Serie B: rozgrywki bardziej nieprzewidywalne od Ekstraklasy

18.03.2024

Serie B to oczywiście drugi poziom rozgrywkowy we Włoszech. I tak jak poziom sportowy czasem nie oddaje, tak to co wokół tej ligi i w niej samej – już tak. To liga pełna kolorytu, ale też z bardzo wyrównanym poziomem sportowym. Nie ma tutaj tak ogromnego „parachute payment” po spadku z Serie A, jak to ma miejsce w Premier League, co także ma wpływ na poziom rywalizacji. Nudy brakuje. Zapraszam na wycieczkę pełną folkloru i przaśności.

Przewidywania a rzeczywistość – dwa różne światy

Wyobraźmy sobie sytuację – drużyna Serie A spada poziom niżej. Uznajemy ją zatem z miejsca za faworyta kolejnych drugoligowych rozgrywek, prawda? Nic bardziej mylnego. Historia choćby ostatniej dekady pokazuje, że na jednym spadku skończyć się wcale nie musi. Bardzo szybko dwa spadki dotknęły Crotone i Benevento. W krótkim czasie też, choć nie z rzędu – SPAL. Każda z drużyn jest dziś w trzeciej lidzie, z której okrutnie ciężko jest wyjść.

Można by rzec, że losy SPAL odwróciły się wtedy wprost proporcjonalnie do tego, co trafiło się za trenera Leonardo Sempliciego. Wtedy, z Alexem Meretem czy Manuelem Lazzarim w składzie, doszło do dwóch awansów z rzędu. Blisko podobnej sytuacji było Pordenone. Drużyna Sebastiana Musiolika jednak „spuchła” pod koniec sezonu i w następnej kampanii, już bez Polaka, spadła z ligi. Na ich nieszczęście do Serie D. Powód? Brak kasy.

To też bardzo duży problem niektórych klubów. Nie tak dawno Foggia musiała zaczynać od czwartej ligi, a jeszcze w latach 90. mówiła o niej cała Italia, bo grała najpiękniejszy futbol na Półwyspie Apenińskim. Dziś Stadio Pino Zaccheria gości trzeci poziom rozgrywkowy, a wrócić na drugi to będzie trudna misja. Baraże o awans do Serie B to jedna z najbardziej skomplikowanych rzeczy w piłce nożnej i nie ma w tym grama przesady.

Wyrównany poziom

Tylko właśnie, skąd na drugim poziomie tak wyrównany poziom? Parę słów na ten temat powiedział nam Łukasz Baron, prowadzący stronę internetową o Parmie kibic tego klubu:

Przede wszystkim większość zespołów jest na w miarę zbliżonym poziomie finansowym, mają podobne budżety, płace, czy możliwości transferowe. Nawet jeśli trafiają się zespoły bogatsze lub znacznie bogatsze od reszty, jak Como, Palermo, czy chociażby Parma to… nie do końca mogą one wykorzystać swój potencjał finansowy i sprowadzić graczy, którzy by tę ligę zjedli. Tu wchodzi kolejny czynnik, a mianowicie atrakcyjność rozgrywek z punktu widzenia piłkarza. Pieniędzmi może przekonać do gry w B, jakiegoś „pół emeryta” (typu Vazquez, Fabregas etc.), czy gracza po przejściach będącego na zakręcie kariery, a oni poziomu ligi wcale jakoś mocno nie podnoszą.

Do Serie B, choć są oczywiście jakieś pojedyncze wyjątki, nie trafiają raczej piłkarze w sile wieku o dużej skali możliwości i talentu. Dlatego kluby z B bazują przede wszystkim na skautingu (najlepszym przykładem jest tu Cittadella, która mimo bardzo skromnego budżetu, dzięki znakomitej pracy dyrektora sportowego Marchettiego kilkukrotnie ocierała się o awans do A i prezentuje generalnie bardzo solidny poziom); wypożyczeniach młodych zdolnych graczy z klubów Serie A, czy wspomnianym wcześniej pozyskiwaniu doświadczonych piłkarzy. Tym samym poziom piłkarzy występujących w B jest bardzo wyrównany i ciężko jest żeby ktoś faktycznie tę ligę zjadł. Zrobił to chociażby Juventus, ale on nawet po spadku miał w składzie piłkarzy ocierających się o topowych w skali Włoch. Za tym wyrównanym poziomem piłkarzy idzie też kolejna kwestia, czyli niewielki przeskok z Serie C do Serie B.

Warto też dodać, że do Serie B można ściągać tylko piłkarzy z paszportem kraju Unii Europejskiej. W przypadku wyżej wymienionego Franco Vazqueza zadziałał włoski paszport, a ma on też argentyński. Gdyby nie ten włoski, to nie zobaczylibyśmy prawdopodobnie w Monzy Carlosa Augusto – Brazylijczyka będącego obecnie piłkarzem Interu Mediolan.

Bardzo dużo w ostatnich latach drużyn, które totalnie nieoczekiwanie biorą udział w walce o awans. SPAL jako beniaminek uzyskał drugi z rzędu awans i wrócił po 53 latach w 2017 roku. Właścicielem klubu jest… prawnik Donalda Trumpa Joe Tacopina. Amerykanin z włoskimi korzeniami wpisuje się bardzo w miejscowy folklor, gdzie miesza się choćby z senatorem Claudio Lotito, czy byłym szefem nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych Duncanem Niederauerem – właścicielem Venezii. Catanzaro gra po raz pierwszy od 17 lat na drugim poziomie i najprawdopodobniej zachowa bezpieczny odstęp od 9. miejsca, potrzebny do walki o Serie A. Dlaczego takie cuda mają  w ogóle miejsce? Odpowiedział na to dziennikarz „Corriere Torino” Alberto Giulini:

Wydaje mi się, że drużyny z Serie C często pozostają w podobnym składzie i dlatego to działa na ich korzyść. Pamiętam Novarę 2011 – skład nie zmienił się za bardzo, a zrobili dwa awanse z rzędu.

Bardzo ciekawym dodatkiem tego sezonu na zapleczu włoskiej ekstraklasy jest Lecco. Wywalczyło ono awans na ten poziom po 50 latach, wkład w awans miał (choć bardzo drobny) Christian Maldini, oczywiście z tych Maldinich. Starszy z synów Paolo nie gra już jednak w piłkę, został agentem i pośredniczył w transferze czasowym brata do Monzy. Aktualnie trenerem od kilku kolejek jest Alfredo Aglietti. Pisaliśmy parę dni temu, że jego pracodawca Paolo Di Nunno podejrzewa całą drużynę o podkładanie się i nieczystą grę. A wiecie co z perspektywy kibica piłki jest najśmieszniejsze w tej sytuacji? Aglietti w 2000 roku wziął udział w ustawieniu meczu Coppa Italia. Poza nim ukarano między innymi… Massimiliano Allegriego! Świat jest mały.

Serie B – liga, gdzie… nie każdy zaczyna od razu

W cywilizowanych do końca ligach, wszystkie zespoły rozpoczynają pierwszą kolejkę wspólnie w jeden weekend. No, ale jesteśmy we Włoszech i tutaj nie może być do końca normalnie. Do końca trwała sądowa walka o to… kto ma grać w sezonie 2023/24 na tym poziomie. Problemów dołożyło też bankructwo Regginy. Większość drużyn rozpoczęła 18 sierpnia. Finalnie Lecco oraz Brescia kampanię zaczęły ze sporym opóźnieniem –  dopiero 3 września, gdy grano czwartą kolejkę. Kuriozum, ale cóż – Włosi nie byliby sobą, gdyby czegoś nie opóźnili, prawda?

Tu też są zdrowo funkcjonujące zespoły

Sampdoria miała koszmarną kampanię 2022/23 i rozpoczęła od zupełnie czystej kartki papieru. Matteo Manfredi oraz Andrea Radrizzani podjęli się bohaterskiej odbudowy historycznego giganta, podobnej do tego, co czynił w 2004 roku Aurelio De Laurentiis z SSC Napoli. Klub dostał z wyprzedzeniem 40 procent „spadochronowego”, czyli 10 milionów euro, co miało pomóc w sprawach bieżących. Massimo Ferrero pozostawił ten klub w opłakanym stanie. „Sampa” dostała latem spadochronowego 40% w kwocie 10 milionów euro, a Cremonese już tylko cztery. Tu też wpływ mają prawa TV, które wyglądają śmiesznie przy Premier League, gdzie takie Southampton w pierwszym roku w Championship otrzymuje 50-60 mln funtów.

W ostatnim czasie dołączył do Sampdorii Maheta Malongo, który przyczynił się do dwóch z rzędu awansów Mallorki i był prezesem Stowarzyszenia Piłkarzy Profesjonalnych w Anglii. Strukturalnie niebo a ziemia w porównaniu z tym, co wyczyniał Ferrero, który doprowadził klub do ruiny. Sampdoria to przykład klubu, który w ciągu kilku miesięcy przebył daleką podróż – gdy zaczęto działać w klubie tak jak się to powinno robić, widać tego plony. Sampdoria dziś w jednym ze spotkań wystawia dziewięciu piłkarzy w wieku 23 lat i młodszych. To jest jej plan na przyszłość. Andrea Pirlo doprowadził ją po 29. kolejkach i wielu perturbacjach (aż 12 porażek!) do siódmego miejsca w tabeli, najwyższego w sezonie.

Na drugim biegunie jest Spezia. Klub, który dopiero co był nieco powyżej kreski, walczy dziś o to, by nie spaść po raz drugi z rzędu. Nie ma już Mbali N’Zoli, Jakuba Kiwiora i jakości praktycznie tez nie. Wydawało się, że strukturalnie wszystko się zgadza i w klubie działa się z głową. Boisko mocno zweryfikowało plany drużyny z Ligurii. Pieniądze też nie do końca są dobrze spożytkowane na mercato. Drągowski i Żurkowski okazali się za drodzy w utrzymaniu i odeszli na wypożyczenie, a przecież mieli szybko wywalczyć awans powrotny. Tak się jednak w Serie B nie da.

Fot. PressFocus