ŁKS Łódź ze skromnym zwycięstwem na start. Mógł i powinien wygrać wyżej

ŁKS Łódź w debiucie Szymona Grabowskiego wygrał skromnie 1:0, choć miał takie sytuacje, że powinien zdecydowanie więcej. Znicz Pruszków kompletnie nie istniał i niemal nie zagrażał bramce Aleksandra Bobka, aż do… doliczonego czasu, gdzie golkiper gospodarzy musiał się w tej jednej jedynej akcji wykazać.
Szymon Grabowski znów po awans?
Po nieudanym eksperymencie z Paragwajczykiem Arielem Gaelano, który nawet nie mógł się dobrze porozumieć z piłkarzami, zespół przejął tymczasowo Ryszard Robakiewicz i wygrał cztery mecze na pięć. Było jednak wiadomo, że nie zostanie na stałe, ponieważ… nie miał stosownych papierów, żeby trenować zespół. Szansę w ŁKS-ie otrzymał Szymon Grabowski. Jego poprzednia przygoda na poziomie pierwszoligowym zakończyła się wielkim sukcesem – z zespołem Lechii niekoniecznie kadrowo na awans udało mu się go wywalczyć, lecz po kiepskich wynikach w PKO BP Ekstraklasie został zwolniony.
ŁKS pod jego batutą był w sparingach… nudny. Z Radomiakiem, Bruk-Bet Termalicą oraz Stalą Mielec zremisował po 0:0. Dużą niespodzianką w składzie była obecność… Aleksandra Bobka. Niejeden kibic mógł pomyśleć: „To on jeszcze w ogóle jest w zespole?!”. Ano jest i trener Szymon Grabowski postawił na niego kosztem Łukasza Bomby, który przecież miał niezłą wiosnę i był powszechnie chwalony.
No ludzie kochani, na nich!
🎟️ https://t.co/XCTxszic9D pic.twitter.com/BNOeNXjE9o
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) July 18, 2025
ŁKS potwierdził dominację golem
Od początku to ŁKS Łódź narzucił swoje wysokie tempo gościom i dyktował warunki – wysokie podejście, szybko wymieniana piłka. Widać było pewną świeżość i ochotę do gry wśród piłkarzy Szymona Grabowskiego. Już w ósmej minucie groźny strzał na bramkę oddał Michał Mokrzycki, ale piłka tylko smyrnęła boczną siatkę. Dwie minuty później ŁKS potwierdził swoją dominację, lecz zrobił to bramką rodem z futbolowych jaj – posłana „świeca” w pole karne, piłka, która odbijała się od kilku zawodników i wreszcie trafiła pod nogi Fabiana Piaseckiego, który już w debiucie otworzył swój dorobek.
Fabian Piasecki i 1:0 dla gospodarzy! ⚠️
Oglądaj wszystkie mecze na https://t.co/h0mGO3VcHt,
w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/WzLx9PCnYO— Betclic 1 Liga (@_1liga_) July 18, 2025
ŁKS był bliski podwyższenia prowadzenia po rzucie rożnym. Akcję zamykał na dalszym słupku Mateusz Kupczak, ale musiał „gonić” piłkę i nie trafił, choć było bardzo blisko. Znicz grał… cóż, po prostu cienko. Nawet nie był w stanie przedostać się w okolice szesnastki gospodarzy, większość akcji była „kasowana” już przez pomocników albo po prostu przez niecelne podania. Jeśli już, to mieliśmy długie piłki, jakieś chaotyczne wrzutki. Aleksander Bobek nie miał nic do roboty. Dopiero po 25. minucie goście zaczęli więcej utrzymywać się przy piłce i atakować odrobinę groźniej.
Jeszcze bliżej gola na 2:0 było po przebojowej kontrze, którą wyprowadził Serhij Krykun. Tę akcję śmiało można nazwać „setką”. Krykun zakręcił na skrzydle, a potem „miękko” dośrodkował w pole karne. Tam Fabian Piasecki uderzył z powietrza z kilku metrów, ale młodziutki bramkarz Kacper Napieraj był akurat w dobrym miejscu i uchronił swój zespół. Statystyki Znicza były do przerwy ŻAŁOSNE. Na 25 wyliczonych ataków… zero jakichkolwiek strzałów. ŁKS przeprowadził ataków dwa razy więcej i oddał 12 uderzeń, w tym trzy celne.
VAR w Betclic 1. Lidze? Działa
Klasyk mówi po takiej beznadziejnej połowie, że „trzeba sobie powiedzieć kilka mocnych słów w szatni”. Wreszcie Radosław Majewski zapisał pierwszy strzał do statystyk. Chwilę później, kiedy zupełnie nikt się tego nie spodziewał, doszło do faulu w polu karnym, a przynajmniej tak się na pierwszy rzut oka wydawało. Dlatego też Mateusz Piszczelok śmiało pokazał na punkt jedenastego metra po przewinieniu 18-letniego Krzysztofa Fałowskiego. Pobiegł jednak jeszcze raz obejrzeć tę sytuację i nie dość, że nie było to w szesnastce, to faul okazał się na tyle naciągany, że… wcale go nie było.
Uff… Wróciliśmy z dalekiej podróży. Sędzia podyktował rzut karny dla gości, ale po konsultacji z VAR odwołał swoją decyzję.
53' | #ŁKSZNI | 1:0
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) July 18, 2025
Fabian Piasecki po stronie ŁKS-u ewidentnie przejawiał ochotę do gry i to nie tylko jako typowy „dryblas” w polu karnym, bo mocno zaskoczył w 57. minucie. Przełożył sobie piętką Mieszko Lorenca, później jeszcze raz go oszukał i uderzył sprytnie po ziemi. Kolejna świetna interwencja młodego Kacpra Napieraja znów uchroniła Znicz – już po raz drugi. Na dobrą sprawę Piasecki mógł mieć w tym momencie nawet hat-tricka. Serhij Krykun także zaliczył występ na plus – druga jego przebojowa akcja zakończyła się mocnym strzałem. Napędził się w niej już samym przyjęciem. Po raz kolejny jednak Napieraj obronił.
Co pokazywał w tym czasie Znicz? Tym razem trochę więcej niż nic. Paweł Moskwik miał idealną piłkę na „przylutowanie” z lewej nogi, lecz szybko doskoczył do niego Młynarczyk i to zablokował. Raz też Aleksander Bobek musiał wybić piłkę po rzucie rożnym, raz złapać wysoką piłkę i to tyle. Nic szczególnego. Groźniejszy i tak był ŁKS i bliższy podwyższenia wyniku. Dwukrotnie próbował Młynarczyk, ale raz źle nakrył piłkę głową, a raz strzelił po prostu za lekko. Potem z główki uderzył Mokrzycki.
Łodzianie nabijali statystyki, ale przeszkodził im Kacper Napieraj, który popisał się świetną podwójną interwencją! Najpierw odbił strzał z bliska, a później szybciutko się pozbierał i wybił piłkę sprzed nóg Mateusza Kupczaka. Golkiper z rocznika 2007 zapracował na bardzo dobrą notę i był najlepszym zawodnikiem gości – zapisał na swoje konto kilka niezłych interwencji, a ta podwójna była nawet więcej niż niezła. Niby było tylko 1:0, ale statystyki na kilka minut przed końcem wyglądały miażdżąco:
W końcówce jeszcze jedną interwencję zapisał na swoje konto Aleksander Bobek, gdy zatrzymał piłkę po strzale z ostrego kąta. Znicz długo nie istniał, a dopiero w doliczonym czasie mocniej przyatakował, gdy gospodarzom zależało już tylko na obronie skromnego wyniku. No i obronić się go udało. W końcówce Aleksander Bobek został bohaterem po strzale Filipa Składowskiego. Była to w zasadzie pierwsza wyśmienita okazja gości. Bobek mocno się z interwencji ucieszył, niczym napastnik ze zdobytej bramki i pozbijał piątki z kolegami.
Fot. screen TVP Sport