Holandia wygrała w cieniu dramatu. Przy ławce Węgrów trwała reanimacja

16.11.2024

Holandia nie miała najmniejszych problemów z pokonaniem Węgrów w piątej kolejce Ligi Narodów z nowymi zasadami i zwyciężyła 4:0. Mecz rozegrał się też w cieniu dramatu na ławce trenerskiej gości. Zasłabł Adam Szalai, obecnie członek sztabu, a w przeszłości świetny napastnik kadry grający w Bundeslidze. Na szczęście wszystko jest w porządku z jego zdrowiem. 

Dramat przy ławce Węgrów

Nawet mecz nie zdążył się dobrze rozkręcić i cały stadion Johan Cruijff Arena zamarł. Arbiter doliczył potem przez tę sytuację aż 13 minut. Przerażające sceny miały miejsce już na początku. Grę trzeba było przerwać w szóstej minucie, gdy upadł przy ławce drugi trener Adam Szalai, który pełni tę funkcję od miesiąca.  Zostało to później potwierdzone przez węgierską agencję prasową MTI, a następnie przez oficjalne konto węgierskiej piłki. Na szczęście była to pozytywna informacja, że jego stan jest stabilny i przebywa w szpitalu w Amsterdamie.

Było już widać z transmisji tego spotkania przerażający obrazek – drżącą nogę Szalaia, który leżał na ziemi. Wokół ławek stanęli rezerwowi zawodnicy oraz członkowie węgierskiego sztabu, aby zatuszować to, co się dzieje. Holenderscy organizatorzy zasłonili ławkę białym, szybkim w montażu parawanem. Dramat ten rozgrywał się przez kilkanaście minut. Błyskawiczna reakcja służb i reanimacja okazała się skuteczna i byłego zawodnika zabrano do szpitala przy owacjach od trybun. Chwilę później mecz został wznowiony.

Adam Szalai to postać znana w niemieckim futbolu – rozegrał aż 276 spotkań w Bundeslidze – najwięcej w barwach FSV Mainz oraz Hoffenheim. Ci pierwsi życzyli mu w mediach społecznościowych szybkiego powrotu do zdrowia. W klubie z Moguncji grał między innymi pod wodzą zaczynającego przygodę z trenerką w seniorach Thomasa Tuchela. W kadrze Węgier Szalai zdobył 26 bramek w 86 spotkaniach, a obecnie jest świeżo upieczonym asystentem.

Rzuty karne, a poza tym nieskuteczność

Węgrzy liczyli na szybki przechwyt, dwa podania i błyskawiczną kontrę – praktycznie w taki sposób wyglądała ich cała polowa, bo oni pod Marco Rose w ten sposób grają. I już w trzeciej minucie Dominik Szoboszlai wykorzystał „drewniane” przyjęcie Jana Paula van Hecke, zabrał mu piłkę na jego połowie i popędził na bramkę. Zszedł do środka ze skrzydła, miał bardzo dużo miejsca, lecz za długo zbierał się do strzału i zablokował go Virgil van Dijk, a dobitka Andreasa Schafera wylądowała nad poprzeczką. Właśnie w ten sposób chcieli grać „Madziarzy”.

Dwie bramki Denes Dibusz wpuścił… z rzutów karnych. O pierwszej sytuacji wszyscy zdążyli zapomnieć, bo sędzia Jesus Gil Manzano podbiegł do monitora od razu po długiej pauzie i wznowieniu gry, by sprawdzić zagranie ręką. Kiedy Marco Rose i Węgrzy wyraźnie jeszcze przeżywali dramat, to Wout Weghorst wykorzystał jedenastkę i… dość mocno ją celebrował. Był to co najmniej dziwny moment. Widać było po twarzy węgierskiego selekcjonera, że cały czas nie ochłonął po tej reanimacji.

Holendrzy dominowali pod względem kultury gry, posiadania piłki czy wykreowanych szans. Doświadczony Denes Dibusz aż cztery razy musiał interweniować. Dwie z tych obron były naprawdę takie, że należało przyklasnąć z uznania – po główce Tijaniego Reijndersa oraz uderzeniu z bliska Donyella Malena, gdy musiał się przesunąć do bliższego słupka. Wobec drugiego karnego także był bezradny. Zsolt Nagy dał się jak dziecko zrobić przez Malena na balans w jedną stronę, pójście w drugą i zahaczył go w nogę. Karnego Weghorstowi zabrał Cody Gakpo i podwyższył przed zejściem do szatni.

Węgrzy wykonali w pierwszej części mniej niż 100 podań, ale potrafili też stworzyć jedną groźną szansę po szybkiej kontrze, kiedy to z główki uderzał Roland Sallai. Świetnie dograł mu piłkę z lewej strony Zsolt Nagy. Byłaby to błyskawiczna odpowiedź na 1:1, ale Sallai uderzył prosto w środek bramki – idealnie w „koszyczek” Barta Verbruggena.

Holandia postrzelała, Węgrzy tylko tłem

W drugiej połowie Węgrzy już praktycznie nie istnieli. Rozszalał się Wout Weghorst, który tuż na początku został zablokowany, a w 50. minucie uderzył w poprzeczkę. Cały czas ręce pełne roboty miał w bramce Węgrów Dibusz. Denzel Dumfries podwyższył na 3:0 w 64. minucie. W pierwszej połowie miał piłkę na swojej słabszej nodze i strzelił za lekko, ale już mając ją na prawym woleju zapakował soczyście po dalszym rogu – piąty mecz i trzeci gol prawego wahadłowego.

Od tego momentu można powiedzieć, że mecz się już całkowicie „skończył”. Holendrzy przez chwilę ładowali baterie i było nudno, ale Ronald Koeman wprowadził zmienników i dwóch z trzech wykreowało kolejną bramkę. Trochę szumu na prawej stronie zrobił Jeremie Frimpong i dograł do Denzela Dumfriesa, a ten popisał się miękką wcinką prosto na głowę Teuna Koopmeinersa. To on podwyższył na 4:0, a chwilę później uderzył jeszcze w poprzeczkę. Holandia rozegrała najlepszy mecz w tej edycji Ligi Narodów, a Koeman był wyraźnie dumny z postawy swoich podopiecznych.

Fot. screen Polsat Sport Premium