Aleksandra Mirosław: „Zaczęłam się wtedy zastanawiać, czy jest sens kontynuować”
Do igrzysk olimpijskich w Paryżu pozostało niewiele czasu. Już za niespełna pół roku najlepsi sportowcy na świecie zmierzą się w walce o najcenniejsze medale. W ramach cyklu „W drodze do Paryża” rozmawiamy ze sportowcami, którzy tam wystąpią. Naszym kolejnym gościem była dwukrotna mistrzyni świata, medalistka wielu prestiżowych imprez i rekordzistka świata – Aleksandra Mirosław. Polka uprawia wspinaczkę sportową i specjalizuje się we wspinaczce na czas. Sponsorem strategicznym Polskiej Reprezentacji Olimpijskiej jest ORLEN.
Aleksandra Mirosław, zawodniczka ORLEN Team, to jedna z największych polskich nadziei na medal w zbliżających się igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Wspinaczka sportowa na tej imprezie będzie podzielona na dwie kategorie: wspinaczkę na czas, a także prowadzenie i bouldering. W Tokio wszystkie trzy konkurencje były połączone w trójboju, a Aleksandra Mirosław pobiła wtedy po raz pierwszy w karierze rekord świata. Polka jeszcze wiele razy dokonywała tej sztuki, a obecny rekord jej autorstwa wynosi 6,24 s i został ustanowiony we wrześniu 2023 podczas kwalifikacji olimpijskich w Rzymie. W ramach cyklu „W drodze do Paryża”, porozmawialiśmy z Olą o przygotowaniach do igrzysk, trudnych momentach w karierze, a także celach pozasportowych.
W drodze do Paryża 2024 – Aleksandra Mirosław
Jak zaczęła się Twoja kariera sportowa, czy od początku była to wspinaczka sportowa?
Moja kariera sportowa rozpoczęła się w pierwszej klasie podstawówki. Miałam wtedy po raz pierwszy w swoim życiu do czynienia ze sportem, którym było pływanie. Przez pierwszy rok uczyłam się pływać, a potem zapisałam się na tzw. SKSy i trenowałam pływanie. W klasach 4 – 6 uczęszczałam do klasy sportowej o profilu pływackim, a na ściankę trafiłam w gimnazjum, czyli w 2007 roku i tak zostało do dzisiaj.
Ścianka wspinaczkowa we wspinaczce na czas jest taka sama na każdych zawodach. Czy podczas przygotowań szukasz czasem nowych rozwiązań czy ćwiczysz opanowanie do perfekcji obranego wcześniej toru?
Ta droga jest niezmienna od 2007 roku. Ma 15 metrów długości, układ chwytów jest ten sam, ma pięć stopni przewieszenia względem podłoża, a sposób jej przejścia, nazywany w naszym środowisku „patent”, jest niezmienny. Zmieniają się tylko niuanse, które pozwalają przyspieszyć, ale nie są to wielkie rewolucje, które sprawiają, że na każdych zawodach biegałabym inaczej. Oglądając filmiki z przeszłości, nie tylko moje, można zauważyć, że każdy miał inny sposób przejścia drogi. Obecnie wszyscy zawodnicy biegną tak samo, albo bardzo podobnie, ponieważ optymalny sposób przejścia został już wyznaczony i nic nowego nie można za bardzo wymyślić. Oczywiście mężczyźni, przez to, że mają więcej siły, biegają inaczej pewne fragmenty niż kobiety. Moim zdaniem jednak kluczem do sukcesu nie jest sam sposób jej przejścia, ale składowa wielu czynników treningowych. Są to m.in. przygotowanie fizyczne, psychiczne i oczywiście opanowany do perfekcji sposób przejścia drogi. Na zawodach to jest automat, nie zastanawiamy się nad kolejnym ruchem, drogę znamy na pamięć.
Co uważasz o tym, aby ścianka wspinaczkowa nie była zawsze taka sama, ale miała kilka wersji z różnie rozmieszczonymi uchwytami?
Na tym polega bouldering i prowadzenie. Za każdym razem ściany i drogi są inne, a zawodnicy nie znają ich przed rozpoczęciem zawodów. To o czym mówisz, to tak zwany format klasyczny we wspinaniu na czas i był rozgrywany wiele lat temu. Przed erą standardów, na której teraz zawodnicy się ścigają. Standard powstał przede wszystkim po to, żeby były rekordy. Gdyby droga i ściany były za każdym razem inne, jak w prowadzeniu i boulderingu, to nie byłoby możliwości ustanowienia żadnego rekordu. Wszystkie te trzy konkurencje byłyby niewymierne. Przypuszczam, że przez to moglibyśmy nie być na igrzyskach, bo nie byłoby żadnego odnośnika.
Podzielenie wspinania sportowego na dwie konkurencje jest dla Ciebie bardzo dobrą informacją. Niedawno poprawiłaś swój rekord świata podczas eliminacji w Rzymie. Wizualizujesz siebie na najwyższym stopniu podium w Paryżu?
W Tokio byliśmy w trójboju, czyli bouldering, prowadzenie i wspinanie na czas, były połączone. Na Paryż dostaliśmy dodatkowy komplet, więc wspinanie na czas jest oddzielną konkurencją, a bouldering i prowadzenie są połączone w dwuboju i mają oddzielny komplet medali. Czy jest to dla mnie dobra informacja? Jak najbardziej, ponieważ będę mogła rywalizować w konkurencji, w której się specjalizuję. Z drugiej strony trójbój w Tokio był jedyną możliwością wprowadzenia wspinania na igrzyska olimpijskie w taki sposób, aby pokazać wszystkie trzy konkurencje. Była to jedyna decyzja, jaką wtedy mogła podjąć nasza międzynarodowa federacja.
Mój plan na Paryż jest prosty. Tego dnia mam zamiar, najlepiej jak będę w stanie, wykonać swoją robotę. Pojadę do Paryża po precyzyjne i szybkie biegi, a jaki rezultat to przyniesie, tego nie wie nikt. Skupiam się przede wszystkim na małych kroczkach, które wykonuję każdego dnia, aby doprowadziły mnie do Paryża w możliwie najlepszej dyspozycji.
Jaki okres podczas kariery sportowej uważasz za najtrudniejszy?
Trudniejsze okresy zdarzają się raz na jakiś czas. Są to większe albo mniejsze kryzysy. Pierwszy z nich miałam w 2016 roku, kiedy wspinanie nie było sportem olimpijskim i było bardzo daleko do tego, aby nim został. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że zadebiutujemy w Tokio. W sporcie nieolimpijskim, jeżeli nie stajesz na podium mistrzostw świata, to nie masz żadnego wsparcia w formie stypendiów. Nie ma też sponsorów, ponieważ często jest to sport niepokazywany w telewizji. W 2016 roku miałam mistrzostwa świata i wkraczałam w dorosłe życie. Zajęłam wtedy czwarte miejsce. W Lublinie w tamtym czasie nie było warunków do trenowania. Na miejscu miałam jedynie dziesięciometrową ścianę, a najbliższa ściana piętnastometrowa była w Tarnowie. Wtedy nie było ekspresówki i jechało się nawet cztery godziny zamiast dwie – dwie i pół godziny. Nie było to łatwe logistycznie, dlatego na dwa miesiące przed wspomnianymi mistrzostwami ąwiata, wtedy jeszcze z moich chłopakiem, podjęliśmy decyzję o przeprowadzce do Tarnowa, aby móc przygotowywać się do nich na pełnowymiarowej, 15-metrowej ścianie. Wynajmowaliśmy wtedy dwa mieszkania, jedno w Lublinie, drugie w Tarnowie. Nie była to łatwa decyzja, ponieważ wszystko opłacaliśmy z własnej kieszeni, oszczędności zaczęły się powoli kończyć, a zajęte później 4. miejsce wywołało pierwszy kryzys. I to nie chodzi o to, że przegrałam medal, ponieważ zrobiłam błąd. Na tych zawodach zrobiłam wszystko co mogłam, dałam z siebie maksimum, poświęciłam dużo i po prostu nie wystarczyło. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, czy jest sens kontynuować. Nie było z tego pieniędzy i nie dało się utrzymać, a łączenie pracy i kariery sportowej było bardzo trudne.
Mateusz stwierdził, żebyśmy spróbowali jeszcze raz do 2017 roku. W 2017 roku doznałam jednak kontuzji na mistrzostwach Europy. Już wtedy byłam gotowa rzucić wspinanie, ale Mateusz chciał, żebyśmy dali sobie ostatnią szansę ze wspinaniem. Podjęliśmy decyzję o przygotowaniach się do mistrzostw świata w Innsbrucku w 2018 roku. Na pewno duży wpływ na tą decyzję miało to, że w Lublinie w połowie 2017 roku została wybudowana pierwsza 15-metrowa ściana do treningu wspinaczki na czas. W tym czasie ze sportem łączyłam pracę i studia. Był to dla mnie bardzo wymagający okres. W Innsbrucku zdobyliśmy złoty medal i od wtedy moja kariera zaczęła nabierać rozpędu. Pojawiły się na horyzoncie igrzyska i kwalifikacje do nich w 2019 roku.
Dochodzimy do złotych czasów mojej kariery, kiedy często wygrywałam i zdobywałam wiele medali. Później pojawiła się pandemia i igrzyska zostały przeniesione. Mistrzostwa Europy w Moskwie także zostały kilka razy przeniesione. Finalnie odbyły się w listopadzie. Dla mnie były to zawody, gdzie w czasie finałów doznałam poważnej kontuzji troczka w palcu (mała część w palcu, której kontuzja może przyczynić się nawet do zakończenia kariery u wspinaczy). Byłam wtedy na dziewięć miesięcy przed igrzyskami i nie nazwałabym tego kryzysem, ale był to bardzo trudny moment i wymagający okres. Przygotowania zaczynałam praktycznie od zera, przez wiele miesięcy nie mogłam się wspinać, a Mateusz wraz z fizjoterapeutą i lekarzem musiał zaadaptować mój trening do tego, co aktualnie mogłam robić. Pod znakiem zapytania stał również mój start na igrzyskach. Finalnie wszystko skończyło się happy endem, ponieważ na igrzyskach pobiłam pierwszy raz w życiu rekord świata, awansowałam do finału olimpijskiego i zajęłam 4. miejsce.
Po tym występie moja kariera znowu zaczęła nabierać niesamowitego rozpędu. Do 2023 roku wiele razy pobiłam rekord świata i miałam medale z najważniejszych imprez, złoto z mistrzostw Europy (2022), brąz z mistrzostw świata (2021), a także wielokrotnie wygrałam poszczególne edycje Pucharu Świata. W 2023 roku odbyły się mistrzostwa świata w Bernie. Odpadłam w półfinale i nie zdobyłam kwalifikacji olimpijskiej. Był to dla mnie bardzo trudny moment, bo nagle okazało się, że przygotowania do Berna, które były moimi najlepszymi w karierze, nie pozwoliły mi osiągnąć celu. Wiedziałam, że nic lepiej nie dało się wtedy zrobić, a jednak nie zdobyłam kwalifikacji. Z drugiej strony była to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mogła mi się przydarzyć. Przy odpadnięciu od ściany w półfinale zeszła ze mnie cała presja i wszystkie oczekiwania odeszły. Poczułam się wolna, a bieg o brązowy medal był biegiem jakiego już bardzo dawno nie miałam. W tym biegu chodziło tylko o wygranie, zdobycie medalu, nie biletu, czy pobicie rekordu. Było to po prostu ściganie. Następnie czekały mnie cztery bardzo trudne tygodnie, nie tyle pod kątem fizycznym, co bardziej psychicznym.
Po tym Bernie miałam kilka wzlotów i upadków, ale zdecydowanie więcej upadków. O tym powiem kiedyś dużo więcej, bo na razie to jeszcze nie ten moment. W każdym razie w Rzymie, na kwalifikacjach europejskich do igrzysk olimpijskich, już w eliminacjach poczułam, że wróciłam. Wtedy pobiłam po raz kolejny w tym sezonie rekord świata, bardzo symbolicznie, bo jedynie o 0.008s, ale w tamtym momencie było to dla mnie niezwykle ważne. To nie były łatwe zawody. Zresztą, żadne nigdy nie były i nie będą, ale tam działo się dużo w mojej głowie. Najbardziej byłam dumna z tego, że udało nam się to opanować. Mówię nam, bo nie zrobiłam tego sama, Mateusz odegrał wtedy bardzo istotną rolę. Do Rzymu podeszliśmy zupełnie inaczej niż dotychczas. Podjęliśmy decyzję o tym, czerpaniu radości z tych zawodów, z tego, że mogę tam startować i walczyć o marzenia. Tamtego dnia doceniałam każdy kolejny bieg, byłam tu i teraz, dumna z siebie, że dałam radę. I wszystko to zaowocowało wygraniem tych zawodów i zdobyciem upragnionej kwalifikacji do Paryża. W minionym sezonie dostałam kilka ważnych i trudnych lekcji. Oboje z Mateuszem pokazaliśmy, że można zrobić wszystko idealnie, a mimo to nie osiągnąć celu, poczuć, że twój świat się właśnie skończył, a potem kilka tygodni później wrócić z kompletnie innym nastawieniem i podejściem, pobić rekord świata i zdobyć bilet na igrzyska. Mieliśmy wiele sygnałów ze środowiska, szczególnie od młodych zawodników. Praca, którą wykonaliśmy przez ten okres między MŚ a kwalifikacjami europejskimi do IO, jest dla nich ogromną inspiracją.
Odpowiadając więc na pytanie, który moment w mojej karierze był najtrudniejszy… nie jestem w stanie wybrać jednego z tych wszystkich.
Choć porażki nieczęsto Ci się zdarzają, to jednak są one zapisane w karierze nawet najwybitniejszych sportowców. Czy działają na Ciebie mobilizująco?
Zdecydowanie porażek jest więcej niż wygranych. Nawet nie lubię tego nazywać porażkami, tylko bardziej lekcjami. Z każdej przegranej można wyciągnąć wnioski i trzeba się dowiedzieć co nie zapracowało. Czy działają na mnie mobilizująco? Raczej jestem typem osoby, która z każdej swojej przegranej stara się czegoś nauczyć, dowiedzieć się, czemu coś nie poszło tak, jakbym tego chciała. Uważam, że jest to bardzo dobra cecha, ponieważ rozwijam się jako człowiek i zawodnik. Gdyby ktoś mnie zapytał o to samo kilka lat temu albo za kilka lat, to pewnie powiedziałabym za każdym razem coś innego. Nie patrzę na to w tych kategoriach. Chcę być na każdych zawodach coraz lepszym zawodnikiem i prezentować coraz wyższy poziom.
Czy mając takie doświadczenie jakie masz teraz, to miałabyś jakąś radę dla siebie, która dopiero rozpoczyna karierę sportową?
Chyba nie mam takiej rady, ani złotej recepty. Każdy błąd i potknięcie chciałabym przeżyć jeszcze raz. Dzięki nim jestem takim człowiekiem i zawodnikiem, jakim jestem. Dzięki tym wszystkim momentom osiągnęłam w sporcie tak wiele. Niczego w swojej karierze nie zrobiłabym inaczej. Przywołując jeszcze raz wspomniane już MŚ w Bernie oboje z Mateuszem wiemy, co nie zapracowało i nie była to kwestia formy psychicznej i fizycznej, ale zbyt zadaniowego podejścia do zawodów. Za bardzo skupiliśmy się na samej kwalifikacji i zdobyciu medali. Czy zrobiłabym coś inaczej? Nie, ponieważ takie podejście na tamten moment wydawało nam się najlepsze, a dzięki historii, która wydarzyła się w Bernie, jesteśmy mądrzejsi, zdobyliśmy kolejne cenne doświadczenia i skłoniło nas to do spojrzenia na pewne rzeczy trochę w inny sposób.
Czy jednym z Twoich celów pozasportowych jest popularyzacja wspinaczki sportowej? Polka osiągająca sukcesy w tak dynamicznym i widowiskowym sporcie – gdzieś już to widzieliśmy. Można znaleźć podobieństwa do słynnej Małyszomanii.
Zdecydowanie tak. Myślę, że idzie to w parze z moimi osiągnięciami – medalami i rekordami świata. To było zawsze moje marzenie, żeby stać się dla dzieci inspiracją i autorytetem. Chcę pokazywać, że jest to fajny sport, przy którym można się dobrze bawić i można też pójść w kierunku kariery zawodowej i osiągać wielkie rzeczy. Dlatego ruszyliśmy w tamtym sezonie z cyklem warsztatów pod moim imieniem. Jeździliśmy po szkołach i pokazywaliśmy na czym polega wspinanie. Prowadziliśmy zajęcia z podstaw bezpieczeństwa na ściance, pokazywaliśmy jak zacząć i to się dzieciom podobało. Jest to fajny sport, bo dużo się w nim dzieje i na wspinanie składa się dużo więcej rzeczy niż tylko wspinanie na czas, bo jest też bouldering, prowadzenie, chodzenie po górach, wspinanie się po górach, wspinanie po skałach. Jest dużo atrakcyjnych form spędzania czasu związanych ze wspinaniem.
Twoimi sportowymi idolami są między innymi Kobe Bryant, Michael Jordan i Michael Phelps. „Futbol News” to strona poświęcona w głównej mierze piłce nożnej, czy wśród Twoich idoli znajdzie się jakiś piłkarz?
Niestety nie. Nigdy nie byłam fanem i kibicem piłki nożnej.
Twój pies pozwala Ci odpocząć od całej sportowej otoczki. Jaka forma spędzania czasu z pieskiem jest dla Ciebie najbardziej relaksująca?
Formy czasu zmieniają się od pory roku. Najprostszą i najczęstszą formą są długie spacery. Nie biorę wtedy telefonu, to jest czas tylko dla nas. Uczymy się sztuczek, doszkalamy te sztuczki, które już umiemy i wspólnie się bawimy.
Jak ocenia Pani wsparcie firmy ORLEN podczas przygotowań jak i samych zawodów?
Ja mam to ogromne szczęście, że mam bardzo duże wsparcie sponsorów i partnerów. Cały mój budżet dotyczący przygotowań do igrzysk olimpijskich, ale też poprzednich imprez, jest kompletnie zabezpieczony. Mogę ze spokojną głową iść na trening i skupiać się tylko na tym co jest najważniejsze, czyli dążeniu do sportowej doskonałości. ORLEN jest moim największym sponsorem i od niego dostaję największe wsparcie. Jesteśmy razem od 2022 roku i oprócz wsparcia finansowego, bardzo cenię w ORLEN-ie to, że wspólnie dążymy do tego samego celu. Są momenty, kiedy angażują mnie w różnego rodzaju akcje, ale w pełni rozumieją także chwile, w których potrzebuję kompletnego wyłączenia i wyciszenia się i respektują to. Jest to dla mnie bardzo ważne, jeżeli chodzi o współpracę ze sponsorami – dążymy do tego samego celu, ale przy tym wzajemnie się rozumiemy.