Siedmiu trenerów w cztery lata, czyli długofalowa polityka przy Łazienkowskiej 3 w pigułce

21.09.2020

Aleksandar Vuković od dzisiaj przestał być trenerem Legii Warszawa. Bez względu na to, czy uznamy tę decyzję za zasadną, ciężko zaprzeczyć temu, że przy Łazienkowskiej ponownie zagościł chaos.

Następca Vukovicia (czyli najprawdopodobniej Czesław Michniewicz) zostanie siódmym trenerem Legii w ciągu ostatnich czterech lat. Ta statystyka jest szokująca, a jeśli przyjrzymy się jej dokładniej, to mamy pełen obraz braku pomysłu i długofalowej wizji u 14-krotnego mistrza Polski.

Albańska pomyłka

Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach, kiedy prezesem klubu był Bogusław Leśnodorski. 45-latek miał twardy orzech do zgryzienia po odejściu Stanisława Czerczesowa w czerwcu 2016. Za namową Michała Żewłakowa zdecydował się, że nowym szkoleniowcem Legii zostanie Besnik Hasi. Decyzja ta była opłakana w skutkach – co prawda Legia awansowała do Ligi Mistrzów (bardzo pomogło łatwe losowanie), ale w lidze „Wojskowym” szło tragicznie. Po dziewięciu kolejkach mistrzowie Polski mieli na koncie zaledwie dwa zwycięstwa. Po porażce z Zagłębiem Lubin Albańczyk został bez żalu pożegnany.

Magiera, czyli trener do lata

Następcą Hasiego został ówczesny trener Zagłębia Sosnowiec Jacek Magiera. Były zawodnik Legii kapitalnie rozpoczął pracę w warszawskim klubie – na dziesięć meczów ligowych wygrał osiem, a w Lidze Mistrzów udało mu się zająć 3. miejsce w grupie i awansować do 1/16 Ligi Europy. Przyszła jednak zima i z Legii odeszło wielu kluczowych piłkarzy, między innymi Nemanja Nikolic, Aleksandar Prijović czy Bartosz Bereszyński. Zastępcy okazali się bardzo przeciętni, w związku z czym gra Legii był słabsza niż pod koniec jesieni, jednak mistrzostwo finalnie udało się zdobyć. Niestety dla „Wojskowych” letnie okienko również było słabe (warszawiacy nie potrafili zastąpić Vadisa Odidjy-Ofoe, który ciągnął grę zespołu w poprzednim sezonie), przez co legioniści odpadli zarówno z eliminacji Ligi Mistrzów jak i Ligi Europy. Miarkę przebrała ligowa porażka ze Śląskiem Wrocław i Dariusz Mioduski, który zastąpił w marcu na stanowisku prezesa Leśnodorskiego, zdecydował się na zwolnienie Magiery.

Amatorski duet z Bałkanów

Nowy pomysł Mioduskiego zaskoczył wszystkich. Otóż prezes Legii zdecydował się na Romeo Jozaka, który był do tej pory… dyrektorem akademii Dinama Zagrzeb. Jak się można było spodziewać, eksperyment zakończył się bardzo szybko – już w kwietniu Legia miała nowego trenera, którym został Dean Klafurić, czyli dotychczasowy asystent Jozaka. Dzięki słabości konkurentów, Klafuriciowi udało się zdobyć dublet, czym przekonał prezesa Legii do pozostawienia na stanowisku. Była to fatalna decyzja – popularny „Klaf” został zwolniony jeszcze w lipcu po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów ze Spartakiem Trnavą. Warto zaznaczyć, że przed pracą w Legii przez dłuższy okres samodzielnie pracował tylko jako… trener drużyn kobiecych.

Furiat z Porto

To jednak nie koniec „udanych” pomysłów Mioduskiego. Po Klafuriciu Prezes Legii postanowił zatrudnić Ricardo Sa Pinto, czyli trenera, który w żadnym klubie nie wytrzymał dłużej niż jeden sezon. Winą nie był nawet jego warsztat, tylko antypatyczna osobowość. I jak się można było spodziewać – również w Legii za długo nie popracował, pomimo tego, że dostał trzyletni kontrakt. Został zwolniony w marcu 2019 po porażce 0:4 w Krakowie przeciwko Wiśle. Większość osób w klubie odetchnęła z ulgą, ponieważ Sa Pinto zdążył pokłócić się właściwie z całym otoczeniem widząc błędy u wszystkich, tylko nie u siebie.

Legenda u sterów

Po okresie pracy Sa Pinto drużyna była wycieńczona mentalnie, dlatego Mioduski zdecydował się powierzyć stanowisko pierwszego trenera Aleksandarowi Vukoviciowi, który miał bardzo duży autorytet w szatni. „Vuko” do tej pory zawsze był trenerem tymczasowym, jednak po zwolnieniu Sa Pinto dostał poważną szansę, ponieważ nie tylko dokończył sezon 2018/2019, ale rozpoczął kolejny. W nim Legia radziła sobie o wiele lepiej niż w poprzednich latach – warszawiacy relatywnie szybko zapewnili sobie mistrzostwo Polski, a i w pucharach nie było blamażu, ponieważ o braku awansu do fazy grupowej Ligi Europy zadecydowała jednobramkowa porażka z Rangers FC. Niektóre mecze Legii pod wodzą Vukovicia naprawdę dobrze się oglądało, problem jednak w tym, że po przerwie spowodowanej pandemią pewna formuła się wyczerpała. Legioniści grali bardzo brzydko, prezentując futbol dość prymitywny, bo oparty o dośrodkowania na wysokiego Tomasa Pekharta. W wyniku tego, dzisiaj Mioduski zdecydował się podziękować Vukoviciowi za współpracę.


Błędy w zatrudnianiu

Patrząc na ostatnie lata możemy być pewni, że ktokolwiek będzie nowym trenerem Legii, to trafia na bardzo gorący stołek. Siódmy trener w ciągu czterech lat to dużo nawet jak na ekstraklasowe standardy – nikt w naszej elicie nie zmieniał szkoleniowców częściej w ostatnim czasie. Ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że już zatrudnienie większości z wyżej wymienionych trenerów było błędem – ci szkoleniowcy mieli braki albo warsztatowe albo charakterologiczne. Jeśli faktycznie nowym opiekunem pierwszej drużyny ma zostać Czesław Michniewicz, to wydaje się, że można być spokojnym o podstawowe wymagania, które powinien spełniać trener takiego klubu, jak Legia.