Cios za ciosem i wielkie widowisko! Union jednak lepszy

Napisane przez Gabriel Stach, 19 stycznia 2025

Bundesliga da się lubić! Union Berlin i FSV Mainz zapewnili w ostatniej kolejce ligowej niemałe widowisko, po raz kolejny reklamując niemiecką piłkę na piłkarskim globie w najlepszy możliwy sposób. W pierwszej połowie działo się mnóstwo! Koniec końców berlińczycy okazali się lepsi i odnieśli zwycięstwo 2:1 nad gośćmi z Moguncji.

Union sięga po trzy punkty

Cóż to było za widowisko w pojedynku w ramach 18. kolejki niemieckiej Bundesligi! Akcja toczyła się niemalże przez całe 90 minut od bramki do bramki, lecz skuteczniejsi okazali się zawodnicy ze stolicy Niemiec, którzy odnieśli zwycięstwo 2:1. Na listę strzelców wpisali się Robert Skov oraz Benedict Hollerbach (dla berlińczyków) oraz Nadiem Amiri (dla moguncjan). Jeśli mowa o wyjściowych jedenastkach na ten mecz, obaj trenerzy nie zdecydowali się na żadne eksperymenty i posłali w bój najsilniejsze możliwe składy.

Union Berlin XI:

Alexander Schwolow – Diogo Leite, Danilho Doekhi, Leopold Querfeld – Josip Juranovic, Janik Haberer, Andras Schaefer, Robert Skov – Benedict Hollerbach, Aljoscha Kemlein – Jordan Siebatcheu.

FSV Mainz XI:

Robin Zentner – Danny da Costa, Stefan Bell, Anthony Caci – Nadiem Amiri, Kaishu Sano, Dominik Kohr, Philipp Mwene – Paul Nebel, Lee Jae-sung – Armindo Sieb.

Union skuteczniejszy w pierwszej połowie

Fani zgromadzeni na „Starej Leśniczówce” z pewnością nie mogli wymarzyć sobie lepszego początku spotkania swoich pupili. Po upływie zaledwie kilkudziesięciu sekund Union zdołał wpakować piłkę do siatki Mainz i wyszedł na prowadzenie. Fatalny błąd w rozegraniu Zentnera z Da Costą skrzętnie wykorzystał Hollerbach. Napastnik wbiegł w pole karne i z bliskiej odległości wykończył akcję bramkową. Radość gospodarzy nie trwała jednak zbyt długo, albowiem cztery minuty później Mainz doprowadziło do wyrównania! 5. minuta i mieliśmy już zatem 1:1.

Sędzia podyktował rzut karny na korzyść Mainz, który z zimną krwią wykorzystał Nadiem Amiri. Uderzył wręcz idealnie, pozostawiając Schwolowa bez szans na obronę. Tempo gry rosło z minutę na minutę, zaś akcje bramkowe toczyły się tam i z powrotem. W 13. minucie Union mógł prowadzić 2:1 za sprawą dobrze znanego nam Josipa Juranovicia, a chwilę później groźnym atakiem odpowiedział Armindo Sieb, lecz w obu przypadkach zabrakło odpowiedniego wykończenia. Intensywność nieustannie rosła, czego efektem był kolejny rzut karny – tym razem na korzyść gospodarzy.

Do jedenastki podszedł Robert Skov, który również pewnie zdobył bramkę, zapewniając stołecznemu klubowi prowadzenie 2:1. Moguncjanie próbowali odpowiedzieć ponownie błyskawicznie – w 31. minucie mogło dojść do wyrównania, lecz podopieczni Baumgarta świetnie wybronili się po sporym zamieszaniu we własnym polu karnym i dwóch próbach gości. Ostatnie minuty przyniosły nam jeszcze kilka kolejnych sytuacji bramkowych po obu stronach, ale żadna z nich nie została już zwieńczona trafieniem do siatki, dlatego też pierwsze 45 minut zakończyło się wynikiem 2:1 na korzyść berlińczyków.

Pierwsza połowa obfitowała w mnóstwo okazji, obejrzeliśmy aż 16 strzałów z obu stron. Stroną dominującą byli jednak prowadzący gospodarze. Oni mieli po swojej stronie 11 uderzeń (cztery celne).

Union dowiózł trzy punkty

Mainz się przebudziło. Rozpoczęło drugą połowę z wysokiego C i od razu zdominowało rywali, chcąc czym prędzej doprowadzić do wyrównania 2:2. Niemniej jednak za każdym razem, kiedy tylko zbliżali się oni do pola karnego, Union skutecznie odpierał kolejne ataki. W 50. minucie sam na sam z bramkarzem zmarnował Armindo Sieb. Kopnął zupełnie od niechcenia, bo sędzia jednak i tak w tej sytuacji odgwizdał faul i gol nie zostałby uznany.

Moguncjanie nie ustępowali i przeprowadzali kolejne ataki, jednakże berlińczycy wzorowo wypełniali swoje obowiązki w defensywie. Przewodził w tym Doekhi. Niesamowita była końcowa statystyka wybić piłki wszystkich trzech stoperów razem wziętych. Było ich aż 30 (!). To pokazuje, że Doekhi, Querfeld i Leite świetnie się ustawiali przy dośrodkowaniach i nie zostawiali wiele miejsca. Moguncjanie bili głową w mur.

W 59. minucie Union niespodziewanie mógł doprowadzić do stanu 3:1 – Jordan Siebatcheu zagrał na połowie boiska do Hollerbacha, który mógł swobodnie szarżować w kierunku bramki Mainz. Napastnik przerzucił piłkę nad nadbiegającym Zentnerem i już szykował się do świętowania, kiedy… w ostatniej chwili piłkę sprzed linii wybił Bell!

Moguncjanie nieco opadli z sił, co postanowili wykorzystać gracze stołecznego klubu – na kwadrans przed końcem bliski szczęścia był Doekhi. Końcówka nie zawiodła oczekiwań fanów zgromadzonych na „Starej Leśniczówce”. Obie ekipy przeprowadziły kilka kolejnych groźnych ataków – w doliczonym czasie gry blisko upragnionego gola na 2:2 był Amiri, który mógł zostać bohaterem, lecz na jego nieszczęście piłka po uderzeniu po rykoszecie przeleciała tuż obok bramki.

Wynik nie uległ już zmianie i Union sięgnął po trzy punkty, odnosząc zwycięstwo 2:1. Jeśli jednak chodzi o sytuacje, to druga połowa była już zdecydowanie bardziej spokojna – obejrzeliśmy ich raptem kilka. W porównaniu z pierwszą częścią gry, to wręcz działo się niewiele. Union bronił tego jednobramkowego prowadzenia bardzo mądrze i przede wszystkim skutecznie.

Kilka dni odpoczynku więcej

Jeśli mowa o kolejnym wyzwaniu w sezonie 2024/2025 dla piłkarzy Unionu, to stołeczny klub do akcji wraca dopiero za tydzień (26 stycznia), kiedy to w ramach dziewiętnastej kolejki niemieckiej pierwszej Bundesligi, zespół prowadzony przez Steffena Baumgarta zmierzy się na wyjeździe z 1. FC St. Pauli. Jeśli zaś mowa o kolejnym spotkaniu z udziałem graczy FSV Mainz 05, w nadchodzącą sobotę zmierzą się oni przed własną publicznością w lidze z rozpędzonym ostatnio VfB Stuttgart o 15:30.

Fot. screen viaplay

Odbierz freebet 250 zł
za wygraną Man City z Ipswich