TOP 10 najgorszych transferów Lecha Poznań w ostatnich latach

22.02.2024

Oto TOP 10 najgorszych transferów Lecha Poznań w ostatnich latach. Klub w obecnym okienku zdecydowanie nie jest najbardziej aktywny. Nie trafił tu żaden nowy zawodnik, jednak patrząc wstecz, jest to wyjątek. Parę lat temu „Kolejorz” słynął ze sprowadzania wielu graczy i chociaż spora część okazała się trafiona, to siłą rzeczy wśród nich muszą być także tzw. „flopy”. Zapraszam na przegląd takich oto transferowych niewypałów Lecha. O większości tych piłkarzy zdążyliście zapomnieć! 

10. Nikola Vujadinovic

Zacznijmy od czarnogórskiego obrońcy, który w Lechu występował przez dwa sezony. Został sprowadzony przez innego człowieka z bałkańską krwią – Nenada Bjelicę. Vujadinovic w ekipie „Kolejorza” wystąpił łącznie w 43 meczach i fanom Lecha zdecydowanie trudno przypomnieć sobie jego dobre występy. Inaczej jednak sprawa ma się w przypadku kiksów i zagrań, które w długiej perspektywie miały dla Lecha duże konsekwencje. Taka sytuacja miała miejsce w końcówce sezonu 2017/18, kiedy Lech był bliski mistrzostwa Polski, a po rundzie zasadniczej Ekstraklasy znajdował się na szczycie tabeli. Później nadeszła jednak runda finałowa, a tam zespół Bjelicy zupełnie nie poradził sobie z rolą faworyta w tym wyścigu.

Te kompromitujące rezultaty, jak chociażby strata punktów z Koroną Kielce, czy Wisłą Płock często mają twarz właśnie Nikoli Vujadinovicia. Apogeum nadeszło jednak w domowym meczu przeciwko Legii Warszawa, kiedy Serb fatalnie podał do kolegi z drużyny, a cała sytuacja kosztowała Lecha stratę pierwszego gola. Później zespół z Poznania stracił jeszcze jedną bramkę, a dokończenie meczu uniemożliwili fani z „Kotła”, przez co całe spotkanie zakończyło się walkowerem.

9. Vernon de Marco

Zostańmy przy defensywie, bo tam przez dwa lata barw Lecha bronił Słowak – Vernon de Marco. Defensor trafił tu w lipcu 2017 roku, a transakcja opiewała na zasadzie dwuletniego wypożyczenia. Grał dla Lecha w nie najlepszych czasach i pewnie także przez to jest określany mianem „flopa”. De Marco na przestrzeni dwóch lat rozegrał dla „Kolejorza” zaledwie 24 spotkania, a często wzmacniał także rezerwy, w których wystąpił 18-krotnie.

W pierwszej drużynie był niesamowicie nijaki i praktycznie nie dał się zapamiętać w żaden sposób. Pewnie gdyby dziś przejść po najbardziej słynnych ulicach w Poznaniu, to możliwe, że na 100 spacerowiczów może jeden lub dwóch pamiętałoby Słowaka. Co ciekawe, de Marco jest wielokulturowym człowiekiem. Urodził się w Argentynie, miał także hiszpański paszport, a jak podaje na swoim Instagramie, mówi płynnie w aż sześciu językach – hiszpańskim, słowackim, niemieckim, angielskim, polskim, a także portugalskim.  Szkoda tylko, że umiejętności poligloty nie pomogły de Marco w osiągnięciu większych sukcesów w Lechu.

8. David Holman

Przejdźmy teraz do ofensywnych zawodników, wobec których fani „Kolejorza” mieli wielkie nadzieje, a skończyło się to wszystko rozczarowaniem. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku Davida Holmana, który przed transferem do Lecha wyróżniał się w lidze węgierskiej, jednak zupełnie nie poradził sobie na poziomie Ekstraklasy. Holman ostatecznie wystąpił w barwach Lecha zaledwie 11 razy, w tym tylko czterokrotnie w lidze. Węgier głównie otrzymywał szanse w starciach wczesnych faz Pucharu Polski

Z ciekawszych meczów, Holman rozegrał 67 minut meczu przeciwko Fiorentinie podczas rozgrywek Ligi Europy w sezonie 2015/2016. I to tyle, jeśli chodzi o „sukcesy” Węgra, bo z Lecha odszedł zupełnie zapomniany. Co ciekawe, ma on jednak w swoim dorobku medal za mistrzostwo Polski zdobyty w 2015 roku podczas pierwszej kadencji Macieja Skorży. Trudno mówić jednak o wkładzie tego piłkarza w sukces drużyny, bo podczas mistrzowskiego sezonu rozegrał zaledwie… 19 minut w barwach Lecha.

7. Dimitrios Goutas

Z Węgier powędrujmy teraz do słonecznej Grecji, bo właśnie stamtąd pochodzi kolejny zawodnik na naszej niechlubnej liście – Dimitrios Goutas. Do Lecha trafił latem 2018 roku i takie określenie jest tutaj poprawne, bo z perspektywy czasu można stwierdzić, że Grek znalazł się w „Kolejorzu” właściwie przez… przypadek. Goutas w Lechu wystąpił w zaledwie 11 spotkaniach i już po jednym sezonie opuścił klub. Grek to kolejny zawodnik w tym zestawieniu, który nie dał się zapamiętać żadną akcją ani składnym zagraniem. Goutas pochodzi z kraju wielu wybitnych filozofów, jednak do występów obrońcy Lecha najbardziej pasuje cytat solipsysty Gorgiasza, który twierdził, że „nic nie istnieje”.

6. Nicklas Bärkroth

Czas zająć się szwedzkim skrzydłowym, wobec którego kibice Lecha mieli naprawdę wysokie oczekiwania. Chodzi o Nicklasa Barkrotha. W „Kolejorzu” występował on przez rok. W ciągu jednego sezonu rozegrał w Lechu 25 spotkań, jednak trudno w ogóle wskazać moment, w którym Barkroth odmienił oblicze meczu czy wyraźnie pomógł zespołowi. Skrzydłowy został sprowadzony do Lecha, by strzelać bramki i asystować kolegom, jednak w tym przypadku liczby są bezlitosne. W 25 meczach Barkroth nie strzelił ani jednego gola i zanotował tylko trzy asysty. Szwed opuścił Lecha bez zdobycia żadnego trofeum, jednak był bliski wygrania mistrzostwa Polski w 2018 roku.

5. Wasyl Kraweć

Ukraiński lewy obrońca do ekipy „Kolejorza” przywędrował w 2020 roku, a transakcja odbyła się na zasadzie wypożyczenia na okres jednego sezonu. Wrażenie z pewnością robił klub, z którego Kraweć przysszedł do Lecha, bo mowa tutaj o hiszpańskim Leganes – ówczesnym spadkowiczu z La Liga. Ukrainiec zaliczył nawet parę występów na najwyższym poziomie rozgrywkowym na Półwyspie Iberyjskim, jednak zupełnie nie podołał w Lechu. Rozegrał tu łącznie 25 meczów, wszystkie w sezonie 2020/21.

Wasyl Kraweć w zespole „Kolejorza” miał także trudnego rywala na lewej obronie, czyli Tymoteusza Puchacza, który po sezonie pojechał na Euro 2020 z kadrą Paulo Sousy. Większość zawodników Lecha wolałaby jednak zapomnieć o rozgrywkach 2020/21 w Ekstraklasie, bo z perspektywy czasu, 11. miejsce miejsce to jedna z największych kompromitacji ostatnich lat. Kraweć w ekipie Lecha nie zdobył żadnej bramki, ale to raczej nie jest problem, natomiast brak asysty można już uznać za jakieś rozczarowanie. Z dużej chmury mały deszcz.

4. Muhamed Keita

Norweg urodzony w Gambii trafił do Lecha przed mistrzowskim sezonem 2014/15 i jego przyjściu towarzyszyły naprawdę wysokie oczekiwania kibiców. Ostatecznie Keita w barwach „Kolejorza” wystąpił zaledwie 28 razy i strzelił zaledwie trzy gole, co na pozycję lewego napastnika jest miernym wynikiem. Norweg dał się zapamiętać właściwie tylko z ładnego gola zdobytego przeciwko Górnikowi Łęczna i… to by było na tyle. Lech wielokrotnie wypożyczał Keitę do różnych norweskich klubów, jednak ostatecznie gracz ten trafił do… New York Red Bulls.

3. Sisi

Przejdźmy do ścisłego podium niechlubnych transferów Lecha. Na trzecim miejscu postanowiliśmy umieścić hiszpańskiego skrzydłowego – Sisiego. Z tym zawodnikiem zarówno władze klubu, jak i kibice wiązali ogromne nadzieje, a skończyło się jednym wielkim rozczarowaniem. Sisi to kolejny zawodnik w naszym zestawieniu, który w swoim CV ma kluby z La Liga. Przeszłość w takich drużynach jak Osasuna czy Real Valladolid – praktycznie wskazywało to, że Sisi zostanie gwiazdą „Kolejorza”. Rzeczywistość okazała się jednak niesamowicie bolesna. Hiszpan trafił do Lecha w styczniu 2016 roku i w ciągu całego pobytu w zespole „Kolejorza” rozegrał… pięć meczów. Nie zdobył także ani jednej bramki oraz, jak większość graczy w tym zestawieniu, nie dał się zapamiętać w jakikolwiek sposób.

2. Nicki Bille Nielsen

Duński napastnik miał proste zadanie – strzelać jak najwięcej goli i pomóc Lechowi w walce o trofea. Do polskiej ligi przychodził z łatką gwiazdy i zawodnika, który „zje rywali” swoimi umiejętnościami. Bardziej niż boiska Ekstraklasy podbijał jednak… poznańskie kluby, bo zdecydowanie więcej pisania o Duńczyku miały portale plotkarskie niż media sportowe. Wszystko przez liczne skandale, których dopuszczał się także podczas gry w Lechu. Ostatecznie Nicki Bille Nielsen w barwach Lecha rozegrał 43 mecze na przestrzeni trzech sezonów – 2015/16, 2016/17 i 2017/18. W dość licznej kartotece rozegranych meczów miernie wygląda statystyka z golami, bo podczas pobytu w Poznaniu jest to osiem trafień.

Najgorsze dla Bille Nielsena i jego otoczenia było jednak dopiero przed nim i mówimy teraz o rzeczach wiele bardziej poważnych niż futbol. Duńczyk brał bowiem udział w chociażby nielegalnym użyciu broni, przemycie narkotyków, a także… kradzieży drogich perfum w sklepie Diora. Oprócz tego dusił swoją partnerkę, a także groził śmiercią pielęgniarce. I tak właściwie moglibyśmy wymieniać w nieskończoność. Były napastnik wielokrotnie był skazywany na karę więzienia, najczęściej jednak kończyło się „zawiasami”.

1. Denis Thomalla

Zwycięzca mógł być tylko jeden! Na samym starcie pobytu w Poznaniu założono mu wielki bagaż oczekiwań. Do Lecha Thomalla trafił parę tygodni po zdobyciu przez klub mistrzostwa Polski. Niemiecki skrzydłowy właśnie zaliczył świetny sezon w SV Ried (10 bramek) i miał pomóc „Kolejorzowi” w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Skończyło się jednak na wielkim zawodzie, bo ostatecznie Thomalla w Lechu rozegrał 27 spotkań i zdobył… dwie bramki. Do dziś w Poznaniu jest wspominany bardziej ze swoich kiksów i zmarnowanych stuprocentowych sytuacji. Wielu sympatyków „Kolejorza” uważa, że klub w ostatnich latach nie miał tak słabego napastnika.

Fani zespołu ze stolicy Wielkopolski przyzwyczajeni są raczej do napastników bramkostrzelnych. Takich, jak Ishak, Lewandowski czy Rudnevs, więc „efekt Thomalli” jest jeszcze bardziej potęgowany. Do Poznania przeszedł za niemałą kwotę – 400 000 euro. W Lechu grał pod wodzą dwóch trenerów – Macieja Skorży i Jana Urbana, a zdecydowaną większość rozegrał za kadencji tego pierwszego. Ostatecznie „Kolejorz” pozbył się Thomalli, transferując go 1. FC Heidenheim, które obecnie występuje w Bundeslidze. Niemiecki napastnik – jeśli tylko jest zdrowy – zalicza występy w najwyższej niemieckiej lidze, co tylko pokazuje, że naprawdę coś bardzo poszło w Poznaniu nie tak.

fot. PressFocus