Real Madryt rzutem na taśmę pokonał Athletic. Cudowny gol Fede Valverde!

Napisane przez Krzysztof Małek, 20 kwietnia 2025
Real Madryt Bilbao 1-0

Real Madryt w hicie 32. kolejki La Liga podjął na Estadio Santiago Bernabeu zespół Athletic Clubu. Miało to być spotkanie kluczowe pod kątem przyszłości Carlo Ancelottiego. W pierwszym starciu po europejskim blamażu „Królewscy” męczyli się niemiłosiernie i dopiero na koniec spotkania Fede Valverde cudownym strzałem przełamał impas. Barcelona przed Realem ciągle cztery oczka.

Przed meczem

Real Madryt przypominał ostatnio samochód na rezerwie paliwowej – ledwo jedzie, a silnik coraz częściej gaśnie. Tylko jedno zwycięstwo w pięciu ostatnich meczach to jak na „Królewskich” wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań. Jedyny komplet punktów udało się wywalczyć przeciwko Deportivo Alavés (1:0), choć nawet tam nie zachwycili – spotkanie na Mendizorrotza Stadium było bardziej wymęczone niż wygrane. Do tego dochodzi bolesna porażka w dwumeczu z Arsenalem w Lidze Mistrzów. Nic dziwnego, że atmosfera w klubie z Madrytu robi się coraz bardziej napięta.

Wraz z serią słabszych wyników na nowo rozgorzała dyskusja o przyszłości Carlo Ancelottiego. Włoski szkoleniowiec może nie dotrwać do końca sezonu – tak przynajmniej sugerują niektóre źródła. Mecz z Athletikiem w La Liga oraz finał Pucharu Króla z Barceloną mogą okazać się ostatnimi szansami dla Carletto, by uratować swoją posadę.

W cieniu tych spekulacji już czają się potencjalni następcy – przede wszystkim Xabi Alonso, obecnie prowadzący Bayer Leverkusen, a także Jurgen Klopp (Head of Football Red Bulla), który ponoć byłby skłonny wrócić do pracy właśnie dla Realu. Jedno jest pewne – końcówka sezonu zapowiada się wyjątkowo gorąco w stolicy Hiszpanii.

Rywalem Realu w 32. kolejce La Liga był Athletic Club – zespół, który w tym sezonie prezentuje niesamowitą konsekwencję. Już od 16 kolejek niezmiennie zajmuje 4. miejsce w tabeli. Drużyna Ernesto Valverde walczy nie tylko w lidze, ale także w Lidze Europy, gdzie zbliża się półfinałowy dwumecz z Manchesterem United. Baskowie marzą o finale, który – co ciekawe – odbędzie się na ich stadionie San Mames.

W pierwszym starciu tych drużyn w tym sezonie górą był Athletic, wygrywając u siebie 2:1 po bramce Gorki Guruzety w 80. minucie. Tym razem o powtórkę może być dużo trudniej – Baskowie nie wygrali na Santiago Bernabeu od 20 lat. Ostatni raz triumfowali tam dzięki trafieniom Andoniego Iraoli i Asiera del Horno. Dodatkowo w sobotnim meczu zabrakło Nico Williamsa, który pauzuje z powodu kontuzji. Statystyki są w większości przeciwko Athletikowi.

Składy:

Real Madryt: T. Courtois, F. Valverde, R. Asencio, A. Rudiger, E. Camavinga, L. Modrić, D. Ceballos, A. Tchouameni, J. Bellingham, Rodrygo, Vinicius,

Athletic: U. Simon, A. Gorosabel, U. Nunez, A. Paredes, A. Boiro, B. Prados, M. Vesga, A. Djalo, A. Berenguer, U. Gomez, G. Guruzeta.

Senna pierwsza połowa

Przed pierwszym gwizdkiem rozważano wiele scenariuszy na ten mecz, jednak rzeczywistość okazała się zaskakująco nijaka. Pierwsza połowa bardziej przypominała letni sparing niż hit 32. kolejki La Liga.

Od samego początku brakowało tempa. Real Madryt, choć wrócił do dobrze znanego ustawienia w rombie (4-3-3), sprawiał wrażenie, jakby dopiero się go uczył. Brakowało płynności, zrozumienia i jakiejkolwiek iskry. Tymczasem Athletic zrealizował swój plan niemal perfekcyjnie – solidna gra w defensywie i groźne kontrataki robiły różnicę. Madrytczycy nie potrafili znaleźć odpowiedzi, a taktyczna dominacja gości była naprawdę godna uznania.

Choć „Królewscy” oddali zaledwie jeden celny strzał w pierwszych 45 minutach, to właśnie próba Viniciusa z 28. minuty mogła się podobać. Brazylijczyk huknął z dystansu i pomylił się naprawdę nieznacznie – był to jasny sygnał, że ma sporą chęć do gry. Cały czas był aktywny, szukał pojedynków, robił wokół siebie sporo zamieszania. Niestety – obrońcy Athletiku czytali jego ruchy jak otwartą książkę. Większość prób dryblingu w polu karnym kończyła się równie szybko, co się zaczynała.

Zawodził przede wszystkim Jude Bellingham, ustawiony jako „dziesiątka” za Vinim i Rodrygo. Anglik był wyłączony z gry, a jego obecność na boisku niemal niewidoczna. Jeśli Carlo Ancelotti nie chciał pożegnać się z posadą już tego wieczoru, musiał w szatni przeprowadzić prawdziwą rewolucję.

Katharsis Realu Madryt

Warto było czekać! Początek drugiej połowy całkowicie wynagrodził kibicom przeciętny obraz z pierwszych 45 minut. Real Madryt wrócił na murawę z zupełnie innym nastawieniem – agresywny pressing, szybka wymiana piłki i coraz większa presja na defensywę Athletiku, który mimo wszystko nie porzucał swojej konsekwentnej gry w obronie.

Już w 48. minucie gospodarze stworzyli składną akcję, która rozgrzała trybuny. Po odbitej piłce w polu karnym świetnie odnalazł się Rodrygo. Brazylijczyk szybko zdecydował się na strzał, ale futbolówka minęła prawy słupek o centymetry. Chwilę później swoją okazję miał Eduardo Camavinga – Francuz slalomem minął kilku rywali i uderzył technicznie przy lewym słupku, ale znakomicie interweniował Unai Simón.

Najciekawsze miało jednak dopiero nadejść. W 60. minucie Athletic po raz pierwszy poważnie zagroził bramce Realu. Unai Gómez oddał celny strzał z pola karnego, lecz Thibaut Courtois efektownie odbił piłkę, ratując zespół z opresji. Chwilę później z letargu przebudził się Jude Bellingham.

Najpierw, w 61. minucie, Anglik dostał idealne dośrodkowanie od Viniciusa – piłka spadła mu niemal na stopę, ale znów znakomicie spisał się Simón. Po sześćdziesięciu sekundach nastąpiło kolejne uderzenie Bellinghama, tym razem głową po rzucie rożnym, minimalnie minęło słupek. Real ruszył z impetem, ale piłka wciąż nie chciała znaleźć drogi do siatki. Real Madryt solidnie przepracował przerwę w meczu. Ciągle jednak brakowało jednego ważnego stempla – bramki.

Gol! A jednak nie

80. minuta i piłka wreszcie wylądowała w siatce. Cieszył się Vinicius, który jak mało kto zasłużył na tą bramkę. Radość Brazylijczyka została jednak brutalnie stłamszona.

Od razu sędzia tego meczu Juan Martinez Monuera Montero pokazał, że konsultuje się z wozem VAR. Powtórki telewizyjne pokazały, że przy dośrodkowaniu Ardy Gulera w polu karnym Endrick mógł być na spalonym. Inna opcja kamery pokazała, że Brazylijczyk też mógł faulować Aitora Paredesa. Koniec końców bramka została nieuznana z powodu spalonego Endricka. Wciąż było 0:0 na Santiago Bernabeu. Szkoda, bo bramka była przedniej urody.

Jak nie Vini to Valverde

Nie szło Bellinghamowi, który marnował coraz to lepsze sytuacje. To samo Vinicius, któremu anulowano gola po interwencji VAR. Trzecim piłkarzem Realu Madryt, który zasłużył tego wieczoru na gola był Fede Valverde.

W końcu kibice na Bernabeu, ale też sam Urugwajczyk mieli się z czego cieszyć. Trzecia minuta doliczonego czasu gry. Piłka odbija się i Federico Valverde przejmuje ją tuż za polem karnym. Ten nie zastanawiał się dwa razy i strzelił mocno w lewy górny róg bramki. Unai Simon nie dosięgnął piłki – Real prowadzi 1:0!

Real wygrał, ale strata do Barcelony wciąż wynosi cztery punkty. 11 maja jeszcze też rozegrany zostanie ligowy klasyk. Losy mistrzowskiego tytułu rozstrzygną się lada chwila.

fot. screen Canal Plus Sport

Miłośnik sportu wszelakiego. Nie odmawia tylko pacierza. W piłce nożnej najbardziej ceni sobie hiszpański styl, dlatego La Liga nie jest mu obca. Prywatnie fan Realu Madryt i Los Angeles Lakers. Typowy kibic sukcesu.

Bonus 200% od wpłaty
Do 400 zł!
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)