Dwudziestolecie międzywojenne, nieszczęsny Vassiljev. Historia meczów Polska – Estonia

21.03.2024

Historia meczów Polska – Estonia jest dość bogata. Już dzisiaj na PGE Narodowym w Warszawie odbędzie się dziesiąte starcie tych narodów w ramach półfinału w barażach o awans na Euro 2024. Do tej pory praktycznie zawsze górą wychodzili kadrowicze znad Wisły. Znalazły się jednak wyjątki, które tylko potwierdzają, że podopieczni Michała Probierza muszą dziś zachować pełną koncentrację.

Dobre stosunki polityczne w międzywojniu

Dziś stosunki polsko-estońskie są na dobrym poziomie. Zarówno my, jak i nasi dzisiejsi rywale jesteśmy w NATO, a oprócz tego dokładnie tego samego dnia dołączyliśmy do Unii Europejskiej. Na przestrzeni praktycznie stu lat niewiele się w kwestii stosunków polsko-estońskich zmieniło, bowiem w podobnym czasie nasze kraje odzyskiwały niepodległość. Byliśmy trochę spóźnieni, ponieważ Estończycy deklarację niezależności podpisali już 24 lutego 1918 roku, a my na ogłoszenie swojej suwerenności musieliśmy poczekać kolejne dziewięć miesięcy. W czasie dwudziestolecia międzywojennego stosunki między Polską a Estonią były dobre, a tak wypowiada się o nich profesor Piotr Łossowski – znawca Europy wschodniej w okresie międzywojnia:

W dwudziestoleciu międzywojennym stosunki polsko-estońskie były zdumiewająco żywe i co równie ważne, nacechowane wzajemną życzliwością, a nawet przyjaźnią.

Kraje jednoczył wspólny wróg – ZSRR i przełożyło się to także na częste rozgrywanie meczów piłkarskich pomiędzy dwoma nacjami. Ostatecznie wyszło tak, że w latach 1918-1939 reprezentacja Polski z Estonią rozegrała aż trzy mecze. Dwa z nich zakończyły się pewnymi zwycięstwami Polaków (kolejno 4:1 i 2:0), jednak raz – w 1925 roku między zespołami padł remis 0:0. Co ciekawe, dwa pierwsze spotkania pomiędzy ekipami odbyły się Tallinie, a Estonia do Polski – na stadion warszawskiej Agrykoli – przyjechała dopiero w 1926 roku.

Dzikie lata dwutysięczne

Na kolejne akty w meczach pomiędzy Polską a Estonią trzeba było czekać 76 lat, bowiem ekipy spotkały się ze sobą dopiero w 2002 roku. Wszystko przez to, że od razu po II wojnie światowej Estonia wcielona została do Związku Radzieckiego i do 1991 roku zniknęła z mapy Europy. Podczas spotkania w 2002 górą byli Polacy, a jedynego gola na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie strzelił Maciej Żurawski. Spotkanie to odbyło się 18 maja i było częścią cyklu przygotowań do mundialu w Korei i Japonii.

Mecz rozegrany z Estonią mógł być wówczas pierwszym sygnałem, że turniej w Azji nie pójdzie po naszej myśli, ponieważ ekipa Jerzego Engela niesamowicie męczyła się ze słabym rywalem, a ostatecznie jedyna bramka padła dopiero w 56. minucie. Kolejne lata to już więcej meczów przeciwko Estończykom. Byli oni częstym wyborem selekcjonerów do sparingów – w latach 2002-2008 mierzyliśmy się z nimi aż ośmiokrotnie. Zawsze górą byli Polacy, jednak tylko raz – w 2008 roku skończyło się pogromem 4:0. Najczęściej jednak spotkania pomiędzy kończyły się dwubramkowymi zwycięstwami Polaków – właśnie tak Polacy wygrywali w 2008 i 2005 roku, gdy słynnego gola z woleja w swoim jedynym występie w kadrze strzelił Grzegorz Piechna.

Symulowali Łotwę?

Interesująca anegdota miała miejsce w przypadku spotkania z 2003 roku. Wtedy kadra kierowana przez Pawła Janasa przygotowywała się do meczu eliminacyjnego do Euro 2004 z Łotwą. Selekcjoner przed spotkaniem postanowił rozegrać jeszcze sparing z innym bałtyckim państwem – właśnie Estonią, która według Janasa grała w podobnym stylu, co Łotysze. Z historii ostatnich lat znamy przypadki, kiedy selekcjonerzy dość nieudolnie próbowali „symulować” rywali w ten sposób, a jedynym podobieństwem było często położenie geograficzne. W ten sposób powstały nam takie kwiatki, jak chociażby sparing z Nigerią, która miała udawać Senegal, albo Korea Południowa, która podobno grała jak Japonia. W tym przypadku trzeba jednak oddać Pawłowi Janasowi słuszność tego meczu towarzyskiego, gdyż dwa tygodnie później ograliśmy reprezentantów Łotwy 2:0.

Kac po Euro 2012 tylko pogłębiony

Skończyło się nieudane Euro 2012 rozgrywane w Polsce i na Ukrainie, odszedł Franciszek Smuda, a jego miejsce zajął Waldemar Fornalik. Nowy selekcjoner nie chciał od razu grać o stawkę, więc jeszcze w sierpniu 2012 roku reprezentacja udałą się do Tallina, żeby rozegrać mecz z Estonią i zatrzeć rany po przegranym w fatalnym stylu miesiąc wcześniej turnieju. Zamiast leczenia było jednak… raczej polanie jej spirytusem, bo reprezentacja zagrała niesamowicie słaby mecz i 15 sierpnia 2012 roku pozostaje jedyną datą w historii, gdy z Estończykami przegraliśmy.

Wówczas na stadionie w stolicy Estonii jedyna bramka padła dla gospodarzy, a w doliczonym czasie gry z rzutu wolnego zdobył ją nie kto inny jak Konstantin Vassilijev, czyli absolutna legenda estońskiej piłki. Wówczas „Kosta” występował w rosyjskim Amkarze Perm, jednak dwa lata później przeniósł się do Piasta Gliwice, a później na dobre zadomowił się w naszej lidze, gdzie reprezentował jeszcze barwy Jagiellonii Białystok, z którą w 2017 roku otarł się o mistrzostwo Polski. Ostatecznie Vassilijev w Ekstraklasie rozegrał aż 115 meczów i strzelił 26 goli. Zwłaszcza fantastyczne było jego ligowe double-double (przekroczył 10 goli i 10) asyst w „Jadze” w sezonie 2016/17.

Nie mamy się czego bać

Do tej pory z Estonią mierzyliśmy się dziesięć razy i tylko dwa razy nie wychodziliśmy zwycięsko. Najczęściej zdecydowanie przeważaliśmy i mieliśmy pełną kontrolę nad meczem. Należy jednak pamiętać o dwóch rzeczach. Pierwsza – z Estonią nie graliśmy od 12 lat, a zarówno nasza kadra jak i rywali zmieniła się o 180 stopni, oraz druga – nigdy nie graliśmy z Estonią o punkty. Ta kwestia może być niesamowicie istotna, ponieważ poziom mobilizacji i nastawienia do sparingu w porównaniu do walki o występ na wielkim turnieju to dwie zupełnie różne kwestie. Nie możemy jednak zapominać o naszych atutach, których mamy wiele.

Mecz rozgrywany w swoim domu – na PGE Narodowym (na którym na 39 meczów przegraliśmy zaledwie pięć), mamy szeroką kadrę oraz przede wszystkim duże nazwiska – kapitana z Barcelony, pomocnika z Napoli, obrońcę z Arsenalu, a bramkarza z Juventusu. Można tak wymieniać w nieskończoność, jednak ostatecznie najważniejsze będzie to, co wydarzy się na boisku!

Start meczu Polska – Estonia o 20:45.

Fot. PressFocus