Polityka i sport. Piłkarze, którzy zamienili murawę na gabinety
Polityka i sport. To rzeczy, które się przeplatają. Można jednak pozostać w piłce np. jako dyrektor sportowy, agent, działacz i to dużo bardziej powszechne i popularne. Można też, jak bohaterowie tego tekstu, dostać się do tej prawdziwej, głównej polityki.
Ostatni czas jest bardzo emocjonujący, jeśli chodzi o sytuację polityczną w naszym kraju. Czasami sceny z parlamentu przypominają boisko i… właśnie tutaj chciałbym chwilę się zatrzymać. Bowiem w historii mieliśmy wiele przypadków, że to byli piłkarze i związani ze sportem wykorzystywali popularność i zasiadali w najważniejszych izbach parlamentów, czy nawet piastowali urząd prezydenta kraju. Oto kilka przykładów.
Pele – od bramek na mundialach do Ministerstwa Sportu
Zacznijmy z grubej rury, bo przecież mowa o jednym z najlepszych piłkarzy w historii świata. Aż do śmierci w grudniu 2022 Pele w swojej ojczyźnie był traktowany niemal jako Bóg. Jedyne, do czego Brazylijczycy mogli mieć pretensje to… polityka. W latach 60., kiedy na boiskach swoją życiową formę prezentował Pele, w Kraju Kawy rządziła junta wojskowa. Jej metod rządzenia nie sposób porównać z poprzednim prezydentem Brazylii, również mającym zapędy autorytarne – Jairem Bolsonaro. Wsadzanie przeciwników politycznych do więzień, tłumienie wszelkich protestów, paniczny strach przed utratą władzy. Ot, taki starterpack wszystkich dyktatorów. W tamtym czasie Brazylijczycy niesamowicie bali się krytykować władzę. Wszystko przez liczne podsłuchy. Jedynym, który mógłby jasno i wyraźnie przeciwstawić się władzy, był właśnie Pele – idol zarówno milionów, jak i milionerów.
Napastnik reprezentacji Brazylii jednak nie odważył się postawić władzom i w sprawach politycznych wiecznie milczał. Swoje winy odkupił w 1995, kiedy już w demokratycznej Brazylii został zaproponowany mu urząd Ministra Sportu Brazylii. Pomysł wydawał się idealny. Któż inny może znać się lepiej na sporcie, jeśli nie „najlepszy z najlepszych”?! Sama kandydatura Pelego nie zaczęła się najlepiej. Jedną z pierwszych decyzji było przeprowadzenie audytu w brazylijskich klubach piłkarskich, na co oczywiście te się nie zgodziły. Wiele klubów z Brazylii było wtedy skorumpowanych (i jest do dzisiaj), a cały system to kolos na glinianych nogach. Późniejsze działania Pelego były już oceniane bardzo dobrze. Znalazł pieniądze na wybudowanie wielu boisk, powiększył fundusze na futbol. Zadziałała magia nazwiska. Co ciekawe, jego funkcja nosiła specjalną nazwę. Nie był on „zwykłym ministrem”, a urząd nosił nazwę „Nadzwyczajny Minister Sportu Brazylii”. Do tej pory jest jedynym w historii kraju, który dzierżył właśnie taką funkcję.
Ronald Reagan – sprzed mikrofonu do prezydentury
Przez wielu (nawet wyborców Partii Demokratycznej) jest określany za jednego z najwybitniejszych prezydentów USA w historii. Przyczynił się do upadku ZSRR, został twarzą „upadku komunizmu”. W opinii publicznej mocno przyjął się fakt, że Reagan w przeszłości był… aktorem. Mało kto wie jednak, że przygodę zawodową zaczynał od… komentowania meczów. Przyszły prezydent malował wydarzenia sportowe w radiu, a jak określa Krzysztof Michałek – dyrektor Ośrodka Studiów Amerykańskich: – Reagan w swej nowej pracy polegał na wyobraźni – przebieg danego meczu przedstawiał słuchaczom tak, aby zdawał się on ciekawszy, niż był w rzeczywistości.
Nie ma informacji, co komentował Reagan, natomiast wiemy, że był on wszechstronnym komentatorem. Łatwo domyślić się jednak, że przyszły lokator Białego Domu opisywał mecze futbolu amerykańskiego i baseballa, czyli sportów wówczas królujących w USA. Zawód komentatora nigdy nie był jednak marzeniem Reagana. Zdecydował się go wykonywać dopiero wtedy, gdy po studiach został odrzucony przez wytwórnie filmowe. Dlatego gdyw 1937 roku po Reagana sięgnęło Hollywood, nie wahał się i postanowił zmienić studio na plan filmowy. Nie ma jednak wątpliwości, że zawód komentatora pomógł Reaganowi w pełnieniu obowiązków prezydenta największego mocarstwa na świecie. W historii zasłynął on bowiem ze swoich płomiennych przemów i wystąpień, które przeszły do annałów.
George Weah – świetny piłkarz, fatalny prezydent
Jako zawodnik – legenda Milanu, PSG czy AS Monaco. Absolutnie najlepszy piłkarz w historii Liberii. Na boisku zawsze bezkompromisowy, dający z siebie maksimum. Jednak już za prezydentem-Weahem ciągnie się smuga niedopowiedzeń, niespełnionych obietnic wyborczych i brak zdecydowania. Weah jeszcze grając w piłkarskiej koszulce myślał o karierze polityka, którą po części uprawiał jeszcze przed odwieszeniem butów na kołek. Liberia zawsze była krajem biednym, a Weah był jedynym oknem na świat. Z tego więc powodu napastnik europejskich gigantów często prosił ONZ o pomoc dla swojego państwa, próbował zwracać uwagę świata na malutki kraj w zachodniej Afryce. W ten sposób budował sobie fundamenty pod przyszłą prezydenturę. Pierwszy raz spróbował w 2005 roku, jednak wtedy… nie miał nawet napisanej matury. Nigdy też nie zasiadał w liberyjskim senacie, więc społeczeństwo traktowało go raczej jako ciekawostkę, niż opcję wartą rozważenia.
Udało mu się dopiero za trzecim razem – w 2017 roku, kiedy już z własnym zapleczem partyjnym uzyskał ponad 60% głosów. Na jego zaprzysiężeniu można by złożyć całkiem niezłą drużynę do gry na małych boiskach, ponieważ we wzniosłej politycznej chwili Weahowi towarzyszyli chociażby Didier Drogba czy Samuel Eto’o. Swoją kandydaturę zaczął z grubej rury, od obcięcia pensji deputowanym i nakazał im zwrócić służbowe luksusowe auta. Sam też zrezygnował z jednej pensji. Człowiek ludu, mogłoby się wydawać… Nic bardziej mylnego – prezydentura ta obfitowała w różnorakie skandale, afery, mnóstwo niedopowiedzeń i niewyjaśnionych spraw. Największa afera dotyczyła stu milionów, które wyprodukowane w Szwecji przypłynęły do Liberii i… zaginęły. Podobnie sytuacja miała się z chińskimi pieniędzmi. Na lotnisku w Monrowii były widziane worki z pieniędzmi, jednak później również magicznie zginęły.
Liberyjskie społeczeństwo oczekiwało od prezydenta-celebryty, że wykorzysta swoją pozycję w Europie i nawiąże jakieś relacje z silnymi państwami. Tak się jednak nie stało, a z przedstawicielem małego afrykańskiego kraju chciał rozmawiać tylko prezydent Emmanuel Macron. Może sentyment z czasów występów Weaha w PSG? Kto wie… Jakie by te sentymenty nie były, twarda polityka międzynarodowa liczona w Excelu zwyciężyła i kontakt pomiędzy głowami państw się urwał. Liberyjczycy mieli wielkie nadzieje na prezydenturę Weaha, a skończyło się ogromnym rozczarowaniem. Ponad 95% społeczeństwa żyje za mniej niż dwa dolary dziennie, a ubóstwo zżera kraj od środka. Z każdym miesiącem bardziej dzielnice biedy się powiększają. Liberia po jednej kadencji powiedziała pas prezydentowi, którego zdecydowanie milej będą wspominać z boiska, niż gabinetu. W listopadzie 2023 odbyły się wybory, jednak w drugiej turze Weah poniósł porażkę.
Tomasz Frankowski – europoseł z Białegostoku
Czas przejść do naszego polskiego, politycznego piekiełka. Tutaj przedstawicieli sportu mamy od prawej do lewej strony politycznej.
Tomasz Frankowski jako piłkarz najbardziej zasłynął z dwóch stworzonych duetów. W Wiśle Kraków z Maciejem Żurawskim i w Jagiellonii Białystok z Kamilem Grosickim. Właśnie w tych klubach najbardziej się zaznaczył, jednak występował też w Hiszpanii (Elche) i Anglii (Wolverhampton). Na EURO 2012 był trenerem napastników reprezentacji Polski w sztabie Franciszka Smudy. Po karierze, jak wszyscy w tym tekście, postanowił pójść w politykę i kandydować z list Koalicji Europejskiej do Europarlamentu w 2019 roku. Ordynacja do Parlamentu Europejskiego jest o wiele trudniejsza niż w przypadku Sejmu. Polsce przypada bowiem tylko 52 eurodeputowanych. Frankowski postanowił jednak spróbować i wystartował z rodzinnego Białegostoku. Udało się.
Otrzymał ponad 125 tysięcy głosów z Podlasia, co mimo wszystko nie było zaskoczeniem, bo „Franek” cieszy się ogromną popularnością i szacunkiem. Magia nazwiska wciąż działa. Przeszkodą ewentualnie mogła być partia, bo wschód Polski zdominowany jest przez PiS. Jako europarlamentarzysta, Frankowski jest naprawdę aktywny. Uczestniczy w wielu komisjach, nie porzucił swojego „poprzedniego życia” i stara się dbać o dobro polskiego sportu w Unii. W Brukseli został nawet wybrany przewodniczącym Grupy Sport. W swojej autobiografii „Franek”, napisanej wraz z Piotrem Wołosikiem, nie ukrywa również wygód, jakimi cieszą się europosłowie: – Mandat europosła to również całkiem przyjemne dodatki. Poza nielichą pensją duet asystentów (…), opieka medyczna dla najbliższej rodziny, w razie potrzeby. Przedszkole lub szkoła w Brukseli, immunitet. I szofer na życzenie.
Jan Tomaszewski – poseł z różną przeszłością
Na listach PiS-u w ostatnich latach również nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć kogoś ze sportową przeszłością. Mowa tu o jednym z najwybitniejszych bramkarzy w historii naszej piłki, Mecz, w którym Tomaszewski zatrzymał Anglię, zapisał się w głowie każdego kibica i jest już owiany legendą. Tomaszewski obecnie słynie ze swoich kontrowersyjnych opinii. Redakcje cały czas pytają go o jakąś sprawę, a on chętnie się wypowiada. Najsłynniejsza wypowiedź byłego bramkarza pojawiła się tuż po EURO 2012, kiedy to w TVP powiedział, że “Smudę należy wypie****ić dyscyplinarnie”. W końcu postanowił wykorzystać swoją popularność i 2023 wystartował w wyborach parlamentarnych z list PiS-u do Senatu. Wystartował z Łodzi i nie uzyskał mandatu.
Przeszłość polityczna Tomaszewskiego jest jednak równie interesująca, co jego występy w bramce. W 1982 roku wstąpił do Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego i oficjalnie poparł wprowadzenie Stanu Wojennego. W 2011 wystartował w wyborach do Sejmu i uzyskał mandat z list Prawa i Sprawiedliwości. Później został wykluczony z partii i wtedy… zapisał się do Platformy Obywatelskiej, jednak nie zdobył mandatu w wyborach w 2015 roku. Potem z powrotem przeszedł do PiS-u. Prawie jak Paul Pogba. Brakuje tylko jeszcze jednego transferu w drugą stronę.
Grzegorz Lato – jednokadencyjny senator lewicy
Grzegorz Lato to prawdopodobnie jedyny w historii król strzelców mundialu, który po karierze został senatorem swojego kraju. Z działalności pozaboiskowej jest kojarzony raczej negatywnie. Ten były napastnik reprezentacji Polski zasłynął przede wszystkim podczas fatalnego zarządzania PZPN-em, do którego obecnie niechlubnie zbliża się Cezary Kulesza. Wówczas to miało miejsce mnóstwo wpadek wizerunkowych, jak choćby słynne zniknięcie orzełka z koszulek. Mało kto wie jednak, że Lato przez jedną kadencję był senatorem z list SLD. Uczestniczył w dwóch komisjach – Nauki, Edukacji i Sportu oraz Emigracji i Polaków za granicą. Później, ponownie do Senatu kandydował z list partii Aleksandra Kwaśniewskiego – „Lewica i Demokraci”, jednak nie uzyskał mandatu.
Stanisław Mielech – niepodległościowy działacz z boiska
Na koniec warto przypomnieć piłkarza, który przyczynił się najpierw do odzyskania niepodległości przez Polskę, a później do jej odbudowy i rozwoju. Mowa o Stanisławie Mielechu, zawodniku Cracovii i reprezentacji Polski, który zagrał w jej barwach podczas pierwszego oficjalnego meczu z Węgrami. Był też pomysłodawcą nazwy „Legia” dla warszawskiego klubu, w barwach którego jednak zagrał zaledwie jedno spotkanie. Oprócz bycia piłkarzem, prawnikiem i wojskowym, był także dziennikarzem sportowym. To właśnie Mielech przeprowadził pierwszą radiową transmisję na żywo z meczu reprezentacji Polski. Nie przypominała ona jednak współczesnego komentarza, bo sprawozdawca miał jedynie skomentować wyjście obu ekip na boisko, przywitanie drużyn, a także… drugą połowę. Pierwsza transmisja live przypadła na mecz z Niemcami, a więc jego waga była duża dla ówczesnych słuchaczy. Sam Mielech, zmarły w 1962 roku, tak ją wspominał: – Pamiętam, iż transmisję drugiej połowy spotkania rozpocząłem słowami: Na pewno niejedno polskie serce zacznie żywiej bić na wiadomość, że tu w Berlinie nasza drużyna toczy równorzędną walkę z reprezentacją Niemiec, budząc podziw dla swej gry, i że nasi nie dali sobie jeszcze strzelić bramki.
Reprezentacja Polski przegrała spotkanie 0:1, a na zwycięstwo z Niemcami musiała czekać… 81 lat. Na chwilę przed wojną Mielech został mianowany polskim naczelnym inspektorem ceł w Wolnym Mieście Gdańsku. To właśnie na wybrzeżu zastała go druga wojna światowa. Po wybuchu konfliktu Mielech poszedł walczyć. Został złapany przez wroga i trafił do obozu na Węgrzech. Jak sam opisywał, często organizował mecze w obozie jenieckim, starał się rozwijać wiejski sport.
Fot. PressFocus