Kibic Millwall pobity i wyrzucony z sektoru. Wbił… na trybunę gospodarzy

Z czego można kojarzyć Millwall? Ostatnio nie ze sportowych sukcesów, bo grają na drugim bądź trzecim poziomie rozgrywkowym. Bardziej z ich nienawiści do West Hamu i brutalności kibiców, którą ukazano w filmie „Green Street Hooligans”. Derby z Charltonem też bywają gorące. Tym razem na trybunach The Valley wydarzył się epizod, który śmiało mógłby zostać ukazany jako fragment podobnego filmu.
Kibic Millwall pobity
Derby Londynu znów rozgrzały trybuny – nie tylko na boisku, ale i poza nim. Spotkanie Charltonu z Millwall, rozgrywane w porze lunchu, miało być kolejną odsłoną lokalnej rywalizacji, która od dekad elektryzuje południowy Londyn. Tym razem wydarzenia sportowe zeszły jednak na drugi plan wobec incydentu, jaki rozegrał się na trybunach The Valley.
Już sam fakt, że jeden z kibiców Millwall zdołał przedostać się na sektor gospodarzy, graniczył z prowokacją. Ubrany w domową koszulkę Lions z sezonu 2024/25, pojawił się w samym sercu wrogiego terytorium i – jak twierdzą świadkowie – celebrował wyrównującą bramkę dla swojego zespołu, całując herb Millwall. To zachowanie natychmiast wzbudziło furię fanów Charltonu.
This Millwall fan in the Charlton home end today…
Doesn’t end too well for him👀 pic.twitter.com/KXhX4j7dUh
— Football Away Days (@AwayDays_) September 13, 2025
Początkowo atakowanego mężczyznę próbował osłaniać towarzysz, jednak rosnąca liczba rozwścieczonych gospodarzy szybko otoczyła prowokatora. Jeden z zamaskowanych sympatyków Addicks kopnął go w plecy, gdy ten odwrócił się, by ruszyć w stronę schodów. Próba opuszczenia trybun zakończyła się jednak jeszcze brutalniej – kibice Charltonu zablokowali mu drogę, obrzucili przedmiotami i ostatecznie zepchnęli ze schodów.
Nie pomogli nawet stewardzi
Stewardzi natychmiast wkroczyli do akcji, starając się odciągnąć intruza w bezpieczne miejsce. Nawet wówczas sytuacja nie została opanowana – jeden z fanów gospodarzy zdołał uderzyć go w głowę, a inni dołączyli, zanim ochrona zdołała wyprowadzić go poza zagrożoną strefę. Mimo serii ciosów, kibic Millwall utrzymał się na nogach, co tylko podsyciło legendę tego zajścia. Nic sobie z tego nie robił. Cały czas się uśmiechał i był dumny z przeprowadzonej prowokacji.
W miarę jak prowokator przesuwał się wzdłuż trybun, padały w jego stronę gromy obelg od kibiców Charltonu. Tymczasem z sektora gości dobiegały brawa – sympatycy Lions uznali zachowanie swojego kolegi za akt odwagi, a nawet heroizmu. W mediach społecznościowych natychmiast pojawiły się komentarze: „Wyszedł ze śmiechem, bez zadrapania – świetnie mu poszło” czy „Wyszedł jak król, otoczony i cały”. Dla jednych bohater, dla innych prowokator – obraz derbowej rzeczywistości pełnej kontrastów.
Incydent ten wpisuje się w długą historię napięć między oboma klubami. Od 1996 roku Charlton nie potrafi pokonać Millwall, co stanowi jedną z najbardziej upokarzających serii w angielskiej piłce. W sobotnie południe Addicks byli o krok od przełamania tej passy – prowadzili 1:0, mimo że grali w osłabieniu. Jednak w 88. minucie Raees Bangura-Williams zadał decydujący cios, zapewniając Lions remis 1:1. Na boisku historia zatoczyła koło, tak jak na trybunach – gdzie znów górę wzięły emocje i chaos.
It ends all square ⏹️#cafc pic.twitter.com/OIxMkUns3D
— Charlton Athletic FC (@CAFCofficial) September 13, 2025
Odwaga czy głupota fana Millwall?
W tle pojawiły się też ostrzeżenia. Popularny wśród fanów Millwall podcast przypominał przed meczem, jak należy postępować w razie zatrzymania przez policję. Padały nawet instrukcje prawne i numery kontaktowe do specjalistów od prawa sportowego. To pokazuje, że starcia Charltonu z Millwall nie są zwykłymi spotkaniami – to wydarzenia, w których futbol przeplata się z ryzykiem przemocy i konsekwencji prawnych.
Choć wiele osób uznało całe zdarzenie za „romantyczny” epizod stadionowej odwagi, nie brakowało głosów krytyki. Bo czy rzeczywiście jest czym się chlubić, gdy stadion staje się areną nienawiści, a bohaterstwo mierzy się liczbą otrzymanych ciosów? Ten kibic mógł skończyć zdecydowanie gorzej. Dla Millwall incydent wpisze się w opowieści o lojalności i nieustępliwości. Dla Charltonu – będzie symbolem frustracji i bezradności wobec odwiecznego rywala.
Jedno jest pewne: derby południowego Londynu znów udowodniły, że to nie tylko mecze o punkty. To starcia, które żyją własnym życiem, gdzie każdy gest, każde słowo i każdy symbol mogą rozpalić stadionową atmosferę do czerwoności.
Fot. screen X