Morata się przełamał. Diego Simeone nie wiedział, czy… może świętować
Stało się! Wszystkie teorie spiskowe, zły układ gwiazd, klątwy i laleczki voodoo można odrzucić w niepamięć. Alvaro Morata zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach Atletico. A właściwie pierwszą, którą uznano.
Ten efekt domina miał brakujące ogniwo. Sanabria zastąpił w Genoi Piątka – strzela. Piątek zastąpił w Milanie Higuaina – strzela. Higuain zastąpił w Chelsea Moratę – także zdobył kilka bramek. I tylko ten, przez którego zaczęła się cała ta karuzela nie mógł się odblokować. Udało się w końcu w meczu z Villarreal (2:0), w którym to właśnie Hiszpan otworzył wynik w 31. minucie.
Scoring a goal for the boyhood club has become a reality.
#1
?⚪️ pic.twitter.com/xrTKSLcXsD— Morata; (@SpainsProdigy) February 25, 2019
Trafienie dla klubu, w którym Morata grał jako chłopiec to jedno, ale przełamanie się po tylu próbach to coś innego. Napastnikowi na pewno spadł kamień z serca. Podobnie jak jego trenerowi, który jeszcze dłuższą chwilę po bramce… no właśnie:
– Nie wiedzieliśmy, czy powinniśmy świętować, czy może jednak nie, biorąc pod uwagę, że dwie poprzednie bramki zostały anulowane, mimo że były prawidłowe – powiedział po meczu Simeone. To oczywiście nawiązanie do sytuacji z meczów z Realem Madryt i Juventusem, w których radość Moraty nie trwała długo, a jego trafienia zostały cofnięte przez VAR. Jeśli można nazwać niektóre sytuacje „piłkarskim stresem pourazowym”, właśnie z taką mamy tu do czynienia. Pada bramka, a zarówno zawodnik, jak i trener, boją się cieszyć. Moracie życzymy, by zdobył jak najwięcej bramek, dzięki którym pozbędzie się m.in. tej „traumy”.