiada aż trzynaście ekip! Warto dodać, że np. Hellas Verona ma trzech skuteczniejszych piłkarzy – Gio Simeone, Gianluca Caprari i Antonin Barak. Podobnie w przypadku Sassuolo – Domenico Berardi, Gianluca Scamacca i Giacomo Raspadori. Nawet Udinese ma dwóch lepszych strzelców – Gerard Deulofeu i Beto – wskazywaliśmy 1 maja. Od tamtej pory Rafael Leao dorzucił dwa gole, ale generalnie istota sprawy zachowana.

13 z 25. zwycięstw Milanu to triumfy jedną bramką. Niby tylko nieco ponad połowa. Jednak, jeśli weźmiemy pod uwagę okres od ligowych derbów z 5 lutego, wówczas jeszcze mocniej widać tendencje. 10 wygranych, ale tylko Genoa, Hellas i Atalanta przegrały dwoma bramkami. Pozostałe skalpy były jednobramkowe. Łącznie aż siedem wygranych 1:0, które są najczęstszymi wynikami w meczach Rossonerich. Na drugim miejscu są wygrane w stosunku 2:0 i 2:1, gdyż takich było po pięć. To już łącznie 17 zwycięstw, o których trudno powiedzieć przekonujące.

***

Już dzisiaj Milan staje przed szansą na pierwszy mistrzowski tytuł od jedenastu lat. W 2011 roku Massimiliano Allegri poprowadził Rossonerich do osiemnastego tytułu. Wtedy w ataku błyszczał… Ibrahmović, a obok niego Brazylijczycy Alexandre Pato czy Robinho. To niezwykle odległe czasy patrząc na nazwiska, jakie się przewijały.

Od tamtej pory Milan cierpiał. Nie potrafił zakwalifikować się nawet do europejskich pucharów. Były czasy, gdy na San Siro zbierał cięgi od klubów, z którymi nie powinien nawet rywalizować, bowiem powinien być znacznie wyżej w hierarchii europejskiego futbolu. Wydaje się jednak, że najgorsze lata za nimi. Czas na te tłuste. Dzisiaj może się to rozpocząć 19. mistrzostwem kraju!