Jerzy Brzęczek nie będzie mógł spokojnie zasiąść do świątecznego stołu

24.12.2020

Jerzy Brzęczek bez wątpienia nie jest osobą, która ze spokojną głową może zasiąść przy wigilijnym stole. Selekcjoner reprezentacji Polski nie może uznać minionego roku za udany nawet mimo tego, że jego podopieczni grali od września do listopada. Co więcej, zamiast coraz lepiej – było coraz gorzej.

Niespokojne święta Jerzego Brzęczka

Większa część reprezentantów Polski bez wątpienia ze spokojną głową może usiąść przy wigilijnym stole. Robert Lewandowski w tym roku zdobył wszystko i co najwyżej może żałować odwołania Złotej Piłki. Jakub Moder może cieszyć się z przenosin do Brighton oraz rozwoju o kilka, jeśli nie kilkanaście poziomów. Z kolei Maciej Rybus powinien być zadowolony z regularnej gry i rzadszych kontuzji. Nawet Jakub Błaszczykowski ma powody do optymizmu, po pewnym utrzymaniu Wisły Kraków w poprzednim sezonie i dobrym zakończeniu roku po zwycięstwie nad Lechem.

Jerzy Brzęczek, w przeciwieństwie do wielu swoich podopiecznych, raczej nie może zasiąść do wigilijnego stołu ze spokojem. Powiedzmy sobie szczerze, chyba nikt w tym roku w polskiej piłce nie spotkał się z tak wieloma negatywnymi komentarzami. I nie chodzi tutaj o hejty, tylko o konstruktywne słowa krytyki. Wiele osób, które wcześniej chwaliły selekcjonera i twierdziły, że “styl nie ma znaczenia” po eliminacjach do Euro, w ostatnich miesiącach zmieniło zdanie.

Hejtowany Kazimierz Górski

Powodem okazały się jednak nie tylko wyniki, ale również biografia selekcjonera autorstwa Małgorzaty Domagalik. Autorka sama przyznała, że jej powstania już w tym momencie nie poparł prezes PZPN, Zbigniew Boniek, z którym w tym przypadku nawet jego przeciwnicy musieli się zgodzić. Szczególnie, że jej narracja okazała się strzałem w kolano dla Jerzego Brzęczka. Już sama zapowiedź książki, jako biografii Kazimierza Górskiego naszych czasów, opisującej „drogę na szczyt europejskiego futbolu” nie działała na korzyść trenera. Tym bardziej, żee uwypuklono w niej kompleksy szkoleniowca, mającego problem z hejtem i krytyką mediów (który selekcjoner się z tym nie spotykał?).

Patrząc na to, że jest to autoryzowana biografia, można mieć wątpliwości, czy człowiek pełen kompleksów i obaw jest w stanie zapanować nad kadrą, w której gra Piłkarz Roku 2020 oraz kilku innych zawodników z czołowych europejskich lig. Owszem, to człowiek, z którym piłkarze nie widzą się na co dzień. Mimo to powinien sprawiać, że jego podopieczni będą czuć się częścią zespołu, który potrafi walczyć, a nie jest z góry skazywany na niepowodzenia.

Kompleksy i osiem sekund ciszy

Właśnie taką narrację można wyciągnąć z wypowiedzi Jerzego Brzęczka na pomeczowych konferencjach po spotkaniach z Włochami i Holandią. Znowu to samo – przeciwnik był faworytem, nie mieliśmy wiele do powiedzenia. To Ukraina wygrała z pierwszym składem Hiszpanii, a Polacy mają usprawiedliwiać porażkę z okrojonym składem Włoch tym, że nie byli faworytami? Nonsens.

Retoryka Jerzego Brzęczka wciąż pozostaje podobna – pamiętamy wciąż jego wypowiedź o tym, że w reprezentacji Austrii grają piłkarze Bundesligi, a w Polsce z Championship. W piłce jednak wiele zależy od taktyki oraz mentalnego nastawienia, a za to odpowiada trener. Czy w 2014 roku mieliśmy lepszą kadrę niż Niemcy? Absolutnie nie. Co więcej, jakość pojedynczych piłkarzy była jeszcze nieco niższa niż teraz i kadra była znacznie węższa.

Zaczynając od spraw mentalnych – trener może być realistą i zdawać sobie sprawę z tego, że jego zespół jest słabszy od rywali. W przypadku Jerzego Brzęczka za każdym razem można odnieść wrażenie, jakoby była to kapitulacja. Rywal był silniejszy, to przegraliśmy. Gdyby to wyglądało tak, że rywal miał być lepszy, ale reprezentacja Polski przegrała mimo podjętej walki, już widzielibyśmy światełko w tunelu. Przeciwko Holandii i Włochom nie było walki. Oglądając te mecze, było nam po prostu wstyd.

A co z taktyką? Jeśli kapitan reprezentacji Polski i najlepszy piłkarz 2020 roku potrzebuje ośmiu sekund, żeby odpowiedzieć na to pytanie, to znaczy, że po prostu jest źle. Nie ma co doszukiwać się konfliktu między selekcjonerem i kapitanem – jeśli istnieje, to sprawa szatni, której nie powinno się wywlekać na światło dzienne. Patrząc jednak na to, co się działo na boisku, było widać po prostu brak planu. Jerzy Brzęczek prowadzi kadrę dwa i pół roku, a ciągle testuje, jest niezdecydowany co do swoich ruchów. Z tego powodu jego zawodnicy często sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli, co robić na boisku.

Strach się bać?

Rok temu wiele osób twierdziło, że argumentem Jerzego Brzęczka są wyniki. Tylko w zasadzie, jakie wyniki? Reprezentacja Polski awansowała na Euro z grupy, w której powinno być to oczywistością. Mimo to, za każdym razem nie była w stanie pokonać Słowenii. Spotkania z lepszymi rywalami? Holandia w pierwszym meczu z Polską wyszła pod wodzą tymczasowego trenera, a Włosi wyszli w składzie przetrzebionym kontuzjami i koronawirusem.

Reprezentacja nie powinna się bać innych tylko dlatego, że są to Holandia czy Włochy. A co będzie w marcu z Anglią? W tej chwili trudno przewidzieć, jakie ustawienie zastosuje selekcjoner, ale można się domyślić zarówno przebiegu spotkania, jak i wypowiedzi Jerzego Brzęczka podczas pomeczowej konferencji. Podobnego scenariusza możemy się spodziewać w meczu z Hiszpanią.

Nie jest kolorowo

Selekcjoner reprezentacji Polski otrzymał od Zbigniewa Bońka duży kredyt zaufania. Przyszły rok będzie odpowiedzią na to, czy uda mu się go spłacić. Na razie sytuacja kadry Jerzego Brzęczka nie jest jednak optymistyczna. Na spokojną pracę z drużyną narodową trener miał już czas, jednak teraz musi podjąć kilka kroków. I powalczyć z kompleksami, nie tyle kadry, co własnymi.