ŁKS Łódź trochę się pomęczył, ale znów jest królem własnego boiska. Trzecia z rzędu wygrana u siebie do zera

ŁKS Łódź na Stadionie Miejskim im. Władysława Króla nie jest gościnny. Rozegrał trzy domowe spotkania i wszystkie wygrał do zera. Tym razem pokonał spadkowicza z PKO BP Ekstraklasy – Stal Mielec. Łodzianie długo bronili jednobramkowego prowadzenia, a spotkanie przez dobre 60-70 minut do najciekawszych nie należało. W końcówce nokautujący cios na 2:0 zadał Mateusz Lewandowski.
ŁKS ma dwa oblicza, a Stal Mielec zupełnie nowy zespół
ŁKS Łódź jest piękny u siebie i obrzydliwy na wyjeździe. Najgorsze oblicze pokazał w Krakowie, kiedy to został zmieciony z powierzchni ziemi i przegrał 0:5. Aleksander Bobek musiał zejść z boiska po kilku minutach z powodu urazu i zastępujący go Łukasz Bomba wpuszczał w zasadzie każdy kolejny strzał. Kontuzja nie okazała się jednak tak groźna, by golkiper numer jeden musiał pauzować. ŁKS od razu się zrewanżował i zmiażdżył Polonię Bytom 5:0, ale potem znów pojechał w delegację i zaprezentował się beznadziejnie, przegrywając w Głogowie z zespołem, któremu bliżej będzie do walki o ligowy byt.
A co w Stali Mielec? To zupełnie nowy zespół. Odeszło mnóstwo ważnych zawodników, a przyszło aż 15 nowych. Czterech z pięciu piłkarzy mających najwięcej minut w sezonie 2024/25 już w klubie nie ma. Golkiper Jakub Mądrzyk wrócił do Rakowa, Alvis Jaunzems to teraz piłkarz Lechii Gdańsk. Matthew Guillaumer też już tutaj nie gra, podobnie Mateusz Matras. Gdyby porównać ostatni mecz w elicie z Legią, a ten dzisiejszy z ŁKS-em, to w pierwszym składzie pokrywa się tylko czterech graczy. Ivan Djurdjević ma zupełnie nową drużynę, stąd przed tym meczem tylko cztery punkty w czterech meczach.
Mateusz Matras odchodzi z FKS Stal Mielec.
Mateusz dziękujemy Ci za twoje zaangażowanie, za serce, które zawsze oddawałeś za Stal i za wkład w historię naszego klubu. Pamiętaj, że zawsze będziesz ZE STALI!
ℹ️👉 https://t.co/tGYyFu4GqO pic.twitter.com/f0VprjkzqM
— FKS Stal Mielec (@FksStalMielec) June 9, 2025
Piasecki po raz czwarty
Pierwsza groźnie zaatakowała Stal Mielec. Mocno pomógł błąd Artura Craciuna, który nie trafił w piłkę, ale gospodarze mieli szczęście, że nie było z tego żadnego strzału. Chwilę później Stal wywalczyła też rzut wolny. Wyraźnie przyjechała do Łodzi nie tylko się bronić i kontrować, a przejąć inicjatywę. Po drugiej stronie za to od początku swoją fizyczność wykorzystywał Fabian Piasecki – a to wpadł na rywala, a to wywalczył faul umiejętną zastawką. Konkretów jednak było mało, za to kilka fauli i przerywanej gry.
ŁKS trzeci raz z rzędu zdobył pierwszą bramkę w meczu na własnym stadionie i to po bardzo szybkiej, efektownej akcji. Krykun znalazł podaniem pomiędzy rywalami Szczepańskiego, a ten podciągnął sporo metrów i prostopadle dograł do Gustafa Norlina, który wrócił do pierwszego składu po trzech spotkaniach. Szwed zachował przytomność umysłu i wystawił Fabianowi Piaseckiemu do pustej bramki. Trafienie było już banalnie proste.
AKCJA PERFEKCYJNA @LKS_Lodz! 🔥
👉 Oglądaj wszystkie mecze na @sport_tvppl, w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/cRSg05C58W
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) August 15, 2025
Gracze Stali Mielec byli bezzębni. Nie potrafili niczego wykreować, choć posiadanie piłki wskazywało u nich aż 65% po 25 minutach. Raczej była to fizyczna, przerywana gra i zwyczajnie neutralnie – źle się to oglądało. Brakowało jakiejkolwiek płynności. Po jednym z takich bezpośrednich starć ucierpiał Fabian Piasecki. Rozciął łuk brwiowy i musiał grać ze specjalnym opatrunkiem na głowie, więc jeszcze łatwiej go było od razu na boisku zlokalizować.
Faule i przerywana, męcząca gra
Jeśli już było groźnie, to… po wrzucie z autu w wykonaniu gospodarzy. Znów kluczowy okazał się Piasecki, któremu opatrunek wcale nie przeszkodził i wygrał pojedynek główkowy, przedłużając podanie z autu. Michał Matys jednak uprzedził Norlina. Chwilę później po jednym z dośrodkowań Serhija Krykuna i niepewnym wyjściu Matysa, prawie jeden z obrońców Stali wpakował sobie piłkę do własnej bramki. Wszystko to jednak były takie okazje „średnie na jeża”. Cały czas mieliśmy przerywaną grę, faule i przerwy.
Stal Mielec zaatakowała za sprawą Fryderyka Gerbowskiego, który ruszył i mijał przeciwników niczym tyczki. Nie było z tego jednak nawet strzału, chyba że za taki możemy zaliczyć wolej Alejandro Dieza z prawej strony, który był jednak bardziej szukaniem kogoś w polu karnym. Niemniej, to była właśnie najgroźniejsza do tej pory akcja Stali, a mieliśmy już 37. minutę. W zespole ŁKS-u za to wyróżniał się Miłosz Szczepański, którego wyraźnie rozochociła akcja bramkowa. Pomocnik ŁKS-u spróbował z woleja w 40. minucie. Do końca nic specjalnego się już nie wydarzyło. W meczu było raptem siedem strzałów (trzy celne; żadnego po stronie Stali), ale aż 16 fauli.
Za nami pierwsze 45 minut meczu w Łodzi.#ŁKSSTM pic.twitter.com/FytRvSiF1c
— FKS Stal Mielec (@FksStalMielec) August 15, 2025
Rozbita głowa Piotra Wlazło
W drugiej połowie obraz gry za specjalnie się nie zmienił, ale chociaż Stal Mielec zapisała do protokołu pierwszy celny strzał, który jednak nie miał prawa zaskoczyć Aleksandra Bobka. Mieliśmy za to też dwie kolejne rozbite głowy po niebezpiecznym zderzeniu. Piotr Wlazło ucierpiał tak bardzo, że nie był w stanie kontynuować gry. Była to ogromna strata, w końcu to ikona i podpora składu od wielu lat oraz etatowy wykonawca jedenastek. Ot, taki paradoks, że to najskuteczniejszy polski piłkarz zeszłego sezonu PKO BP Ekstraklasy (10 bramek), mimo że Ivan Djurdjević zmienił mu pozycję z „szóstki” na stopera.
Pierwszy strzał ŁKS-u to próba Fabiana Piaseckiego poza stadion po 15 minutach… to pokazywało z jakim „paździerzem” mamy do czynienia. Dało się jednak zauważyć, że Stal Mielec grała coraz odważniej. Efektem tego chociażby akcja z 67. minuty – najpierw strzał Macieja Domańskiego zablokował Artur Craciun, a później z dobitki bombę posłał Alejandro Diez, bo ładnie mu akurat naszła i pierwszy raz tak naprawdę musiał się wykazać Aleksander Bobek. Rzucił się i zbił piłkę na rzut rożny.
Stal za to poprawiała swoje statystyki strzałów. W 80. minucie miała na koncie sześć w drugiej połowie, a ŁKS zaledwie dwa. Ewidentnie jedna strona przez długi czas broniła jednobramkowej przewagi i kompletnie nic już nie pokazywała z przodu, a druga dążyła do wyrównania, choć nie tworzyła jakichś wybitnych sytuacji. Za to w 87. minucie mieliśmy 25 fauli. Obie ekipy przynajmniej faulowały mniej. Groźnie było albo po przypadkowych akcjach jak centrostrzał Krykuna lub stałych fragmentach. Fabian Piasecki uderzył w poprzeczkę właśnie po wrzutce ze stojącej piłki.
ŁKS uśpił i dobił rywala
ŁKS długo usypiał, niczego nie kreował, ale to on w 88. minucie „zabił” mecz. W jaki sposób? Po przechwycie podania przez Huseina Balicia i jego świetnej indywidualnej akcji na skrzydle. Potem dograł piłkę na pole karne po ziemi, a tam Mateusz Lewandowski uprzedził obrońcę i wbił piłkę do siatki. Tym samym ustalił wynik spotkania na 2:0. Szymon Grabowski mógł zapisać plusik przy obu zmiennikach, a trzeci dopisać sobie. Przed własną publicznością ŁKS po raz trzeci skasował komplet punktów.
To już 2:0! #ŁKSSTM
👉 Oglądaj wszystkie mecze na @sport_tvppl,
w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/ssovX0oXco— Betclic 1 Liga (@_1liga_) August 15, 2025
Fot. screen TVP Sport