Drugie podejście Miedzi Legnica do Ekstraklasy. Czy uda się uniknąć powtórki z rozrywki?

24.07.2022

W sezonie 2022/23 Miedź Legnica po raz drugi w ostatnich latach poszuka swojego szczęścia na poziomie PKO BP Ekstraklasy. Pierwsze podejście nie skończyło się dla „Miedzianki” zbyt dobrze, bowiem legniczanie zaledwie rok po awansie do elity zaliczyli bolesne lądowanie na jej zapleczu. Nikt wówczas nie spodziewał się, że Miedź będzie miała aż takie trudności i panowało raczej powszechne przekonanie, że legniczanie zadomowią się w Ekstraklasie na dłużej. Życie boleśnie zweryfikowało te sądy. Teraz, po awansie Miedzi do elity, zespół Wojciecha Łobodzińskiego ponownie postrzegany jest jako najsilniejszy z beniaminków. Czy uda się uniknąć powtórki z rozrywki? 

Ostatnie lata pokazują, że beniaminkowie PKO BP Ekstraklasy nie mają łatwego życia. W latach 2018 – 2022 ponad połowa z nich kończyła swoją przygodę z elitą na zaledwie jednym sezonie. Wśród ekip, które pożegnały się z Ekstraklasą zaledwie rok po awansie do niej znalazła się Miedź Legnica. W pierwszym sezonie pracy trenera Dominika Nowaka „Miedzianka” bez większych problemów wygrała 1. ligę i uzyskała bezpośredni awans do elity. Wszystko wyglądało obiecująco. Do czasu.

Wielkie nadzieje

W letnim oknie transferowym przed swoją pierwszą, jak się później okazało zaledwie roczną, przygodą w Ekstraklasie, Miedź przeprowadziła niemałe wietrzenie szatni. Klub opuściło aż dziewięciu zawodników, którzy pozostawali w składzie „Miedzianki”, gdy ta sięgała po awans. W ich miejsce do Legnicy sprowadzono dziesięciu nowych zawodników. Było wśród nich trzech sprawdzonych ligowców: Rafał Augustyniak, Henrik Ojamaa oraz Mateusz Szczepaniak. pięciu obiecujących piłkarzy z zagranicy: Anton Kanibolotskyi, Fran Cruz, Borja Fernandez, Artur Pikk i Juan Camara, a także dwóch młodych: Mateusz Żyro i Błażej Skorski.

Miedź wydawała się być drużyną, która nie powinna mieć większych problemów z pozostaniem w elicie na kolejny sezon. Pierwsze problemy pojawiły się jednak bardzo szybko. Przede wszystkim egzaminu nie zdała formacja defensywna Miedzi, która w całych rozgrywkach straciła aż 65 goli, co było drugim najgorszym wynikiem w lidze. Gorzej pod tym względem wyglądał tylko drugi ze spadkowiczów – Zagłębie Sosnowiec. Dominik Nowak nie potrafił uporać się z tym problemem przez cały sezon, w którym to jego podopiecznym przydarzyło się aż osiem spotkań, w których tracili trzy lub więcej goli.

Nie pomagali również bramkarze. Kanibolotskyi nie dawał pewności, której potrzebowała formacja defensywna. Sam zresztą sprokurował bezpośrednio kilka straconych bramek. Z tego względu klub sięgną zimą po Soslana Dzhanaeva, który wraz z Łukaszem Sapelą miał zapewnić rywalizację między słupkami. Żaden z nich nie potrafił jednak utrzymać stabilnej formy i zapracować na bezwzględne zaufanie trenera Nowaka.

Wspomnieliśmy już o tym, że zawiodła defensywa, ale równie sporo zarzucić można formacji ofensywnej, która w całym sezonie 2018/19 dostarczyła legniczanom zaledwie 40 bramek, co było najgorszym wynikiem w całej lidze. Na domiar złego, trzech nominalnych napastników Miedzi (Mateusz Szczepaniak, Fabian Piasecki i Patryk Makuch) zdobyło na przestrzeni całej kampanii… 6 goli. W Legnicy zabrakło więc nie tylko defensorów i bramkarzy, ale i napastników.

Sporo zarzucić można również pracy wykonanej przez samego Dominika Nowaka. Rundę jesienną Miedź zakończyła na dwunastym miejscu w tabeli i w klubie nie zdecydowano się na to, by zimą uzupełnić kadrę. Do Legnicy trafiło wówczas czterech piłkarzy, którzy ostatecznie i tak nie zrobili furory na polskich boiskach. Wracając jednak do trenera Nowaka. Wydaje się, że niezbyt potrafił on sobie poradzić z kryzysem, który pojawił się w drugiej części sezonu. Podjął sporo nietrafionych decyzji personalnych, starał się eksperymentować ze składem, z formacją, jakby od samego mieszania herbata miała zrobić się słodsza. Wydaje się, że tyko przyczyniło się to do pogorszenia sytuacji w „Miedziance”. W kluczowym momencie, kiedy Miedzi do utrzymania się wystarczył tylko jeden punkt zdobyty w meczu z Górnikiem Zabrze, drużyna nie potrafiła stanąć na wysokości zadania i uległa zabrzanom, tym samym pieczętując swój los. Choć na pozór zespół z Legnicy wydawał się ekipą ze sporym potencjałem, okazało się, że na ekstraklasowe warunki jest to wciąż zbyt mało. Czy tym razem będzie inaczej?

Uniknąć powtórki z rozrywki

Wojciech Łobodziński, tak jak Dominik Nowak zdołał wywalczyć z Miedzią awans do Ekstraklasy już w pierwszym sezonie swojej pracy. Do letniego okna transferowego poprzedzającego sezon „Miedzianka” podeszła jednak nieco inaczej niż cztery lata temu. Tym razem obyło się bez kompletnej przebudowy drużyny i spektakularnych rewolucji. Zespół, który wywalczył awans z Fortuna 1. Ligi wzmocniono kilkoma nazwiskami, których CV może robić wrażenie.

Do klubu trafili bowiem Angelo Henriquez z przeszłością w Manchesterze United, Jeronimo Cacciabue, czyli młody piłkarz z doświadczeniem na poziomie argentyńskiej ekstraklasy czy Luciano Nasringh – 19-krotny reprezentant Holandii. Oprócz tego drużynę wzmocnili również Hubert Matynia z Pogoni, Koldo Obieta z hiszpańskiej Ibizy czy szwajcarski obrońca Levant Gulen. Legnicę opuścili na dobrą sprawę tylko Patryk Makuch, za którego klub zainkasował przeszło pół miliona euro, a także Krzysztof Drzazga, który przeniósł się do Podbeskidzia.

Transfery Miedzi robią wrażenie, a dyrektor sportowy klubu Marek Ubych zapewnia, że żaden zawodnik nie był sprowadzany na podstawie swojego CV i faktu, że w przeszłości był w kadrze Manchesteru United czy reprezentacji Holandii. Ubych utrzymuje, że dobierano ich na podstawie tego jak każdy z nich prezentuje się obecnie oraz co ewentualnie może wnieść do drużyny. Każdy z nowych nabytków miał idealnie wpasowywać się w wizję jaką na zespół ma trener Wojciech Łobodziński.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że tym razem wygląda to bardziej obiecująco niż cztery lata temu. Były zawodnik Miedzi, Krzysztof Wołczek uważa nawet, że zespół Wojciecha Łobodzińskiego może być czarnym koniem najbliższych rozgrywek: – Miedź może być czarnym koniem rozgrywek PKO Ekstraklasy. Jest to ciekawy zespół, który stworzył Wojtek Łobodziński przy pomocy Radka Belli. Znam tych trenerów doskonale i wiem, że są w stanie sprawić, że Miedź będzie odnosiła dobre rezultaty w elicie. Z Wojtkiem grałem w jednej drużynie i jestem przekonany, że może wpłynąć na tę drużynę, żeby ta grała ciekawą i skuteczną piłkę. Legniczanie wniosą „coś” świeżego, ciekawego do ligi, dlatego upatruję w tej ekipie rewelację rozgrywek – stwierdził Wołczek w rozmowie z TVP Sport.

Czy rzeczywiście Miedź stać na to, by zostać rewelacją tego sezonu PKO BP Ekstraklasy? Póki co na takie wnioski jest chyba wciąż zbyt wcześnie, bowiem legniczanie mają za sobą dopiero jedno spotkanie. W pierwszej kolejce Miedzi udało się zremisować na wyjeździe z Radomiakiem i biorąc pod uwagę fakt, że mówimy tutaj o beniaminku, należy uznać to za przyzwoity początek sezonu. Jak będzie dalej? Czy wszyscy nowi piłkarze klubu z Legnicy będą stanowić wartość dodaną dla zespołu? Czy któryś z nich zdoła wyróżnić się na poziomie Ekstraklasy? I wreszcie, czy Miedź zdoła uniknąć powtórki sprzed czterech lat? Na papierze wygląda to lepiej niż nieźle, ale czy przełoży się na dorobek punktowy? Odpowiedzi na te pytania poznamy najwcześniej za kilka tygodni.